środa, 15 sierpnia 2012

Komplikacje

Rozdział 2
Niedziela 21 lipca 2012 Idris w pobliżu Bergen ,Norwegia
Siedziałam w ciepłym salonie Instytutu Nocnych łowców w Idrisie. Pokój był pomalowany na brzoskwiniowo ,w kominku trzaskał ogień, Zegar ścienny niedawno wybił drugą ,a ja nadal nie mogłam zasnąć. Oliwier zmyłby mi głowę i zapewne powiedział ,że o siebie nie dbam ,co zwłaszcza w moim stanie było ryzykowne. Nawet się do siebie uśmiechnęłam na tę myśl. To było zabawne. Jeśli do kobiety mówiło się w "Twoim stanie" miało się na myśli to ,że spodziewa się ona dziecka. Ja w tej chwili daleka byłam od myślenia o dzieciach i w ogóle o sprawach damsko -męskiej intymności zwłaszcza z kimś kto bie był moim mężem. Fakt ciągle go kochałam. Mimo ,że odszedł prawie dwa tygodnie temu ja nadal wierzyłam ,że wróci ,zatęskni i zrozumie. Głupio się łudziłam ,ale gdybym miała choć raz złotą rybkę bez wahania poprosiłabym ,by zwróciła mi Damona. Teraz jedyną osobą dla której żyłam był mój synek Marco Lars. Musiałam mu zapewnić dobrą przyszłość oraz pozycję należną mu z tytułu pochodzenia. Z dnia na dzień maluch był coraz bardziej podobny do ojca. Te same rysy twarzy i oczy człowiweka ,którego kochałam bez pamięci. Jedyną różnicą były włosy. Zamiast czarnych ,prostych jak u Damona buzię Marco okalały jasne loczki tak podobne do moich kiedy byłam mała. Dookoła panowała cisza. Zamknęłam oczy odtwarzając w pamięci spotkanie z "moim wampirem" Co mi umknęło? Zastanawiałam się przywołując w panięci jego twarz. I  nagle zrozumiałam. On miał szkła kontaktowe. Niebieskie. Na pozór nie do odróżnienia. Ale jego  tęczówki były czekoladowe. Jak mogłaś to przeoczyć?  Zganiłam się w myślach. Odpowiedź była prosta. Tak byłam szczęśliwa ,że jest ze mną ,że nie mogłam racjonalnie  rozumować.  W tym momencie dziedzic rodu Salvatore przypomniał mi o swoim istnieniu i potrzebie karmienia głośnym płaczem. Wstałam z obitej perkalem białej sofy i już miałam go wziąć na ręce ,gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich Stefan.
-Nie śpisz? Spytał mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów i stanowczo zbyt długo zatrzymując wzrok na mojej czarnej obszywanej koronką koszulce nocnej.
-Jakoś nie mogę zbyt wiele myślę . Odpowiedziałam cicho
-Dlaczego? Dlaczego go kochasz? Wyrzucił nagle ,a jego zielone oczy zapłonęły.
-Stefan co Ci jest? Spytałam niespokojnie ,bo to mi do niego nie pasowało.
-W czym jestem gorszy? Myślisz ,że nie będę dobrym ojcem dla Marco? Chwycił mnie za nadgarstek przypierając do ściany ,a następnie płynnym ruchem ujął mnie pod brodę i pocałował.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć ,ani wydobyć z siebie gołsu.
-Lepiej już idź wykrztusiłam w końcu. Stefan stał jeszcze chwilę patrząc mi w oczy i po chwili wyszedł minąwszy się w drzwiach z Isabel ,jedyną moją przyjaciółką wśród łowców.
-Saro rada czeka... Powiedziała szeptem i objęła mnie ,a ja poczułam ,że dygoczę na całym ciele...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz