Rozdział 2
Niedziela 21 lipca 2012 Idris w pobliżu Bergen ,Norwegia
Siedziałam w ciepłym salonie Instytutu Nocnych łowców w Idrisie. Pokój
był pomalowany na brzoskwiniowo ,w kominku trzaskał ogień, Zegar ścienny
niedawno wybił drugą ,a ja nadal nie mogłam zasnąć. Oliwier zmyłby mi
głowę i zapewne powiedział ,że o siebie nie dbam ,co zwłaszcza w moim
stanie było ryzykowne. Nawet się do siebie uśmiechnęłam na tę myśl. To
było zabawne. Jeśli do kobiety mówiło się w "Twoim stanie" miało się na
myśli to ,że spodziewa się ona dziecka. Ja w tej chwili daleka byłam od
myślenia o dzieciach i w ogóle o sprawach damsko -męskiej intymności
zwłaszcza z kimś kto bie był moim mężem. Fakt ciągle go kochałam. Mimo
,że odszedł prawie dwa tygodnie temu ja nadal wierzyłam ,że wróci
,zatęskni i zrozumie. Głupio się łudziłam ,ale gdybym miała choć raz
złotą rybkę bez wahania poprosiłabym ,by zwróciła mi Damona. Teraz
jedyną osobą dla której żyłam był mój synek Marco Lars. Musiałam mu
zapewnić dobrą przyszłość oraz pozycję należną mu z tytułu pochodzenia. Z
dnia na dzień maluch był coraz bardziej podobny do ojca. Te same rysy
twarzy i oczy człowiweka ,którego kochałam bez pamięci. Jedyną różnicą
były włosy. Zamiast czarnych ,prostych jak u Damona buzię Marco okalały
jasne loczki tak podobne do moich kiedy byłam mała. Dookoła panowała
cisza. Zamknęłam oczy odtwarzając w pamięci spotkanie z "moim wampirem"
Co mi umknęło? Zastanawiałam się przywołując w panięci jego twarz. I
nagle zrozumiałam. On miał szkła kontaktowe. Niebieskie. Na pozór nie do
odróżnienia. Ale jego tęczówki były czekoladowe. Jak mogłaś to
przeoczyć? Zganiłam się w myślach. Odpowiedź była prosta. Tak byłam
szczęśliwa ,że jest ze mną ,że nie mogłam racjonalnie rozumować. W tym
momencie dziedzic rodu Salvatore przypomniał mi o swoim istnieniu i
potrzebie karmienia głośnym płaczem. Wstałam z obitej perkalem białej
sofy i już miałam go wziąć na ręce ,gdy drzwi się otworzyły i stanął w
nich Stefan.
-Nie śpisz? Spytał mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów i stanowczo
zbyt długo zatrzymując wzrok na mojej czarnej obszywanej koronką
koszulce nocnej.
-Jakoś nie mogę zbyt wiele myślę . Odpowiedziałam cicho
-Dlaczego? Dlaczego go kochasz? Wyrzucił nagle ,a jego zielone oczy zapłonęły.
-Stefan co Ci jest? Spytałam niespokojnie ,bo to mi do niego nie pasowało.
-W czym jestem gorszy? Myślisz ,że nie będę dobrym ojcem dla Marco?
Chwycił mnie za nadgarstek przypierając do ściany ,a następnie płynnym
ruchem ujął mnie pod brodę i pocałował.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć ,ani wydobyć z siebie gołsu.
-Lepiej już idź wykrztusiłam w końcu. Stefan stał jeszcze chwilę patrząc
mi w oczy i po chwili wyszedł minąwszy się w drzwiach z Isabel ,jedyną
moją przyjaciółką wśród łowców.
-Saro rada czeka... Powiedziała szeptem i objęła mnie ,a ja poczułam ,że dygoczę na całym ciele...
środa, 15 sierpnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Archiwum bloga
-
▼
2012
(36)
- ► października (5)
-
▼
sierpnia
(19)
- Living to love you....
- Wszystko ma jakiś sens. Musi mieć. Ale trzeba się ...
- Wreszcie jak rodzina
- Łowca ma dziś wolne
- Przepraszam Saro ,nie możesz z nim być...
- "Dziś wiem ,życie cudem jest"
- Dla kici ;**
- It is you. I know that.
- Że co? Wróżki?
- Akcja... Sara będzie moja...
- Wspólne chwile ;*
- Ja .Elena i... no właśnie
- Jeszcze większe kłopoty ,czyli wszystko zostaje w ...
- "Nie Twój interes skarbie..." czyli gołąbki mają j...
- Nieoczekiwane wydarzenie
- Intrygi
- Plany
- Komplikacje
- Początki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz