środa, 15 sierpnia 2012

Nieoczekiwane wydarzenie

Rozdział 5
Zarówno czarownik jak i młody Lightwood popatrzyli na mnie tak jakbym im oznajmiła ,że moje włosy są naturalnie zielone ,a nocami zamieniam się w syrenę i uwodzę marynarzy. Bzdura kompletna ,ale oni patrzyli w taki sposób ,że czułam się speszona ,choć nadal pewna swojej decyzji.
-Szczęściarz z tego Twojego Damona mruknął w zamyśleniu czarownik drapiąc się po brodzie.
-Ale czy Ty jesteś pewna ,że on zrobiłby to samo ,gdyby chodziło o Ciebie? Zapytał unosząc brew delikatnie ku górze .
Miałam pewność . Niczego w życiu nie byłam tak pewna jak swojej miłości do Damona Salvatore. Jasne zdawałam sobie sprawę ,że są w przeszłości mojego męża rzeczy i zdarzenia o których wolałabym się nigdy nie dowiedzieć ,bo serce chciałoby ,żeby on już zawsze był taki jakim ja go poznałam i pokochałam. Ale przeszłość była przeszłością na którą nie miałam wpływu i nie chciałam tego rozgrzebywać. Co było to było ,a teraz i ja i Damon wiedzieliśmy jedno. Byliśmy w stanie poświęcić własne życie za drugą osobę. Na myśl ,że Damonowi coś groziło czułam palące łzy w oczach i furię.
-Nie osądzaj mnie ,ja nie zmienię zdania ,a Ty gadasz jak Stefan. Warknęłam zniesmaczona
-Przyjęłam Twoje warunki ,więc zaczynamy od jutra.
Skierowałam się ku drzwiom ,ponieważ nie miałam ochoty wysłuchiwać umoralniających gadek kogoś ,kogo podboje miłosne odbiły się echem po całym świecie...
Gdybym wiedziała w co wpakował się mój mąż zapewne zmieniłabym zdanie. . Na dworze panował mrok kiedy wracałam do domu...
(...)
W tym samym czasie Londyn około 19 30 restauracja portowa hotelu Waldorf Astoria
O tej porze restauracja pełna była ludzi. Była pora kolacji ,więc ładnie i przytulnie urządzone wnętrze ,które wypełniały pomarańczowi obite krzesła i kremowe stoły z kwiatami konwalii do w połączeniu z ciepłym światłem kandelabrów zachęcało do tego ,żeby tu wstąpić. Właśnie o takie miejsce chodziło. Tu trudniej było podsłuchać rozmowę. W głębi pomieszczenia przy stoliku pod oknem siedział Damon Salvatore. Jak zwykle cholernie seksownie. Był umówiony na dziewiętnastą ,co znaczyło ,że jego "przyjaciel" spóźniał się już przeszło pół godziny. Z głośników sączyła się cicho piosenka Dany Glover It is you. Wampira dopadły wspomnienia. Przed oczami stanęła mu twarz jego ślicznej żony. Jej uśmiech i roześmiane błękitne oczy...
Wampir ze znudzeniem obserwował ludzi tłoczących się w hotelowej restauracji. Czekanie na kogokolwiek strasznie go irytowało i teraz popijając szkocką whisky z lodem, obmyślał już plan zemsty na swoim znajomym. Choć i to nawet za wielkie słowo by określić relacje jakie go łączyły z kitsune . W chwilę później drzwi lokalu otworzyły się i do środka wszedł Schinchi. Z pozoru wyglądal jak zwykły nastolatek. Miał około metr osiemdziesiąt ,ubrany był w zwyczajny biały podkoszulek i czarne ,skórzane spodnie. Dopiero gdy się go zaczęło uważniej obserwować dostrzegało się szczegóły różniące go od ludzi. Atramentowe włosy i złote oczy w których kryły się złośliwe błyski.
-Spóźniłeś się. Syknął Damon już♦ i tak wściekły
-A co Ty sobie myślisz? Że jesteś jedynym ,który czegoś ode mnie chce? Złotowłosa jest piękna ,ale pohamuj się mój drogi. '
-Nie obchodzi mnie co myślisz. Masz ją chronić przed tą zgrają z Rady i tyle reszta to już moja sprawa. Oświadczył spokojnie
-Złotowłosa Sara jest urocza miło byłoby skorzystać ze sposobności i się zabawić. Uśmiechnął się paskudnie.
-Rusz ją ,a ukręcę Ci łeb. Odparł Damon łapiąc go za przód koszulki.
-Grozisz mi? Spytał kitsune patrząc mu w oczy.
-Nie. Ostrzegam . Padła odpowiedź.
Lisi demon zamyślił się chwilę ,po czym odezwał się cichym ,konspiracyjnym tonem
-Kochasz zabijanie ,a nam w Mystic Falls pewne rachunki do wyrównania. Zlikwidujesz naszych wrogów ,a porozmawiamy o Sarze.
-Wchodzę w to. oznajmił bez wahania Salvatore. Spotkamy się o północy przy drodze wylotowej z miasta. Dodał jeszcze i skierował się do wyjścia.
Może faktycznie się zmieniłem? Przemknęło mu przez głowę. Ostatecznie walczył przecież o zwyczajną śmiertelniczkę.
"Ona nigdy nie była zwyczajna"Odezwał się jakiś głos w jego głowie...
(...)
Po godzinie wróciłam do siebie i na swoje nieszczęście wpadłam na Stefana
-Gdzieś Ty do cholery była? Spytał znowu łapiąc mnie za rękę. Mam się Tobą opiekować do cholery.
-A co? Bawisz się w bodyguarda? Nie wyglądasz na Kevina Costnera.
Zauważyłam kąśliwie ,chcąc go minąć.
-Znowu szukałaś Damona. Rzucił obrażonym tonem. jakbym popełniła zbrodnię.
-Co Cię to obchodzi? Nie masz prawa mi... Urwałam w pół zdania usłyszawszy szelest ptasich skrzydeł. Sekundę później na parapecie okna siedział olbrzymi kruk patrząc na mnie wyczekująco.
Musisz udawać ,żeby się dowiedzieć czego chcą.
Wpuściłam go do środka ,a on zmienił postać stając się sobowtórem mojego męża.
-Kiciu moja droga... zaczął tuląc mnie na powitanie i muskając moje usta.
Mój szwagier miał minę z gatunku "What the fuck is going on? " ,ale szybko wypchnęłam go z pokoju.
Musimy wyjechać. Oznajmił mi ,a kiedy chciałam protestować położył mi palec na ustach
-Dla bezpieczeństwa Twojego i Marco...
Cholera i co teraz zrobić? Szybko zebrałam myśli i odparłam
-Nie mogę Damonie. Nie teraz. Starałam się być spokojna ,ale samo to ,że nazywałam go imieniem ukochanego wywoływało mój sprzeciw i powodowało ,że czułam się jakbym go zdradziła.
-Zostanę dziś z Tobą i przemyślisz sprawę kiciu. Powiedział łagodnie kładąc mnie na poduszkach i całując moją szyję .
Pod powiekami czułam palące łzy ,ale nie mogłam dać po sobie poznać ,że coś podejrzewam ,więc skupiłam się na i moim mężu ,który był gdzieś daleko…
Nagle poczułam ukąszenie i ból w szyi... Krzyknęłam szarpiąc się gwałtownie ,jednak moje szanse wcale nie były duże...  Cholera myśl  nakazałam sobie czując ,że za chwilę umrę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz