piątek, 31 sierpnia 2012

Living to love you....

Pewnie się zastanawiacie jak kobieta ,która ma tyle obowiązków co ja zdołała zaplanować rocznicę ślubu i prezenty dla męża.  Ale miałam czas ,a przynajmniej na tyle ,żeby coś zorganizować. Za domem wzniesiono  małą stajnię. Cieszyło mnie to rozwiązanie gdyż stylowy czarny motor oraz kary ogier z białą grzywą swobodnie się zmieściły. Poza tym stał tam jeszcze jego prezent o którym mówił ,że nie spełnię obietnicy. Niebieski pegaz z różową grzywą. Reszta atrakcji czyli kolacja na jachcie i upojna mam nadzieję noc miały dopiero wyjść w praniu. Kurczę zaczynałam rozumieć czego zazdroszczę typowej rodzinie. Bawiliśmy się z dzieckiem ,śmialiśmy się i wspominaliśmy. O dziwo Damon zgodził się na wino ,a to już było coś ,bo odstępstwo od whisky było świętem. Nagle popatrzyłam na niego i spytałam
-Damon... Jak widzisz naszą przyszłość? Przytuliłam głowę do jego ramienia.
Tak wiele o tym myślałam.  Pragnęłam ,by mój syn dorastał w kochającej rodzinie ,być może mieć jeszcze jedno dziecko.  Ech przyziemne ,ale  prawdziwe. Zawsze tak było. Marzymy o tym czego mieć nie możemy ,albo po prostu wiele musimy poświęcić od siebie.
****
Keenan wyglądał jak wściekły lew w złotej klatce. .
-Wiem jak ją odzyskać. Ale potrzebuję pani Eleny...
Plan zakładał ,że kuzynka panny Sary wykradnie pamiętnik swego przyszłego ukochanego ,a Keenan po przeczytaniu wspomnień zmanipuluje informacje i wmówi Sarze ,że Damon ją zdradził... Wtedy on zjawia się w roli pocieszyciela
-Ty chyba żartujesz

Wszyscy obecni w lofcie zamarli.  O dziwo osoby ,które miał za przyjaciół opowiedziały się po mojej stronie. Niestety dla nas trafili na podatny grunt ,a wszystko przez jednego demona i fakt ,że Stefano miał chwilową fazę Sara ,a może zazdrościł bratu żony...  A to był dopiero początek naszych kłopotów.
Tymczasem Elena poznała plan Keenana przez Luigiego...
-Świetny pomysł chętnie to dla Was zrobię brunetka zatarła ręce uśmiechając się chytrze.
Miała świetny plan ci do tego jak zdobyć obu braci Salvatore ,a Luigi i Keenan niemal podali jej rozwiązanie problemów na tacy.  Elena wiedziała ,że zdrada Damona by mnie zabolało i to aż nadto
Całą scenę podsłuchał mój szwagier ,który próbując się do mnie dodzwonić niestety mu nie wyszło ,bo dziś nie byłam w nastroju do poważnych rozmów.  Zresztą pewnie bym mu nie uwierzyła gdyby powiedział prawdę
***
Tymczasem mój ojciec siedział samotnie. Dziwne to było jak na niego. Bez wpływu Stephena zapragnął mieć swoją córkę czyli mnie....
-Isabel ja muszę ją znaleźć sprowadzić tu wyjaśnić wszystko ,bo za nią tęsknię... i to bardzo. Wyznał jej zaskakując nawet siebie.
Nie miał pojęcia ,że jego psychika jest stale wymazywana ,a jego rzekome decyzje podejmuje ktoś inny. A to oznaczało nawet zagładę naszego świata i wszystkiego co w życiu ważne....

środa, 29 sierpnia 2012

Wszystko ma jakiś sens. Musi mieć. Ale trzeba się liczyć z konsekwencjami...

Kochani wiem ,że trochę trwało zanim napisałam nowy post ,ale musiałam nad nim dobrze pomyśleć . ;)

Czas płynął mi spokojnie. Wiedziałam ,że będąc z Damonem jestem na swoim miejscu gdziekolwiek ono jest. Z jakiegoś powodu przeczuwałam ,że jeszcze będę szczęśliwa i ta wizja trzymała mnie przy życiu. Siedzieliśmy razem tuląc się do siebie i świętując naszą rocznicę. Powoli docierało do mnie jak wielkie mam szczęście. Mój syn powoli dorastał i oboje z Damonem zdawaliśmy sobie sprawę ,że Marco będzie obdarzony dużą mocą ,podobnie jak my. Dopóki miałam zmieniacz czasu otrzymany od Naila mogłam zostać z rodziną tak długo jak chciałam. Oczywiście nie będzie to trwać wiecznie ,ponieważ mieliśmy swoje obowiązki. Trudne ,ale ważne.
Gdybym wiedziała ,że za jakiś czas los wreszcie okaże się łaskawy dla rodziny Salvatore pewnie inaczej bym  reagowała na zaistniałą sytuację. Marzyliśmy o spokoju. Co za ironia. Łowca i wampir plus spokój. To się nawet nie mieściło w jednym zdaniu. Uśmiechaliśmy się do siebie jak wariaci. Ktoś kto nas nie znał mógłby pomyśleć ,że to wariactwo. Nie dla nas. Uczyliśmy się żyć chwilą.
Nasze telefony oba od czasu do czasu wygrywały melodyjki dzwoniąc i dopominając się odebrania. Dziś jednak byliśmy poza zasięgiem. A konsekwencje... Lepiej o nie nie pytać.
****
W tym samym czasie mój wróż ,chociaż ja sama nigdy tak bym go nie określiła ,bo po prostu był dla mnie obcą osobą ,a co ważniejsze wiedziałam że nigdy nie  obdarzę go głębokim i szczerym uczuciem o  jakim marzył i jakiego oczekiwał. Chłopak wszedł do apartamentu i od razu wyczuł jakąś zmianę. Stanął w salonie ,gdzie dzięki pomysłowości jego głównego doradcy siedziała kobieta podobna do mnie.
Mogła mnie imitować tak długo jak Keenanowi nie przyszło na myśl ,by mnie dotknąć ,albo wykonać inny drobny gest względem mojej osoby. Jak łatwo się domyślić mężczyzna długo nie wytrzymał. Zresztą trudno go o to winić ,biorąc pod uwagę fakt ,że desperacko poszukiwał tej swojej królowej ,której przeznaczeniem było stawić czoło jego podłej matce.  Szkoda tylko ,że padło akurat na mnie ,kobietę ,która już znalazła swego księcia z bajki.
Gdy tylko Keenan dotknął policzka dziewczyny ta obdarzyła go pięknym uśmiechem ,tak podobnym do mojego własnego i wróż z satysfakcją odkrył ,że jego "wybranka" wreszcie zdecydowała się pójść na pokojową współpracę. Uczucie szczęścia ,które wypłynęło na jego twarz szybko zmieniło się w szok ,a potem zastąpione zostało wściekłością.
-Co to wszystko znaczy?- warknął gniewnie ,gdy tylko śliczna blondyneczka rozpłynęła się w powietrzu.
Dopadł Naila jednym szybkim ruchem poderwał go z krzesła i chwycił za koszulę.
-Gdzie jest Sara? -Zapytał przez zaciśnięte zęby ,a jego piękne i zazwyczaj łagodne oblicze przybrało odcień purpury.
-Wysłałem ją tam gdzie jej miejsce .-odrzekł królewski doradca bez cienia strachu w głosie.
-Do Damona? -rzucił wypowiadając imię wampira w taki sposób jakby było najgorszą obelgą na świecie.
Stojący ,a właściwie wciąż tkwiący w jego uścisku mężczyzna skinął głową  ,aż zatrzepotały jego skrzydła ,które z powodu słabo kontrolowanych emocji ujrzały światło dzienne.
-Musisz zrozumieć ,że ona musi podjąć tę współpracę z WŁASNEJ woli. Nie możesz jej zmusić.
-A przede wszystkim Sara zasługuje na to ,żeby znać fakty. Prawdę. Jeśli zrozumie ,że ta gra toczy się także o życie Damona i Marco łatwiej będzie nam ją przekonać do tego ,by nam pomogła... Tłumaczył cierpliwie.
Nagle królowi lata przyszedł do głowy pewien chytry pomysł. Puścił swego przyjaciela ,tak gwałtownie ,że ten upadł na podłogę . Przeczesał swoje miedziane włosy palcami i uśmiechnął się do siebie ,a w jego złotych oczach zatańczyły małe płomyki.
-Mam plan jak ją do tego nakłonić- oznajmił spokojnie i zaczął krążyć po pokoju
-Tego się właśnie obawiam -mruknął zrezygnowany Nail wstając z podłogi i otrzepując z kurzu swoją czerwoną marynarkę.
Jego słowa nie zostały jednak usłyszane. Na szczęście.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Na razie kończę  w następnym poście ,który pojawi się jutro  dowiecie się co planuje Keenan ,a także jak zareagowali łowcy na postępek Sary ,oraz jak sama Sara postrzega ukochanego i jakie związki łączyły Damona z matką żony.
Pozdrawiam i zapraszam do lektury;*
PS Dziękuję za wszystkie komentarze;)


sobota, 25 sierpnia 2012

Wreszcie jak rodzina

Post jak już niektóre poprzednie powstał przy współpracy z Alexem ,Słonko tę część bloga lubię najbardziej;*

Damon :
Siedziałem w salonie naszego domu we Florencji.
Dawno tu nie byłem ,za dużo spraw na głowie i w ogóle ,by myśleć o chwili spokoju
. Ale nie dzisiaj. Tym razem musiałem wrócić do miejsca ,które nazywałem domem ,by spędzić trochę czasu z moim ukochanym synkiem..
Tylko on  mi został w tym wyjątkowym dniu,rocznicy mojego ślubu z Sarą.
 Moja ukochana była daleko, czułem to, i nawet pomimo starań nie mógłbym do niej dotrzeć.
 Został mi więc tylko Marco.
- Wiesz, że tatuś za tobą tęsknił? - uśmiechnąłem się do malucha i musnąłem jego czoło.
 Młody Salvatore wlepił we mnie te swoje bystre oczy, tak podobne do moich własnych.
Chwilami mam wrażenie, że Marco rozumie więcej niż nam się zdaje. Mimo, że ma zaledwie kilka miesięcy.
Boże... jakim ja jestem ojcem... Jeszcze gorszym niż Giuseppe, ciągle mnie nie ma, zostawiam swojego synem pod opieką przypadkowych ludzi.
A wszystko przez to zamieszanie z łowcami.
Co najśmieszniejsze ich przywódcą jest mój teść.
 Zamyślony nawet nie zauważyłem kiedy ktoś stanął za moimi plecami. Świetnie! Nawet nie mam jakiegoś instynktu samozachowawczego, a może to dlatego, że wyczułem znajomy zapach.
 - My za Tobą też kiciu-mruknąłem z łobuzerskim uśmiechem  całując żonę na powitanie
Odłożyłem małego do kołyski i podszedłem do Sary, tym razem tuląc ją mocno.
- Dawno się nie widzieliśmy - stwierdziłem - Kilka dni a minęło jak miesiąc - odgarnąłem z szyi Sary kosmyk włosów i musnąłem ją wargami.
-Tak, stanowczo zbyt rzadko się widujemy..., pomyślałem.
- Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy - dodałem przesuwając się z pocałunkami na policzek żony - Mam dla Ciebie niespodziankę ale przedtem mamy trochę czasu - uśmiechnąłem się i musnąłem płatek jej ucha..
-To co chciałabyś robić?- szepnąłem.

Sara :
 Czy wierzyłam Nailowi na słowo? Nie. Nie ufałam wróżkom ,ani na jotę ,ale pragnienie spotkania z rodziną i spędzenia z moimi mężczyznami ,choć kilku dni było silniejsze ,niż strach przed tym ,że coś może pójść nie tak.
Jeśli chciałam ,by ten dzień był wyjątkowy to byłam pewna ,że dzięki Damonowi taki właśnie będzie. Nic nie było w stanie mi go popsuć. Uśmiech mojego męża ,kiedy patrzył mi w oczy był najpiękniejszym widokiem na świecie. Zastanawiałam się czy on podobnie jak ja tęsknił za tymi chwilami ,kiedy mogliśmy być jak każda przeciętna rodzina.  Miałam w głębokim poważaniu intrygi wróżek ,łowców czy cholera wie kogo jeszcze. Przytuliłam się mocno do Damona muskając jego usta czułym pocałunkiem. Mój syn z kolei jakby wyczuwając ,że jego rodzice zaznali odrobiny szczęścia uśmiechnął się do nas ,a ja żałowałam ,że nie mam przy sobie aparatu ,by tę chwilę uwiecznić.
-Dziękuję kochanie -odpowiedziałam wesoło głaszcząc go po policzku.
Tak bardzo ich kochałam ,że ciągle mało mi było ich towarzystwa. Wiedziałam ,że ciągle walczę o to ,by ,któregoś pięknego dnia oni mogli być szczęśliwi. A co najważniejsze zarówno on jak i ja wiedzieliśmy ,a raczej wierzyliśmy ,że taki dzień nadejdzie.
-Uwielbiam niespodzianki. -powiedziałam cicho robiąc słodkie oczy małego kociaka i znowu go przytuliłam. Splotłam nasze palce dostrzegając na nich obrączki ,które Damon zamówił dla nas kilka miesięcy wcześniej. Były srebrne i proste zdobne włoskim napisem  "Na zawsze razem"
-Chyba zacznę wierzyć w cuda- oznajmiłam cicho i przysiadłam obok ukochanego na miękkiej ,kremowej sofie.
-Może po prostu wybierzemy się na spacer nad morze ,a potem posiedzimy w ogrodzie ,porozmawiamy... -rozmarzyłam się i pocałowałam Damona odgarniając mu z czoła kosmyk ciemnych włosów.
-A potem dostaniesz prezent -oświadczyłam konspiracyjnym tonem ,puszczając mu perskie oczko. Sekundę potem do pokoju wpadła Steffi  nasza suczka rasy lablador i zaczęła nas oboje obwąchiwać i lizać po rękach merdając ogonem. Z kąta w rogu pokoju podniósł się Filemon i zaczął łasić się do naszych nóg..
-Kocham Was skarby.- szepnęłam wtulając się w Damona z uśmiechem.
Zapowiadał się niesamowity wieczór i cudowna noc ,a ja poczułam ,że rozpiera mnie szczera ,wręcz dziecinna radość.



piątek, 24 sierpnia 2012

Łowca ma dziś wolne

Tak byłam zajęta tym ciągłym zbawianiem świata ,że nawet wypadło mi z głowy ,żeby wreszcie odpocząć zająć się sobą i pobyć normalną dziewczyną,. Dwudziesty czwarty sierpnia to dzień naszego najważniejszego święta. Rocznica ślubu. Siedziałam sobie na wygodnej sofie w apartamencie Keenana ,który za żadne skarby świata nie chciał słyszeć o tym ,bym po prostu zajęła małą ,ale przytulną sypialnię. Tak ,więc miałam teraz do dyspozycji salon z wszystkimi możliwymi gadżetami od ledowego telewizora przez laptop do wideofonu. Na nic się zdały tłumaczenia ,że po pierwsze nie potrzeba mi tego wszystkiego ,a po drugie to nawet mnie nie zna. Wziął mnie wtedy za rękę , spojrzał mi w oczy i powiedział : "Moja królowa musi mieć wszystko czego tylko zapragnie". Przytulił mnie do siebie i głaszcząc mnie po włosach musnął moje czoło.
-Musisz się przyzwyczaić do nowego życia .Patrzył na mnie długo ,intensywnie . Nie odpowiadałam tym samym. Miałam do niego żal za to co zrobił. On zdawał się w ogóle nie zauważać tego ,że była chłodna jak lód ,obojętna na każde jego słowo. Nie będę jego zabawką ,chociaż on wolał mówić "królowa". Pff ,chyba mu na mózg padło.
-Damon Cię nie kocha... oznajmił mi jeszcze zanim wyszedł. Nie skomentowałam tego . Nie miał prawa tak się mądrzyć nie znając sytuacji. Usiadłam przy rzeźbionym biurku z mahoniowego drewna i wyjęłam swój pamiętnik. Być może to było głupie ,ale w dniu rocznicy naszły mnie wspomnienia i musiałam przelać je na papier. Od czego tu zacząć? Zapisałam datę ,a później swobodnie pozwoliłam płynąć słowom. Pamiętałam ,że nasza miłość rozkwitła w Mountain Rouge ,gdzie przyjechałam za Stefanem po walce z łowcami w której zostałam ranna. Właściwie uraz był śmiertelny ,ale nie mówiłam o tym Stefanowi. Nie lubił mnie ,albo przynajmniej udawał ,że mnie nie znosi. Przyjechałam do Domu Pielgrzyma jak nazwano to miejsce ubrana w ciemnozieloną sukienkę i płaszcz podróżny włosy rozpuściłam. Weszłam do małego pomieszczenia i w tym momencie wampir się odwrócił.
-Hej powiedziałam z uśmiechem ,a on podszedł i mnie przytulił ,co nie uszło uwagi Katherine ,która do czegoś tam była potrzebna.
-Wszystko w porządku? Spytał nie wypuszczając mnie z objęć. Boże jak ja za nim tęskniłam.. Wdychałam jego zapach i jeszcze przez chwilę patrzył mi w oczy.
-Odświeżę się i odpocznę. Powiedziałam po chwili ,a on skinął głową i wypuścił mnie z uścisku. Nie zeszłam już na dół cały wieczór przesiedziałam u siebie . Nie odnowiłam zaklęć toteż wszystko mnie bolało.  Bok wręcz rozszarpywał mi od środka ogień. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Podniosłam się z łóżka na którym leżałam i podeszłam do drzwi. Stał tam Damon.
-Saro... Sara co Ci jest? spytał widząc moją minę.  Cholera wydało się. Nie mogłam go okłamać.
-Ja wiem ,że są takie dni kiedy kobiety umierają z bólu ,ale to potrafię wyczuć więc...
Odetchnęłam głośniej i powiedziałam.
-Ja... umieram...  wyznałam a on przez sekundę wyglądał jakby miał zaraz zemdleć.
-Jak to się stało? Pociągnął mnie za rękę i usiedliśmy na łóżku. Położył mnie i zaczął głaskać moje ramię. Po chwili do tej pieszczoty doszły pocałunki. Musnął moje wargi ,po chwili szyję i ramię.
-Nie pozwolę Ci umrzeć szepnął mi do ucha.
-Dlaczego? Pytam zdziwiona przekręcając się na bok ,by spojrzeć mu w oczy.
-Bo..  jesteś wyjątkowa. Znajdę lek...  A jeśli nie to... musnął wargami moją szyję..
-To co? Zastanawiałam się czy myślał o tym samym co ja.
-Zamienisz mnie w wampira? Odważyłam się w końcu powiedzieć .
-Jeśli będziesz tego chciała. Odszepnął nawijając na palec pasmo moich włosów.
Chciałabym tylko pod jednym warunkiem . Jeśli Damon  byłby przy mnie. Jakby czytając w moich myślach pan Salvatore odezwał się ponownie.
-Nie zostawię Cię z tym samej. Podniósł się na łokciu i upił łyk stojącej na stoliku whisky.
-Kobiety są jak trunki. Elena jak wino. Słodka ,uderza do głowy ,ale po jakimś  czasie masz dosyć.
-A ja? Jaka ja jestem? Spytałam zaciekawiona i oparta o poduszki uśmiechnęłam się.
-Ty... Jesteś jak... Zastanawiał się chwilę obserwując mnie ze zmarszczonym czołem.
-Jak koniak. oznajmił z błyskiem w oczach.
-Koniak? A masz na to jakieś uzasadnienie? Uniosłam zadziornie brew.
-Jesteś wyjątkowa ,droga ,piękna i niedostępna dla wszystkich. Odparł tuląc mnie mocniej.
Rozmawialiśmy o jakichś błahostkach ,gdy poprosiłam
-Opowiedz mi  coś z Włoch. Z przeszłości. Lubię słuchać Twojego głosu. Powiedziałam wtuliwszy się w jego pierś zamykając oczy
Wyczułam ,że chłopak się uśmiecha.
-Skoro chcesz....  Kiedyś ojciec kupił pięknego konia. Karosz. Nazwaliśmy go Flavio. I zakradliśmy się do stajni.... Stefan podszedł do niego od tyłu i się biedny zwierzak spłoszył. Skończyło się na kopnięciu i awanturze z ojcem.
-Biedaczek... westchnęłam sennie się śmiejąc. Ten wieczór był jednym z najpiękniejszych w moim życiu.
****
Kilka dni po tym wszystkim  mój ukochany poszedł do czarownika nazwiskiem Oliwier Woods . Był to jakiś dawny znajomy Damona z Londynu i jeden z pierwotnych czarowników. Kiedy wampir wszedł do pomieszczenia ,które zajmował Woods  w nozdrza uderzył go odór jakiegoś eliksiru. Muszę być jak Romeo. Na to Oliwier Zakochany? Nie musisz mnie zabić inaczej łowcy nas namierzą. Oświadczył stanowczo
Wyjął telefon i napisał krótką wiadomość
"Jak to przeczytasz ,pewnie mnie już nie będzie. Musisz mi zaufać. PS Kocham Cię"
Byłam wtedy na spacerze. Gdy zobaczyłam nadawcę wiadomości  na mojej twarzy wykwitł uśmiech . Po przeczytaniu  SMS-a zastąpiło go przerażenie. Pognałam jak oparzona. W życiu nie byłam tak przestraszona. Wpadłam do pokoju Oliwiera i rzuciłam się na niego ze sztylletem
-Ty podły...cedziłam przekleństwa po norwesku zadając ciosy. Pewnie bym go zabiła ,gdyby w tym czasie do pokoju nie wpadł Stefan. Zaraz za nim weszła  Katherine.
-Sara nie już ... opanuj się . Chwycił mnie za ramiona ,ale szybko się wyrwałam. Padłam na kolana przy Damonie i rozpłakałam się.
-Kocham Cię  Damon nie zostawiaj mnie samej...
Łzy leciały nieprzerwanie.
-On ożyje  powiedział Woods rozcierając sobie szyję. Siedziałam tak na nim jak w letargu.
-Wyjdź stąd Saro...  Zażądał zimno ,a ja nie mając wyjścia wykonałam polecenie.  Byłam skołowana . Gdybym ja wtedy znała ten jego plan to nigdy bym mu na to wszystko nie pozwoliła. Słyszał każde z moich słów ,potem mi o tym powiedział.
Kiedy się ocknął  od razu mnie znalazł. Siedziałam w swoim pokoju zapłakana i zamyślona.
Zeszłam tylko po sok i stanęłam jak wryta.
-Damon! Boże święty...
Wziął mnie na ręce i zaczął już wtedy całować.
-Ty wariacie jak mogłeś ? Zapytałam między pocałunkami  Tak się bałam ,że Cię stracę ,że...
Nie zwracałam uwagi na to ,że oboje mieliśmy na sobie coraz mniej ,a nasze pocałunki stały się odważniejsze ,a pieszczoty śmiałe. Badałam jego ciało jakbym je chciała znać na pamięć.
-Kocham Cię Saro. Powiedział poważnie ,a mnie serce zabiło bardzo szybko ,bo pierwszy raz użył tych słów. Oczy zaszły mi łzami wzruszenia. Nic nie było w stanie tego zepsuć. To była nasza pierwsza noc. I była idealna.
-I ja Cię kocham Damonie. Odrzekłam całując go namiętnie.
-Wiesz... Chciałbym ,żebyś zawsze już była moja. Zostań moją żoną.
Przez chwilę rozważałam sens tych słów ,a kiedy do mnie dotarło zapytałam
-Kiedy? Teraz?
-Tak teraz... Odszepnął i popatrzył na mnie.
Nie musiałam się długo zastanawiać. Chciałam tego najbardziej na świecie.
-Daj mi się przebrać ,nie pójdę do ślubu w koszuli nocnej. Stwierdziłam ze śmiechem unosząc brwi.
-Wyglądałabyś seksownie. Puścił mi oczko i wyszedł. Z kufra w rogu pokoju wyciągnęłam jedyną porządną suknię jaką dysponowałam. Błękitną ,marszczoną . Uczesałam włosy w kok ,zrobiłam delikatny makijaż i zaczekałam na mojego przyszłego męża. Wrócił po chwili w koszuli ,dżinsach i marynarce. Trzymając się za ręce ruszyliśmy do małej kapliczki. Weszliśmy do odrestaurowanego renesansowego wnętrza i stanęliśmy pośrodku mniej więcej na przeciw ołtarza. Damon ujął moją dłoń i zaczął uroczyście składać przysięgę małżeńską. Była tak piękna ,że się popłakałam ,ale nie potrafię jej przytoczyć. Kiedy skończył ułożyłam coś podobnego ,choć mówiłam z serca i brzmiało jak telenowela. Potem Damon mnie pocałował i szepnął
- Moja żona... był wzruszony i szczęśliwy. Widziałam to.
-Mój mąż odparłam cicho. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu i szczęściu jeszcze przez moment po czym z naszej bajki ruszyliśmy na spotkanie nowym wyzwaniom.
Miałam coś jeszcze dopisać ,gdy drzwi mojego pokoju otworzyły się i zastałam w nich Naila ,tego sługę pana wróżki. Zatrzasnęłam notes i wstałam.
-Czego chcesz? Zapytałam dość obcesowo.
-Chcę Ci pomóc. Odrzekł patrząc na mnie brązowymi tęczówkami. Wyjął spod koszuli złoty łańcuszek ,a na nim z kolei wisiał niewielki złoty zegarek.
-Jeśli to założysz i obrócisz trzy razy myśląc o Damonie znajdziesz się tam gdzie on. Poinstruował mnie z uśmiechem.
Przez moment stałam w szoku
-Dlaczego? Wydusiłam tylko bezsilnie
-Cóż to ważny dla Ciebie dzień. Powiedzmy ,że łowca ma dziś wolne. Mrugnął do mnie ,a ja objęłam go za szyję.
-Dziękuję ,dziękuję Pisnęłam radośnie i zaraz dodałam Jestem Twoją dłużniczką.
Zrobiłam to co mi polecił wcześniej i w chwilę później znalazłam się w naszej rezydencji.
Przeszłam do salonu ,a tam zastałam już uśmiechniętego Damona trzymającego na kolanach naszego synka Marco Larsa.
Przytuliłam i ucałowałam obu szepcząc
-Jak ja za Wami tęskniłam...
To było najpiękniejsze co mogłam sobie wymarzyć. Cisza ,spokój i kochająca rodzina u boku. Nareszcie byłam u siebie. To tu było moje miejsce na ziemi. Tu we Florencji był mój dom.


czwartek, 23 sierpnia 2012

Przepraszam Saro ,nie możesz z nim być...

Ten dzień ,a właściwie wieczór i noc były cudowne. Wtuliłam się w Damona kiedy zaczęła morzyć mnie senność Nie chciałam zasypiać ,dlatego ,że świt oznaczał rozłąkę. Nienawidziłam dni. Były teraz takie trudne... Wiecznie trzeba coś było udawać i jeszcze mówić "Będzie dobrze". To noce przynosiły mi ukojenie. Jakkolwiek to brzmiało było prawdą. Nocami mogłam kontaktować się z Damonem w snach i sprawdzić czy z moim dzieckiem wszystko dobrze. Szczerze mówiąc zmęczyła  mnie rola wiecznej uciekinierki i zbawicielki świata. Marzyłam o tym samym co Damon. O domu ,o tym byśmy mogli normalnie żyć. Długo czekałam na to by mieć rodzinę ,s teraz kiedy miałam usiłowano mi ją odebrać. Może to i było samolubne ,ale momentami miałam ochotę powiedzieć "Zostawcie  nas wreszcie w spokoju " ,wyjechać . Powiedzieć Damonowi "Zabierz mnie stąd i pozwólmy sobie wreszcie na miłość". Stałam przy oknie i patrzyłam na niego . We śnie był tak piękny ,że ledwie wytrzymałam ,by po prostu nie zacząć go całować. W końcu usiadłam na łóżku i faktycznie to zrobiłam. Złożyłam na jego ustach pocałunek i wyszeptałam "Kocham Cię" . Gdybym tylko wiedziała ,że przyjdzie mi długo poczekać ,aż nadarzy się okazja ,by mu to powiedzieć...
*****
-Każdy pamięta swoją  rolę? Keenan rozejrzał się potwarzach swoich ludzi z wyraźnym oczekiwaniem.
-Jasna sprawa -wyrwało się Ethanowi ,który od zawsze był żywiołowy i chciał być w centrum uwagi.
-To nie jest dobry pomysł. Tej dziewczynie należy się jakieś wyjaśnienie. Głos zabrała Donia ,najbliższa i chyba jedyna przyjaciółka ,króla wróżek. .
-Nie mamy czasu na zabawy... Keenan był wyraźnie rozdrażniony. Trzeba ją ściągnąć do Norwegii . Wmówić jej ,że ktoś coś od niej chce... Ten Jace czy ojciec. Wróż zaczął krążyć po pomieszczeniu .
-Lepiej ją zostaw... ona jest zakochana przestańcie ją dręczyć. Za takim rozwiązaniem ujęła się osoba po której najmniej się tego wszyscy spodziewali- Nail ,królewski doradca. Niestety nikt nie był chętny do tego, by wysłuchać jego racji ,dlatego zamilkł niepocieszony kręcąc głową i mówiąc bezgłośnie "Będą kłopoty"
****
Gdy tylko otworzyłam oczy mój mąż zdążył się już ulotnić. Zapewne wrócił już do swoich obowiązków. Spojrzałam na kwiaty stojące na nocnym stoliku i uśmiechnęłam się. Ten bukiet był dowodem tego ,że nie wymyśliłam sobie nocnej wizyty mojego męża. Ubrałam się szybko w zwyczajny kremowy golf i ciemne spodnie, Nawet nie lubiłam kremowego ,a Damon w życiu nie założyłby niczego co pochodziło z second-handu. Postanowiłam ,że przy następnym spotkaniu wyciągnę go na jakieś małe zakupy. Związałam włosy w koński ogon i nie przestając się uśmiechać zeszłam na dół. Dobry humor ,jednak szybko mnie opuścił. Przy barze zastałam Elenę ,Stefana i jeszcze jednego chłopaka ,którego nie znałam. W powietrzu wyczuwało się napięcie.  Podeszłam do całego towarzystwa rzucając zbiorowe "cześć" ,choć do szwagra od czasu pamiętnego pocałunku odzywałam się tylko w razie konieczności ,a z Eleną zawarłam niemy pakt ,nie skaczemy sobie do oczu ,bo w końcu obie chcemy chronić Damona. Na dźwięk mojego głosu miedzianowłosy mężczyzna odwrócił się ,jakby go poraził prąd.
-Sara... To naprawdę Ty...
Szepnął  patrząc na mnie jakbym była ósmym cudem świata. Jego tęczówki  miały barwę płynnego złota. Był przystojny fakt. Ale nie to mnie niepokoiło. On się we mnie wpatrywał ,jakby chciał mnie prześwietlić.
-Co tu się wyrabia? Spytałam wściekła piorunując ich wzrokiem.
Głos zabrał Stefan. Nie patrzył na mnie tylko w swoją szklankę z herbatą.
-Keenan Cię szukał ,a Isabel powiedziała mu ,że pojechałaś do Fall's ... z Eleną.. zająknął się i spuścił oczy.
No tak. Czego ja się spodziewałam... Isabel miała za długi jęzor.
-Tak? A czego Keenan ode mnie chce? Zapytałam ostrzej niż zamierzałam.
-Nie tu... Ściany mają uszy powiedział konspiracyjnie głaszcząc mnie po ręce. Co za typ! Jak on śmie? Zastanawiałam się zagniewana. Cofnęłam dłoń i od razu przeszłam do rzeczy.
-Nie życzę sobie... zaczęłam ,ale od razu mi przerwał.
-Napij się i porozmawiamy. Ton jego głosu był zaskakująco łagodny ,co biorąc pod uwagę sytuację raczej nie było normalne.
Bezczelnie rozsiadł się na parkowej ławce i objął mnie ramieniem.
-Napij się . Rzekł podając mi złoty kielich ,wyglądający jak ten ,który już widziałam w sali Anioła. W środku była ciecz mająca podobną barwę ,ale zapach... Pachniała wszystkim co kochałam. Chińską różą ,cynamonem ,pomarańczą i ulubionymi perfumami Dolce i Gabbana.
-Saro ... Nie możesz być z Damonem . Oświadczył poważnie patrząc mi w oczy. To ważne. Potrzebujemy Cię. Dodał jakby to wszystko wyjaśniało.
Aż się zakrztusiłam.Czy on się czasem nie za bardzo rozpędził?
-Nie mogę? A kto mi zabroni? Ty? wycharczałam ,kiedy wreszcie przestałam pluć tym czymś. Chyba winem . Zresztą chrzanić to. Nie będzie mi jakiś... dziwak mówił jak ma wyglądać moje życie. W ogóle co to przepraszam? Cyrk?
-Ale ja nie potrzebuję Ciebie kimkolwiek jesteś i cokolwiek robisz ,rozumiesz? Wrzasnęłam zrywając się z miejsca i bryzgając dookoła resztkami musującego napoju.
-Saruś...Sara Kiciu... powiedział tonem Damona. Nagle widziałam swojego wampira...
Co się dzieje? Myślałam zdezorientowana . Nie wiedziałam ,że król lata miał pewien specyficzny dar. Nawet łowcy nie są odporni na niektóre rodzaje magii. Widać ta wróżkowa jest niesamowicie silna. Powieki mi opadły i nie pamiętałam już nic.
Zza krzaków hortensji wynurzył się oddział ,a właściwie królewska gwardia ,a pośród drzew wyrosły nagle drzwi. Niebieskie i świecące. Ależ ludzie są ślepi doprawdy. Z boku wyglądało to tak jakby Keenan niósł na rękach swoją nietrzeźwą dziewczynę. Weszliśmy w ten niebieski punkt i wszystko dookoła zawirowało. Chwilę później cała nasza dość dziwna brygada znalazła się na miękkiej zielonej trawie przed królewskim pałacem. Był biało-złoty wykonany z białego kamienia ,jeśli chodzi o fundamenty ,ale resztę stanowiły wielobarwne kwiaty . Różowe ,białe ,niebieskie ,żółte ,czerwone i pomarańczowe ,a także pnącza.  Dookoła kręciło się mnóstwo istot. Nimfy ,driady wróżki ,a nawet zwierzęta.
Wtedy właśnie otworzyłam oczy. Od razu wyczułam ,że coś jest nie tak. Zerknęłam w górę i napotkałam wzrok swojego porywacza ,bo chyba inaczej nie można tego co zrobił nazwać inaczej.
Mimo ,że kręciło mi się w głowie zerwałam się na nogi i uderzyłam go mocno w twarz.
-Co Ty sobie wyobrażasz do cholery? Wrzasnęłam na cały głos.
Zaskoczony wróż ujął mnie za ramiona i patrząc w oczy powiedział
-Nie możesz wrócić ... Nie możesz wrócić do Damona...

środa, 22 sierpnia 2012

"Dziś wiem ,życie cudem jest"

Szukając prezentu chciałam ,by było to coś co choć częściowo pozwoli nam odzyskać to co kochamy. Chciałam ,by Damon był zaskoczony jak jeszcze nigdy ,choć zaskoczyć kogoś takiego to nie lada wyzwanie. W końcu tak wiele w życiu widział i tyle znał rzeczy ,że każde moje słowo czy gest  wydawały mi się za bardzo banalne. Kiedy mnie wciągnął pod ciepłą pościel zaśmiałam się perliście
-Salvatore... mi amor Damon... A wiesz ,że to zakrawa na erotomanię? Zapytałam całując go namiętnie.
Zabawne całował mnie setki razy ,a ja i tak pragnęłam jeszcze więcej. Podłe ze mnie stworzenie. Fakt.
-Liczyłam na tę wizytę ... I nie zamierzam zmarnować z niej ani sekundy. Dodałam całując jego szyję. Następnie usiadłam opierając głowę o jego nagą pierś
-Najpiękniejsza wizja jaką znam... I przyrzekam Ci ,że go ujrzysz choćbym miała za to umrzeć dodałam poważnie mierzwiąc mu włosy
-A wiesz ,że ja już też dostałam prezent? Oczy mi błyszczały kiedy mówiąc 
patrzyłam w ukochane błękitne tęczówki .. Niczego już nie pragnęłam  ,bo on był przy mnie. 

I tak  mogło być do końca mego życia. Chciałam  mu tyle powiedzieć ,a brakło mi słów. Chyba pierwszy raz

Autorka Rozdzieliłam ,a następny post też się wkrótce pojawi 

Dla kici ;**

 Za część Damona dziękuję Alexowi  osobie dzięki ,której codziennie się uśmiecham i dzięki której istnieje ten blog ;****

Popatrzyłem na Sarę jakby spadła z księżyca. W takich okolicznościach ona miała jeszcze czas szukać dla mnie rocznicowego prezentu.
Co za kobieta.
- Gdzieżbym śmiał tak pomyśleć mi bambina - mruknąłem z łobuzerskim uśmiechem i niechętnie wypuściłem żonę z objęć.
Tak cholernie za nią tęskniłem, że przez te ulotne chwile chciałem mieć ją tylko dla siebie.
W sumie to byłem tak samolubny, że nie puścił  bym jej nawet do łazienki.
Ale teraz w drodze wyjątku pozwoliłem by opuściła ciepłe łóżko.
Dlaczego to zrobiłem? Odpowiedź jest prosta. Kocham dostawać prezenty.
Gdy tylko Sara wróciła z pudełkiem w obszar mojego zasięgu, chwyciłem ją w talii i wciągnąłem pod kołdrę.
- Widzę, że jednak spodziewałaś się mojej wizyty - szepnąłem jej do ucha uwodzicielskim tonem i lekko przygryzłem jego płatek. Otworzyłem pudełko i zaraz sięgnąłem po perfumy spryskując nimi i siebie i Sarę. Wkładając sygnet pomyślałem, że chyba jestem jakiś staroświecki bo zazwyczaj to facet kupuje kobiecie biżuterię ale z Sarą zdążyłem przywyknąć do niezwykłych prezentów.
- Ale jak mam coś wymyślić? - zapytałem słysząc jej słowa - Przecież właśnie jestem tam gdzie chce. W łóżku ze swoją żoną. - uśmiechnąłem się cwaniacko i musnąłem jej wargi zaczepnie - Jednak skoro nalegasz... - przymknąłem powieki i wyobraziłem sobie najwspanialsze miejsce na całej ziemi.
Piaszczysta plaża, szum morza, cudownie błękitne niebo, mały biały domek z mnóstwem róż w które kiedyś wpadł Stefan skacząc z dachu, ogród z widokiem na gaj oliwny.
Jednym słowem nasz dom we Włoszech który kupiłem tuż przed narodzinami Marco i który był naszym azylem do czasu aż wzywani obowiązkami musieliśmy go  opuścić.

Co do osoby... oczywiście wybrałem naszego synka. Młodego panicza Salvatore i błękitnych tęczówkach i jasno złotych włosach.
- I jak się podoba? - zapytałem otwierając oczy i spoglądając na Sarę z lekkim uśmiechem.

niedziela, 19 sierpnia 2012

It is you. I know that.

-Sara ,Sara.! Chodź  tata wrócił. Piękna blondynka ubrana w ciemnozieloną suknię  ciągnącą się aż do ziemi uczesaną w wysoki kok stała na szczycie wzgórza nawołując swoją małą córeczkę. Niedawno dziewczynka skończyła siedem lat. Była podobna do matki z tym ,że jej tęczówki nie były zielone i podobne do kocich jak u Lilianne ,lecz lazurowe jak niebo w pogodny dzień. Na słowa kobiety mała uśmiechnęła się promiennie co spowodowało ,że w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
-Jace chodź z nami tata na pewno za Tobą tęsknił. Zwróciła się do swojego towarzysza zabaw ,który o dziwo mógłby być jej rodzonym bratem. Jasne włosy i piękne zielono-niebieskie tęczówki . Zawsze śmiano się po kątach ,że Sara kiedyś wyjdzie za Jace'a poznawszy prawdę o jego pochodzeniu. Teraz ,jednak niemal sfrunęła z pagórka i ze śmiechem  skierowała się do białej stojącej pośród drzew willi Morgensternów. Walizki ojca stały schludnym rzędem w przedpokoju ,ale Sara nie zwracała na nie uwagi. Niemal pędem powędrowała do salonu. Valentine siedział w wysokim ,czerwonym ,obitym aksamitem fotelu i wciąż miał na sobie długi podróżny płaszcz. Ujrzawszy swoją księżniczkę ,jak ją czasem nazywał w rozmowach z żoną ,uśmiechnął się szczerze ,przez co wokół jego szaro-błękitnych oczu pojawiły się zmarszczki. To ta mała była nadzieją na przedłużenie rodu Morgensternów i ich panowania wśród nocnych łowców.
Sara usiadła ojcu na kolanach i mocno objęła rączkami jego szyję. Poczuła intensywny zapach piżma i drogiej wody kolońskiej.
-Jak się miewa mój promyczek? Zapytał cicho i ucałował jej policzek i zaraz dodał
-Jak Ci się podobają nowe zajęcia?
-Magia mi wychodzi ,ale Jace ciągle wygrywa ze mną pojedynki na miecze i sztylety. Zrelacjonowała posłusznie panna Søndergaard i uśmiechnęła się leciutko.
Valentine skinął głową i już sobie postanowił wziąć chłopca na rozmowę w cztery oczy bez świadków. Jace co prawda nie mógł o tym wiedzieć ,ale Sara czasem czuła się niepotrzebna.
Zwierzyła się kiedyś swojemu nauczycielowi. Pamiętała co mu wtedy powiedziała.
-Nie jestem chłopcem ,nie nadaję się na łowcę.
-Kochanie każdy łowca jest inny i ma inne zdolności. To ,że  teraz nie jesteś tak silna jak Jace nie znaczy ,że ni pokonasz zagrożenia w inny sposób. Wytłumaczył jej wtedy Hodge.
Dziewczyna wzięła sobie do serca te słowa i zaczęła jeszcze  większą wagę przywiązywać  do samodoskonalenia.  Kilka lat później ,gdy oboje mieli po piętnaście lat Sara i Jace byli już niemal w pełni gotowi do walki. Na krótko przed szesnastymi urodzinami dziewczyny Stephen najbliższy współpracownik ojca rozmawiał z Valentine'm.
-Doskonale wiesz ,że Sara dałaby sobie radę z Klausem ,a my w tym czasie zajmiemy się powstaniem i tym ,żeby uciszyć i wampiry i wilkołaki. Wyślemy ją na Cape Cod . Niech sobie myśli ,że jest nam potrzebna. Stephen zaśmiał się paskudnie. Stojąca za drzwiami Sara zamarła. Nie czekając na dalsze słowa szybko się spakowała i po prostu uciekła. Po policzkach spływały jej łzy. Zanim się zorientowała zaszła w okolice zamku ,który należał do państwa De Martinez. włosko-francuskiego klanu wampirów. Na schodach budynku stał Miguel ,jedyny syn i dziedzic rodu. Widząc zapłakaną kobietę zszedł na dół i popatrzył na nią. Był wysokim ciemnym blondynem ,ale w jego włosach prześwitywały jasne pasemka. Oczy miał koloru czekolady. Zawsze pociągał kobiety. Nocna łowczyni spacerowała po ogrodzie . W pewnej chwili zerwała jedną z herbacianych róż.
-Nie zrywa się tych kwiatów. Usłyszała cichy męski głos z francuskim akcentem
-Wybacz odrzekła Sara z ujmującym uśmiechem.
-Nie wiedziałam ,że ogród do kogoś należy. Wyjaśniła ,a Miguel stłumił wybuch śmiechu
-Mogę dać Ci jeszcze tysiąc takich róż. Mówił i w jego dłoni rzeczywiście pojawiły się kwiaty,
-Może pójdziemy na spacer? zaproponował ,a kiedy się zgodziła podał jej ramię jak prawdziwy gentleman.
Od tego spaceru wszystko się zaczęło. Rozmawiali długo i o wszystkim. Od tego czasu ich spotkania stały się częstsze. Sara odkryła ,że De Martinez jest nie tylko czarodziejem ,ale i wampirem. Postanowiła zrobić po trochę na złość ojcu ,a ponadto kochała go. W dniu zaręczyn ukochany podarował jej wisiorek ,który miała na sobie bohaterka Titanica w czasie rejsu. Później tak o tym pisała Sara:
"Był idealny ,tak idealny ,że to aż było podejrzane. Potem zaczęły się problemy. Kiedy zaczął mi poświęcać coraz mniej czasu ,zaczęłam się martwić. Kochałam go więc to bagatelizowałam. Wszystko było dobrze dopóki pewnego dnia zastałam go we własnej sypialni z moją najlepszą przyjaciółką. Byłam wtedy w ciąży. Poroniłam. "
Wyjazd do Mystic Fall's nie był ,moim pomysłem. Matka nalegała ,że powinnam więcej czasu spędzać z ojcem. Ubrana w czarną sukienkę z rozcięciem na boku i srebrnymi dodatkami z włosami splecionymi we francuski warkocz ruszyłam na spotkanie z moją kuzynką Eleną Gilbert i ciotką Jenną. Nie przepadałam za nimi i właściwie nie chciałam tam jechać. Kiedy weszłam ciotka objęła mnie na powitanie. Elena siedziała na kanapie z dwoma mężczyznami . Jednym z nich był jej chłopak Stefan ,drugiego jeszcze nie poznałam. Wyglądał zjawiskowo. Ciemne włosy ,błękitne oczy w których mogłabym utonąć. Ubrany był niby zwyczajnie ,proste ,obcisłe dżinsy ,biała koszulka i czarna skórzana kurtka. Wyglądał znajomo ,ale...
I nagle mnie olśniło. Chłopak z moich snów czy też wizji.  Od miesięcy o nim śniłam. Nawet rysowałam jego portrety.
-Damon poznaj to jest właśnie córka mojego brata o której Ci mówiłam. Trajkotała nasza gospodyni z uśmiechem. Przeszedł mnie zimny dreszcz na myśl o tym co mogła mu nagadać ,ale uśmiechnęłam się do niego promiennie. Chłopak odpowiedział tym samym ,a ja poczułam ,że serce zabiło mi szybciej.
-Sara Søndergaard ,nowa mieszkanka miasta przedstawiłam się nie spuszczając z niego oczu. 
-Damon. Damon Salvatore. Odparł i ukłonił mi się jednocześnie muskając ustami wierzch mojej dłoni. 
-Może zjemy w moim pokoju? Wyrwało mi się zanim pomyślałam co mówię. Przy okazji się rozpakuję. Dodałam ,żeby zarówno on jak i ciotka nie myśleli ,że to jakiś chytry plan. 
-Bardzo chętnie odpowiedział uśmiechając się uwodzicielsko i idąc ze mną na górę.  Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi Damon zmierzył mnie wzrokiem
-Co Ty kombinujesz? Spytał patrząc na mnie spod uniesionych brwi. 
-Ja? Nic. Odparłam z miną niewiniątka. Wyczuwałam jego moc ,wiedziałam kim był. Wampirem. Jak Miguel. Przekomarzaliśmy się tak jeszcze chwilę i nawet nie pamiętam o czym mówiliśmy. Pamiętam tylko ,że potem mnie pocałował. Był to czuły ,zachłanny pocałunek ,a ja przyłapałam się na tym ,że chcę ,żeby to trwało dłużej. Ramiona Damona oplatające mnie tak jakbym była najdroższym co miał. Odsunęłam się i powiedziałam
-To ,że Ci się teraz nie dałam nie znaczy ,że nie zagościsz w moim życiu na dłużej. 
Poszliśmy a spacer.
-Śniłeś mi się, Powiedziałam cicho. Malowałam Cię. Pokazałam mu jego portret wyjęty z czerwonej teczki.
-Jak to możliwe ,że jest aż tak dokładny? Spytał zaskoczony. 
-To dzięki darowi ,który odziedziczyłam po mamie. Ale to długa historia. Powiedziałam cicho. Wyjaśnię Ci to u mnie. Teraz jest tam pusto. Ujęłam jego dłoń. 
-Wiesz ,że to wygląda jak randka? Spytałam cicho. Połowa dziewczyn z miasta by mnie zamordowała
-Bo to jest randka. Odrzekł Damon z zadziornym uśmiechem. 
Nic nie odpowiedziałam tylko się uśmiechnęłam. O kurczę mam randkę. Pomyślałam radośnie nagle błogosławiąc całe Fall's. 
Po dziesięciu minutach byliśmy już u mnie. Zdjęłam marynarkę. 
-Whisky czy wino? spytałam podchodząc do barku.
-Whisky. Typowy wampir. 
Nalałam mu trunku i usiadłam. Wyjęłam z szuflady szkatułkę w której leżały atrybuty łowcy w tym sztylet.
-Z anielską krwią. Wyjaśniłam cicho
-Też taki chcę. Rzucił z nadąsaną miną. Będę miał czym rzucać w Stefana.
Roześmiałam się i powiedziałam 
-Załatwię Ci drugi. Damon obracał go w palcach ,po czym objął mnie przysuwając do siebie tak ,że stykaliśmy się ramionami
-Jesteś wyjątkowa Saro. Szepnął patrząc mi w oczy po czym pocałował mnie długo i namiętnie.
W tym momencie wpadł Stephen
-To tak? Ty mała dziwko jesteś moją narzeczoną. Zagrzmiał i w tym momencie Damon zerwał się z kanapy wykręcając mu ręce.
-Nazwij ją tak jeszcze raz ,a Cię zabiję. Warknął rozwścieczony ,po czym dodał już spokojnie.
-Pójdę już. Wyszłam za nim i stanęłam na ganku. 
-Przepraszam. Wyszeptałam patrząc mu w oczy. 
-Daj spokój to nie Twoja wina. Szepnął ,a ja przytuliłam się do niego. 
-Czekaj mam coś dla Ciebie. Rzekłam podając mu wisiorek w kształcie kamienia lazurytu. 
-Odnajdziemy się gdziekolwiek będziemy. Powiedziałam wręczając mu go. 
-Chciałabym Cię tak tulić i nigdy więcej nie wypuścić wyznałam mu cicho.
-Zobaczymy się jutro? Spytałam znowu przerywając chwilę ciszy. 
-Oczywiście Saro. Odrzekł tak jakby to było oczywiste. Posłał mi uśmiech ,pocałował mnie na pożegnanie i w chwilę później zniknął w mroku nocy.
Usnęłam szczęśliwa z przeświadczeniem ,że Damon Salvatore odmieni moje życie. 
Kilka dni później odbywał się bal założycieli miasta. Wcale nie chciałam iść, raczej byłam zmuszona. Ubrana byłam w czerwoną suknię z dekoltem ,a uczesana we francuski kok. Odbiłam Damona pani burmistrzowej ,mówiąc jej przy okazji ,że Damon woli młode kobiety i powinna pilnować swojego męża. 
-Przy Twoim wejściu powinni puścić I'm sexy and I know it. Zaśmiał się. 
-No i czym Ci się naraziła burmistrzowa? 
-Nie mów tyle tylko ze mną zatańcz.  powiedziałam ,a on wziął mnie w ramiona,. Tańczyliśmy kilkanaście minut po czym Damon wyszedł na chwilę. W tym czasie zaatakował go łowca nasłany przez mojego ojca. Jace. 
-Zły ruch koleś warknął Damon porzucając jego ciało. 
-Wylland nie żyję. Powiedział mój ojciec . Salvatore go zabił. Rozpłakałam się ,ale od razu poleciałam do pensjonatu. Muszę go chronić. Powtarzałam sobie. 
Damon wraz z bratem byli już spakowani. Przyszedł się pożegnać. 
-Szkoda ,że mieliśmy tak mało czasu Saro. Powiedział całując mnie i tuląc do siebie.
-Myślisz ,że Cię puszczę? Rzuciłam gniewnie
-Nie będę Cię narażać.  Odrzekł z troską w głosie. Słychać też było ,że jest mu trudno,
-Znam łowców ,pomogę Wam. Zaufaj mi. Poprosiłam cicho trzymając jego dłoń w obu swoich.

piątek, 17 sierpnia 2012

Że co? Wróżki?

-Widzisz Pan Salvatore nie tylko Tobie działa  na nerwy. Luigi obserwował  wróża  uważnie znad szklanki rumu.  Po tym odróżniło by się go od Damona ,który równą namiętnością co kobiety darzył whisky. Zawsze mawiał ,że połączenie jego małżonki i bursztynowego trunku to jego ideał.
-Czym Ci się tak bardzo naraził? Spytał zatem mężczyzna przybrawszy swoją pełną "wróżkową " formę. ,która w zasadzie różniła się od noszonej na co dzień ludzkiej powłoki tym ,że z pleców wyrastały niebieskie skrzydła i świecił przy tym cały niczym neon. 
-Długa historia ale w skrócie rzecz ujmując zabrał mi coś co nie należało do niego ,a potem  zabił mi partnerkę . I to dlaczego? Bo narażałem tym Lily. Matkę tej jego żony... Przy słowie żona zabrzmiał tak jakby wymówił najgorszą obelgę.
-Kim była ta Lily? To była ukochana tego Damona? Keenan potrzebował jak najwięcej informacji na temat życia swojej królowej. Ta dziewczyna od zawsze była w jego życiu centralnym punktem odniesienia.
-Pracujesz dla FBI? prychnął Włoch już nieźle rozeźlony. Nie chciało mu się gadać o Sarze i jej matce ,skoro miał zabić Damona nic innego się nie liczyło
-Przestań pieprzyć i lepiej namierz Sarę ,a potem się zobaczy. Wróż miał ochotę się obrazić ,ale przypomniał sobie w porę jaka jest stawka tego układu. Skupił się na poszukiwaniu nocnej łowczyni . Wyczuł jej silne emocje ,przywiązanie  ,miłość ,ale też głęboko skrywany lęk o męża i... o dziecko
-Luigi oni są... W USA ale... czy Sara ,czy ona ma dziecko? zapytał wyraźnie niespokojny.
-Tak. A co? To coś zmienia? Teraz to wampir gapił się na Keenana w napięciu
-Uwierz mi ,że tak... Mruknął dopijając łyk kawy. O dziwo król wróżek stronił od alkoholu. Nie czekając już na nic wezwał swoje posiłki i rozkazał im udać się do Mystic Falls w stanie Virginia.
-Otwórzcie portal ,strzeżcie jej domu ,a gdy zasną oboje dosypcie jej  coś do śniadania ,a najlepiej nalejcie słonecznego wina . Ona się obudzi nic nie będzie pamiętać podziała to jak narkotyk ,a wtedy ja wezmę ją do portalu wmawiając ,że to mnie kocha. Damon zostanie sam i będziesz mógł go zabić. Kiedy Sara się zorientuje wmówię jej ,że mąż zginął w nieszczęśliwym wypadku. Wyjaśniał zarówno wampirowi jak i swojemu zaufanemu człowiekowi o imieniu Ethan. -
Działajcie od  zaraz polecił jeszcze
W tym samym czasie poczułam ból głowy ,a całe moje ciało przeszły spazmy bólu maskowane magią. Rzecz jasna sądziłam ,że to skutek choroby.
Szkoda ,że się myliłam....

Akcja... Sara będzie moja...

W czasie ,gdy ja rozkoszowałam się ulotnymi chwilami szczęścia z moim małżonkiem w Nowej Zelandii planowano właśnie moją przyszłość. Zapytacie pewnie kto poza moim ojcem mógłby planować mi przyszłość i to jeszcze za moimi plecami. Niestety tym razem nie chodziło o moje własne racje ,ani nawet o łowców. Mimo ,że był sierpień ,czyli teoretycznie środek lata ludzie zgromadzeni w małym domku pośród sosen trzęśli się z zimna.
-Cholera Keenan uparłeś się na tę Norweżkę ,czy jak? Niska ,srebrnowłosa kobieta z zielonymi oczami świdrowała wzrokiem przystojnego , na oko dwudziestokilkuletniego szatyna o miodowych oczach ,ubranego w luźny t-shirt i bermudy.
Chłopak siedział w wiklinowym fotelu wsparty na białej poduszce i leniwie sączył białe wino.
-Już Ci to tłumaczyłem Deborah . Powtórzył po raz setny jakby już miał dość tej rozmowy i zdawał sobie sprawę z tego ,że jego rozmówczyni nie przyjmie jego argumentów
-Śniła mi się. To o niej mówiło proroctwo.. Złotowłosa jasnowidząca z dalekiej północy. Ty tego nie widzisz ,czy nie chcesz widzieć? Prychnął wstając i zaczynając ,krążyć po pokoju jak uwięziony lew.
-Nic o nie wiesz opanuj się. A jeśli ta dziewczyna wcale nie jest Norweżką?
-Trudno będę szukać po całej Skandynawii i po świecie jeśli będzie trzeba. Warknął  wściekły wychodząc z salonu i trzaskając drzwiami. Już postanowił . Wiedział ,że musi odnaleźć dziewczynę ze snu i przekonać ją do ożenku. Inaczej nastąpi Apokalipsa. On rozpaczliwie potrzebował swojej królowej ,a ,że był Wróżem ,żadna z dotychczas poznanych kobiet nie stawiała mu oporu.
Zdenerwowany pojechał na lotnisko zamówioną wcześniej taksówką i po jakimś czasie był już na pokładzie samolotu lecącego do stolicy Norwegii.
-To nie był dobry pomysł mój panie.Odezwał się męski głos tuż za plecami Keenana. Chłopak odwrócił głowę i niemal syknął z wściekłości. Tuż obok niego zmaterializował się Nail ,królewski doradca wyglądający jak o dwadzieścia lat młodszy Antonio Banderas ubrany cały na biało
-Dinia Cię nasłała?  warknął nawet nie patrząc na przyjaciela . Zawsze gdy coś sobie zaplanował włączał się w to ktoś kogo nie przewidywał.  Tym razem nie zamierzał ,jednak nikogo słuchać ,a jedynie wprowadzić w życie swój zamiar uszczęśliwienia królowej lata. Instytut znalazł dość szybko z dwóch względów . Po pierwsze jego sala obrad wyglądał ł jak stary kościół ,a po drugie jego wizja obfitowała w szczegóły ,podobnie jak moje. Skierował się więc w tamtą stronę. Od razu też po tym jak zapukał drzwi stanęły przed nim otworem. Stanęła w nich Mayryse Lightwood ,matka Isabelle Aleca.oraz przybrana matka Jace'a.
-Przepraszam ,a pan do kogo? Nocna łowczyni zlustrowała przybysza spojrzeniem.
-Do ...ojca Sary. Dokończył po chwili wahania.
Valentine siedział w salonie słuchając relacji Luigiego i kiwał głową.
-Przepraszam szukam Sary...
-Córka wyjechała do męża...
Wróż  wyglądał jakby miał zemdleć . 
-A gdzie konkretnie... potrzebuję się z nią spotkać jak najprędzej. wypalił z naciskiem i patrzył po obecnych.
Okazję wykorzystał Luigi. Jeżeli odbierzesz ją Damonowi to pomogę. Uśmiechnął się chytrze.

czwartek, 16 sierpnia 2012

Wspólne chwile ;*

Damon 
Czekałem na ten dzień tak długo, że zacząłem wątpić czy uda mi się wcielić plan w życie.
W końcu nie mogłem sobie od tak wyjść na miasto i wpaść do pierwszej z brzegu knajpy, żeby zamówić kolację dla mnie i Sary. To była nasza rocznica a ze względu na to kim byliśmy, wszystko musiało być zachowane w konspiracji.
Jednak teraz patrząc na nią wiem, ze było warto się nagimnastykować.
Jej
cudowne oczy patrzące na mnie z miłością, kochana twarz i te cholernie kuszące usta...
Obiecywałem sobie, że zachowam się jak gentleman ale jak mogłem się teraz powstrzymać? Byłem tylko facetem, stęsknionym za swoją żoną tak bardzo...
Bez zbędnego gadania przyciągnąłem do siebie Sarę i złączyłem nasze wargi w namiętnym i zachłannym pocałunku.
- Tak bardzo Cię pragnę - wyszeptałem nie przerywając pocałunku.
Po chwili jednak nam obojgu zabrakło powietrza w płucach i spojrzeliśmy sobie w oczy.
Nie potrzebowałem niczego więcej niż tego błysku w tęczówkach Sary.
Ponownie przyciągnąłem ją do siebie, w pośpiechu ściągając z niej kolejne elementy garderoby.
- Mam nadzieję, ze nie będziesz tęsknić za tą bluzką - wymruczałem do jej ucha kiedy kolejna rzecz lądowała na podłodze cała w strzępach.
Nie przerywając muskania wargami jej szyi, skierowałem nas w stronę łóżka.Zanim do niego dotarliśmy, większa część naszych ubrań, ścieliła już podłogę. Kto by jednak zwracał na to uwagę. Ostrożnie ułożyłem Sarę na jedwabnej pościeli i spojrzałem jej w oczy.
- Kocham Cię - powiedziałem i musnąłem jej wargi z czułością - Moja kicia...
Ściągnąłem z niej resztę bielizny i pochyliłem się, obsypując pocałunkami szyję, dekolt i brzuch ukochanej.
Jej skóra była tak słodka, ze nie potrafiłem się oderwać. Zawsze tak było, mógłbym się kochać z moją żoną bez końca i nigdy nie miałbym jej dosyć.
Skóra Sary w dotyku przypominała aksamit, aż sam sobie się dziwię, że nie jestem w stanie dokładnie zapamiętać tego uczucia gdy moja dłoń leniwie przesuwa się po jej ramieniu, by po chwili objąć delikatnie jej pierś, powędrować wzdłuż szczupłej talli i zatrzymać się na kształtnym udzie. Uwielbiam czuć przy sobie jej obecność, ciepły oddech, zapach. Te chwile gdy jesteśmy razem są źródłem mojego prywatnego szczęścia.
Chciałbym, żeby trwały już wiecznie, tak jak ta chwila teraz gdy delikatnie masują dłonią, wewnętrzną stronę ud Sary i stęskniony obsypuję jej szyję pocałunkami.
Jedna z naszych rocznic, jedna z okazji by choć przez kilka chwil poczuć się normalnie. Rozchyliłem ostrożnie nogi Sary i przyciągnąłem ją bliżej siebie.

Sara
Cholera jasna ,jeśli tak wyglądały sny na jawie to szczerze mówiąc nigdy nie miałabym ich dosyć. Teraz nic się nie liczyło poza bliskością mojego ukochanego. Wszystko to codo tej pory przeszłam straciło jakiekolwiek znaczenie. Dla tej jednej chwili byłam gotowa zabić i nie myśleć o rtm co będzie później. Bo byliśmy jak dwie połówki jabłka ,jak zagubione i tylko sobie oddane dusze. Całowałam jego usta rozkoszując się ich miękkością. Nic nie było w stanie mi tego zastąpić. Natarczywość ,niepojęta żądza ,która tkwiła w nas od chwili rozstanie wreszcie znalazła ujście i uwolniła się z całą mocną. Kiedy usłyszałam trzask pękającego materiału zaśmiałam się cicho
-To Ty mi wybacz jeśli poturbuję Armaniego ,a raczej jego garnitur. Odszepnęłam oplatając go nogami i zarzucając mu ręce na szyję. W między czasie zdążyłam już pozbawić go przynajmniej części odzieży i chciałam jeszcze więcej. Znalazłszy się w pościeli wylądowałam pod moim partnerem przy okazji rozsuwając zamek jego cholernie obcisłych dżinsów. Miałam gdzieś ,że zachowuję się głośno ,a zamiast pytać jak się czuję myślę wyłącznie o tym jak go uwieść i przez całą noc się z nim kochać.
-A ja kocham Ciebie ,wyszeptałam łapiąc oddech po kolejnym, długim pocałunku. Całowałam zresztą nie tylko jego usta z czasem  pieszczoty przeszły na szyję  .tors i umięśniony brzuch. Czułam ,że cała wręcz płonę zarówno na policzkach jak i wewnątrz siebie. Schodząc niżej dotarłam do jego męskości i zaczęłam delikatnie ją pieścić. Prowadziłam jego dłoń w chwilach zawahania . Odczuwałam tylko rosnącą rozkosz ,kiedy był tak blisko.Wydawałam z siebie ciche pomruki zadowolenia i jęki rozkoszy kiedy ciało zaczęło się go coraz bardziej domagać.  Pragnęłam go poczuć w sobie i wreszcie być całkowicie normalną oddaną mężowi kobietą.
-Tak długo na to czekałam kochanie... wyszeptałam wtulając się w jego ciało
-Obiecaj ,że dziś nie znikniesz... poprosiłam patrząc z nadzieją w błękitne oczy Damona
.

-Nigdzie się nie wybieram kiciu odparł mój szanowny małżonek unosząc brew ku górze i uśmiechając się łobuzersko . Już miałam coś powiedzieć ,wymyślić jakąś ciętą ripostę ,gdy wszedł we mnie bez żadnego ostrzeżenia. Wydałam z siebie ciche ,przeciągłe stęknięcie rozkoszy i sama również zaczęłam się zmysłowo poruszać ,by dać mu jak największą przyjemność. W końcu mu się to należało. Jednocześnie nie przerywałam  pocałunków obsypując go nimi jak tylko mogłam.
-Elsker meg hele natten zamruczałam mu do ucha przygryzając jego płatek/.Celowo przeszłam na ojczysty język mojej matki ,bo pamiętałam ,że Damon kiedyś określił mój norweski akcent jako seksowny. A ja dziś byłam jnie tylko jego żoną ,ale i kochanką ,pragnęłam więc wzbudzić w nim pożądanie  ,co wnioskując po jego minie całkiem nieźle mi szło.

To była niezapomniana  noc. Damon chyba zrozumiał mój przekaz  ,a ,może i sam tego właśnie chciał ,ponieważ czułościom ,słówkom i pocałunkom nie było końca . Opadliśmy oboje na poduszki zdyszani ,ale tak szczęśliwi jak jeszcze nigdy przedtem.
-Damon kochanie to było... zaczęłam cicho ,ale on położył mi palec na ustach i powiedział
-Cii nic już nie mów Saro.Wiem.
-A  że Cię kocham wolno mi powiedzieć? zapytałam uśmiechając się figlarnie
-To musisz mi powtarzać jak najczęściej powiedział poważniejąc i całując mnie z czułością.
-Mam dla Ciebie prezent. Oznajmiłam po dłuższej chwili milczenia  w czasie której Damon głaskał mnie po włosach



Mój mąż spojrzał ba mnie szczerze  zdumiony ,a ja nie potrafiłam ukryć uśmiechu satysfakcji.
-Np chyba nie sądziłeś ,że zapomniałam? Spytałam ze śmiechem ,przypominając mu jego własne słowa. Wstałam na chwilę wyplątując się z jego objęć po czym  wróciłam ze średniej wielkości pudełkiem .W środku były skomponowane przeze mnie perfumy i maleńki magiczny gadżet tym razem sygnet. Wygrawerowany po łacinie napis głosił spełniam  życzenia.
Uśmiechnięta powiedziałam
-To tylko niepozornie wygląda. Teraz pomyśl o dowolnym miejscu i osobie. Nie mów mi tego na głos tylko pomyśl

Obserwowałam go w delikatnym napięciu czekając co się wydarzy
 To be continued :D ;*

Ja .Elena i... no właśnie

Rozdział IX 
Post i cały blog powstały dzięki mojemu przyjacielowi Alexowi;* Dziękuję Ci Słoneczko   za to ,że masz ochotę i siłę pisać i czytać to wszystko;*
Coś dla wielbicieli wątku Damon-Sara ;)
Zawsze się nad tym zastanawiałam . Czego boi się Nocny łowca? Boi się czegoś czego nie zna. Boi się konsekwencji swoich działań i zaufania do drugiej osoby. Dlaczego? Bo działa według zasady "Myśl o sobie" Może to i było egoistyczne ,ale w tym momencie nie miałam nic przeciwko. Popatrzyłam na nią pezez chwilę i powiedziałam
-Być może później zasięgnę Twoich złotych rad. Teraz wybaczcie ,ale mam zamiar się rozpakować i odpocząć. Ton mojego głosu był bardzo spokojny ,nie zdradzał najmniejszych oznak emocji ,jakby dziewczyna nie wspomniała o moim mężu ,a o kimś zupełnie mi obcym.
Elena patrzyła na mnie w stanie skrajnego zdumienia i złości. Wytrzeszczyła oczy i pociągnęła mnie za rękaw swetra.
-Czyś Ty oszalała? Ona powiedziała ,że wie co planuje Damon do cholery ,a Ty to chcesz zaprzepaścić. Warczała gniewnie wprost w moje  ucho.
-Słyszałam nie jestem głucha. Boże moja kuzynka czasem przerażała mnie rozmiarami swojej głupoty. Wywróciłam teatralnie oczami po czym zwróciłam się do niej jak do dziecka opóźnionego umysłowo powoli cedząc słowa
-Słuchaj ja nie mam ochoty zginąć z ręki jakigoś demona ,ale jeśli Ty masz taką chęć proszę bardzo . Ja płakać nie będę.
Odwróciłam się na pięcie wspinając się na schody zanim do panny Gilbert dotarł sens moich słów. Wspięłam się na górę i spojrzałam na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Nic dziwnego skoro Elena uparła się ,by jednak wyjawić Stefanowi cel naszej wycieczki ,a potem rzecz jasna musiało im się zebrać na amory od których chciało mi się wymiotować.Ale to nie to było teraz najważniejsze. Chodziło o datę . Trzynasty sierpnia. Nasza rocznica. Rocznica dnia w którym wyznaliśmy sobie uczucia. Jak dziś pamiętałam ten dzień. Serce mi się ścisnęło i musiałam opanować łzy. Ten jego uśmiech ,ta niepewność w głosie  i piękny uśmiech od którego mało nie zemdlałam... Ech. Jak to było dawno. Czasem miałam wrażenie ,że to było w innym życiu ,innej kobiety. Wzięłam głęboki oddech otwierając drzwi do swojej sypialni i zamarłam. Osłupiałam dosłownie. Cały drewniany parkiet usłany był płatkami kwiatów.Nie miałam słów ,by to wszystko opisać. Stojący pośrodku stół uginał się od apetycznie pachnących włoskich potraw ,w tle grała jakaś piękna ballada ,której słów póki co nie rozpoznałam. Panował półmrok ,a jedynym źródłem światła były płomyki stojących dookoła świec.
-Sądziłaś ,że zapomnę Kiciu? Odezwał się Damon ,który wyłonił się z mroku niczym duch. Uśmiechał się do mnie promiennie ,a w ciemności dostrzegałam jedynie jego piękne niebieskie oczy. Pociągnął mnie za ręce na środek pokoju wprowadzając w krąg światła i przyjrzał  się uważnie mojej twarzy.
-Sara... jaka Ty jesteś piękna. Wyszeptał mi do ucha całując mnie namiętnie. .
Czułam ,że przez moje ciało przeszła fala podobna do prądu. Tak bardzo za nim tęskniłam ,że całowałam go niemal bojąc się oddychać. Gdyby to był sen to mógłby się nigdy nie kończyć. Kiedy wreszcie się od niego  oderwałam zaśmiał się melodyjnie i powiedział
-Nie bój się nie zniknę ,dziś jestem cały Twój.. Uśmiechnął się łobuzersko ,a ja poczułam ,że zaraz się na niego rzucę. Nie potrzebowałam dalszej zachęty. Zaczęłam rozpinać guziki jego koszuli i całować go po szyi.

środa, 15 sierpnia 2012

Jeszcze większe kłopoty ,czyli wszystko zostaje w rodzinie...

Rozdział 7
Stefan stał w progu kuchni otwierając i zamykając usta niczym wyciągnięta z wody ryba. Wyglądałoby to dość zabawne ,gdyby nie fakt ,że sama miałam ochotę się przyłączyć . Elena nigdy tak nie mówiła do swojego chłopaka ,a tym bardziej nie dawała mu tak jawnie do zrozumienia ,że jest w danej sytuacji zbędny. Byłoby mi go żal gdyby nie fakt ,że w tej chwili miałam ważniejsze zmartwienia niż kryzys w związku Stefana i Eleny. Tu przecież chodziło o mojego męża. O Damona za którym skoczyłabym w ogień bez chwili wahania.
-Stefan zostaw nas same proszę powiedziałam cicho patrząc w te łagodne zielone oczy w których tyle razy znalazłam zrozumienie i szczerość. Tym razem oprócz tego dostrzegłam w nich smutek i zachciało mi się go przytulić. Od wyjazdu Damona zbliżyliśmy się do siebie ze Stefano ale ja nigdy nie patrzyłam na niego jak na potencjalne zastępstwo jego starszego brata. Był moim przyjacielem i nie chciałam tego zmienić ,a to dlatego ,że nie kochałam go w żaden sposób. Kiedy chłopak oddalił się poza zasięg naszego słuchu zamknęłam drzwi i zwróciłam się do Eleny.
-Mów i lepiej ,by to co powiesz miało jakiś sens i nie było zwykłym wścibstwem
-Damon był u mnie w noc wyjazdu z miasta odezwała się brunetka z wahaniem w głosie jakby się obawiała ,że ją za to zamorduję. Miałam ochotę ,nie powiem ,że nie. Wszystko brało się stąd ,że zwyczajnie byłam o Gilbertównę zazdrosna. Ze wszystkich byłych kochanek mojego męża właśnie swojej kuzynki nie potrafiłam tolerować. Jak wyobraziłam go sobie z nią takich zakochanych ,szczęśliwych i całujących się skrycie za moimi plecami to ,aż mną telepało w środku. Jakby czytając w moich myślach Elena powiedziała
-Damon Cię nie zdradził Saro. Mogłabym być piękna i uwodzić go godzinami ,ale to Ty jesteś jego największą miłością.
-Prosił ,żeby Ci to dać dodała wyciągając z torebki masły pakunek. Spojrzałam na nią podejrzliwie ,ale wzięłam pudełko do ręki. Były tam dwie rzeczy. Zamykany wisiorek z serduszkiem w którego wnętrzu znalazłam wspólne zdjęcie naszej rodzinki zrobione zaraz po narodzinach Marco i dyktafon. Zaintrygowana już chciałam włączyć urządzenie ,gdy Elena znowu zabrała głos.
-Kazał Ci powtórzyć ,żebyś zawsze nosiła ten wisiorek i strzegła Marco bo łączy Was coś... czekaj... Pierwiastki życia... Nie mam pojęcia co to takiego ,ale Damon mówił ,że to ważne i będziesz wiedziała kogo o to spytać.
Kiwnęłam głową i powiedziałam
-Dobrze ,ale nadal nie wiem co to wszystko ma do potrzeby ratowania mojego męża przyznałam szczerze siadając przy stole i obserwując ją uważnie.. Decyzję już dawno podjęłam ,bo chodziło o Damona ,ale żądałam szczegółów.
-Jesteś łowcą ,a jeżeli to co mówi Bonnie jest prawdą to tylko Ty jedna możesz pomóc...
-Mhm przypomniałaś sobie. Mruknęłam sarkastycznie ,ale już zbierałam się do wyjścia.
-Najpierw to odsłucham zadecydowałam jednak włączając małe urządzenie. Nie wiedziałam ,że to był błąd ,nikt mnie nie uprzedzał o treści nagranej wypowiedzi.
"Kicia nie rób głupot ,trzymaj się mojego planu i skończ ten romans z moim bratem. Przy ostatnim zdaniu Damon się roześmiał ,ale zaraz spoważniał
-"I tak przy okazji to Cię kocham pamiętaj. Dodał i w tym momencie dyktafon umilkł. Przysięgłabym ,że Elena była gotowa się na mnie rzucić ,a ja byłam w szoku ,który nie pozwolił mi się odezwać.
-Coś Ty zrobiła? spytała przez zaciśnięte zęby.
-Jak śmiałaś? Tak mi zazdrościłaś ,że jak Damon Cię olał to wzięłaś się za jego brata?
Kipiała furią ,a kiedy dostrzegła ugryzienia na mojej szyi wymierzyła mi policzek.
-To nie tak do cholery! Nie jestem Tobą ,a Stefano interesuje mnie mniej więcej tak jak zdechła mucha. Warknęłam wstając z krzesła i idąc w kierunku drzwi.
-Nie chcesz ,nie wierz ,ale to nie był on... Stefano mnie pocałował ,ale to nie jest teraz ważne.
Nagle Elena krzyknęła . Co u diabła? Pomyślałam znowu już i tak zdenerwowana. Na parapecie siedział kruk. Kruk tak duży ,że nie mógł być normalny.
-Elena... to nie może być Damon.. powiedziałam ciągnąc ją za rękę i biegnąc do wyjścia. Wsiadłyśmy do mojego samochodu i dopiero tam zabrałam głos. Wyjaśniłam swojej towarzyszce co odkryłam i czego się domyślałam. Po wszystkim pokręciła głową z niedowierzaniem
-O kurczę pięknie... ale kto w takim razie zawziął się na Damona? I skąd prawdziwy Damon wie o wszystkim?
Zadała wszystkie pytania ,które i mnie chodziły po głowie. Byłam jednak zbyt zmęczona ,by się teraz tym przejmować i przymknęłam oczy ,zasypiając. Był tak blisko ,że dotykał mojej dłoni.
-Czuwam nad Tobą kicia proszę Cię zaufaj mi i pozwól działać. Kocham Cię dodał jeszcze całując mnie. Po kilku minutach a może godzinach wóz stanął przed motelem. Był mały dość obskurny ,tak podobny do tego w Lillehamer czy Mountain Rouge. W barze siedziało tylko dwóch klientów. Młody chłopak i jakiś pijany w sztok emeryt. Kiedy weszłyśmy chłopak otaksował mnie wzrokiem
-Złotowłosa Sara... Sara którą Damon chce chronić.
Prawie upadłam słysząc te słowa. Co to wszystko znaczy? Zaraz skąd on... ten DEMON....
-Co wiesz? Spytałam podejrzliwie.
-Wszystko o czym Ty nie masz pojęcia. Odrzekł uśmiechając się tak podle ,że miałam ochotę mu przyłożyć.
(...)
Tymczasem Damon próbował się czegoś dowiedzieć o swoim sobowtórze ,który tak bezczelnie rujnował mu życie. Umówił się z Magnusem o wpół do dwunastej. Stefan stał w progu kuchni otwierając i zamykając usta niczym wyciągnięta z wody ryba. Wyglądałoby to dość zabawne ,gdyby nie fakt ,że sama miałam ochotę się przyłączyć . Elena nigdy tak nie mówiła do swojego chłopaka ,a tym bardziej nie dawała mu tak jawnie do zrozumienia ,że jest w danej sytuacji zbędny. Byłoby mi go żal gdyby nie fakt ,że w tej chwili miałam ważniejsze zmartwienia niż kryzys w związku Stefana i Eleny. Tu przecież chodziło o mojego męża. O Damona za którym skoczyłabym w ogień bez chwili wahania.
-Stefan zostaw nas same proszę powiedziałam cicho patrząc w te łagodne zielone oczy w których tyle razy znalazłam zrozumienie i szczerość. Tym razem oprócz tego dostrzegłam w nich smutek i zachciało mi się go przytulić. Od wyjazdu Damona zbliżyliśmy się do siebie ze Stefano ale ja nigdy nie patrzyłam na niego jak na potencjalne zastępstwo jego starszego brata. Był moim przyjacielem i nie chciałam tego zmienić ,a to dlatego ,że nie kochałam go w żaden sposób. Kiedy chłopak oddalił się poza zasięg naszego słuchu zamknęłam drzwi i zwróciłam się do Eleny.
-Mów i lepiej ,by to co powiesz miało jakiś sens i nie było zwykłym wścibstwem
-Damon był u mnie w noc wyjazdu z miasta odezwała się brunetka z wahaniem w głosie jakby się obawiała ,że ją za to zamorduję. Miałam ochotę ,nie powiem ,że nie. Wszystko brało się stąd ,że zwyczajnie byłam o Gilbertównę zazdrosna. Ze wszystkich byłych kochanek mojego męża właśnie swojej kuzynki nie potrafiłam tolerować. Jak wyobraziłam go sobie z nią takich zakochanych ,szczęśliwych i całujących się skrycie za moimi plecami to ,aż mną telepało w środku. Jakby czytając w moich myślach Elena powiedziała
-Damon Cię nie zdradził Saro. Mogłabym być piękna i uwodzić go godzinami ,ale to Ty jesteś jego największą miłością.
-Prosił ,żeby Ci to dać dodała wyciągając z torebki masły pakunek. Spojrzałam na nią podejrzliwie ,ale wzięłam pudełko do ręki. Były tam dwie rzeczy. Zamykany wisiorek z serduszkiem w którego wnętrzu znalazłam wspólne zdjęcie naszej rodzinki zrobione zaraz po narodzinach Marco i dyktafon. Zaintrygowana już chciałam włączyć urządzenie ,gdy Elena znowu zabrała głos.
-Kazał Ci powtórzyć ,żebyś zawsze nosiła ten wisiorek i strzegła Marco bo łączy Was coś... czekaj... Pierwiastki życia... Nie mam pojęcia co to takiego ,ale Damon mówił ,że to ważne i będziesz wiedziała kogo o to spytać.
Kiwnęłam głową i powiedziałam
-Dobrze ,ale nadal nie wiem co to wszystko ma do potrzeby ratowania mojego męża przyznałam szczerze siadając przy stole i obserwując ją uważnie.. Decyzję już dawno podjęłam ,bo chodziło o Damona ,ale żądałam szczegółów.
-Jesteś łowcą ,a jeżeli to co mówi Bonnie jest prawdą to tylko Ty jedna możesz pomóc...
-Mhm przypomniałaś sobie. Mruknęłam sarkastycznie ,ale już zbierałam się do wyjścia.
-Najpierw to odsłucham zadecydowałam jednak włączając małe urządzenie. Nie wiedziałam ,że to był błąd ,nikt mnie nie uprzedzał o treści nagranej wypowiedzi.
"Kicia nie rób głupot ,trzymaj się mojego planu i skończ ten romans z moim bratem. Przy ostatnim zdaniu Damon się roześmiał ,ale zaraz spoważniał
-"I tak przy okazji to Cię kocham pamiętaj. Dodał i w tym momencie dyktafon umilkł. Przysięgłabym ,że Elena była gotowa się na mnie rzucić ,a ja byłam w szoku ,który nie pozwolił mi się odezwać.
-Coś Ty zrobiła? spytała przez zaciśnięte zęby.
-Jak śmiałaś? Tak mi zazdrościłaś ,że jak Damon Cię olał to wzięłaś się za jego brata?
Kipiała furią ,a kiedy dostrzegła ugryzienia na mojej szyi wymierzyła mi policzek.
-To nie tak do cholery! Nie jestem Tobą ,a Stefano interesuje mnie mniej więcej tak jak zdechła mucha. Warknęłam wstając z krzesła i idąc w kierunku drzwi.
-Nie chcesz ,nie wierz ,ale to nie był on... Stefano mnie pocałował ,ale to nie jest teraz ważne.
Nagle Elena krzyknęła . Co u diabła? Pomyślałam znowu już i tak zdenerwowana. Na parapecie siedział kruk. Kruk tak duży ,że nie mógł być normalny.
-Elena... to nie może być Damon.. powiedziałam ciągnąc ją za rękę i biegnąc do wyjścia. Wsiadłyśmy do mojego samochodu i dopiero tam zabrałam głos. Wyjaśniłam swojej towarzyszce co odkryłam i czego się domyślałam. Po wszystkim pokręciła głową z niedowierzaniem
-O kurczę pięknie... ale kto w takim razie zawziął się na Damona? I skąd prawdziwy Damon wie o wszystkim?
Zadała wszystkie pytania ,które i mnie chodziły po głowie. Byłam jednak zbyt zmęczona ,by się teraz tym przejmować i przymknęłam oczy ,zasypiając. Był tak blisko ,że dotykał mojej dłoni.
-Czuwam nad Tobą kicia proszę Cię zaufaj mi i pozwól działać. Kocham Cię dodał jeszcze całując mnie. Po kilku minutach a może godzinach wóz stanął przed motelem. Był mały dość obskurny ,tak podobny do tego w Lillehamer czy Mountain Rouge. W barze siedziało tylko dwóch klientów. Młoda cdziewczyna i jakiś pijany w sztok emeryt. Kiedy weszłyśmy otaksowała mnie wzrokiem
-Złotowłosa Sara... Sara którą Damon chce chronić.
Prawie upadłam słysząc te słowa. Co to wszystko znaczy? Zaraz skąd on... ten DEMON....
-Co wiesz? Spytałam podejrzliwie.
-Wszystko o czym Ty nie masz pojęcia. Odrzekła uśmiechając się tak podle ,że miałam ochotę jej przyłożyć.
(...)
Tymczasem Damon próbował się czegoś dowiedzieć o swoim sobowtórze ,który tak bezczelnie rujnował mu życie. Umówił się z Magnusem o wpół do dwunastej. Czas który mu pozostał wykorzystał na sondowanie ludzkich -i nie tylko myśli. Większość nie była zbyt ciekawa . Zwykłe codzienne sprawy. Kot u weterynarza ,zdradzający żonę mąż. Z tej plątaniny wyróżniała si ę jedna świadomość. Mężczyzna przy barze,
"Ona musi zniknąć ,albo zostać porwana na letni dwór... " korzystając z tego ,że nikt go nie obserwuje Salvatore przysiadł się bliżej i zaczął nasłuchiwać.
(...)
-Isabelle gdzie jest moja córka? Valentine chodził po pokoju w tę i z powrotem
-Nie wiem. Odparła moja przyjaciółka po raz setny.
-To nieważne i tak ją dopadniemy...
-To nie będzie trudne. Odezwał się męski głos i w drzwiach stanął Luigi...

To be continued :D ;*

"Nie Twój interes skarbie..." czyli gołąbki mają jednak przed sobą tajemnice

Rozdział 6
Ból ustał tak samo szybko jak się pojawił. Opadłam na poduszki i odetchnęłam głęboko ,próbując uspokoić łomoczące serce. Musiałam grać. Zawsze mi mowiono ,że dawanie krwi wampirowi sprawia satysfakcję przynajmniej tyle wiedziałam z tego co mówiła mi Elena zanim przestałyśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Tymczasem ja marzylam ,żeby mnie zabił. Egoistyczne życzenie ,biorąc pod uwagę fakt ,że po pierwsze wcale mi się na tamten świat nie spieszyło ,a po drugie ,że miałam dziecko. To o Marco powinnam myśleć w pierwszej kolejności. Kiedy wampir w końcu nasycił swoje pragnienie pogłaskał mnie po ramieniu i sięgnął po sztylet leżący na nocnym stoliku. Przeciął sobie nadgarstek jednym płynnym ruchem i szeptem nakazał
-Pij skarbie. To dla Ciebie ważne. Cały czas głaskał mój policzek i odgarniał włosy z czoła.
Cóż ,tu nie mogłam się z nim nie zgodzić ,już odczuwałam skutki upływu krwi ,a dodatkowo osłabiała mnie choroba. Było mi po prostu niedobrze i jedyne o czym w tej chwili mogłam myśleć to żeby już się tak nie czuć. Nie mając innego wyjścia pochyliłam się i przystawiłam usta do małej ranki i zaczęłam przełykać płyn. To było dla mnie dziwne uczucie. Najpierw wypełniło mnie ciepło i przyjemne łaskotanie w żołądku ,a później pojawiło się jeszcze coś. Przebłysk świadomości ,że to co się wydarzyło nie powinno mieć miejsca. Podświadomie zdałam sobie sprawę o czym mogła mówić Elena. Picie krwi wampira ,którego się kocha całym sercem było czymś wyjątkowym. Ale to nie był ten wampir . Mimo wszystko moje ciało poddało się zmęczeniu i zapadłam w sen. Znowu śniłam o nim.
Tym razem miejsce się zmieniło. Był to olbrzymi renesansowy pałac ,a konkretnie zatłoczona sala balowa.Miałam na sobie czarną sukienkę ze złoceniami po bokach. Uczesana byłam we francuski warkocz, na twarzy miałam jedynie delikatny makijaż. Sala była pełna ludzi ,a mimo to nikt się nie ruszył ,jakby wszyscy na coś czekali. Po chwili drzwi pomieszczenia uchyliły się i do środka wszedł Damon. Nie był ubrany jak zwykle w czarną ,skórzaną kurtkę ,ale w tradycyjny szlachecki strój z końca XIX wieku. Stanął przede mną ukłonił się ,uniósł do ust moją dłoń i musnął wargami jej wierzch.
-Pani ... odezwał się z pięknym włoskim akcentem od którego przeszły mnie ciarki.
-Zechcesz zaszczyć mnie tańcem? Nie spuszczał ze mnie wyczekującego spojrzenia błękitnych tęczówek
-Dobrze wiesz mój panie ,że z Tobą mogłabym przetańczyć całe życie odrzekłam aksamitnym głosem pozwalając się objąć.
-Co my tu robimy? Pytam obdarzając go promiennym uśmiechem.
-Spełniamy Twoje marzenia kochanie odpowiedział odgarniając mi włosy i i nawijając sobie na palec mój lok. W tym momencie dostrzegł dwie ranki na mojej szyi i jego oczy pociemniały z ledwie hamowanej wściekłości.
-Kto Ci to zrobił¶? Wyrzucił z siebie głosem ,którego nigdy wcześniej u niego nie słyszałam.
-Nie znam jego imienia... Powiedziałam kręcąc głową i czując spływające po policzkach łzy.
Damon natychmiast mnie przytulił i gładząc moje plecy wyszeptał
-Ktokolwiek Ci to zrobił znajdę go i zabiję,.-Oświadczył poważnie.
Nie miałam pojęcia ,że mój mąż w londyńskim apartamencie hotelu Waldorf Astoria przeżywa dokładnie to samo...
(...)
Kiedy pół godziny później otworzyłam oczy od razu poczułam ,że coś jest nie w porządku. Zeszłam po schodach wraz z Marco ,by w kuchni zjeść śniadanie. Zastałam tam już Isabel.
-Cześć rzuciłam jej uśmiechając się.
-Sara... Tylko mnie nie zamorduj... okej?
Kiedy przyjaciółka używała tego tonu wiedziałam ,że ma coś na sumieniu.
-Izzy coś Ty znowu zrobiła? Pytam unosząc brew i łypiąc na nią podejrzliwie .
-Nic tylko...
-Cześć dziewczyny... odezwał się znajomy głos,a ja miałam wrażenie ,że mój koszmar jeszcze się nie skończył. Przede mną w progu kuchni stała Elena. Ubrana w zwykłą niebieską sukienkę z rozpuszczonymi włosami.
-Izzy... mówię tonem w którym dźwięczą furia i rezygnacja
-Saro... Musisz mi pomoc. odzywa się cicho moja kuzynka
-Musi to na Rusi odparłam karmiąc Marco i nalewając sobie kawy do czerwonego kubka z serduszkiem.
-Saro tu chodzi o Damona... On się w coś wpakował...
Już miałam odpowiedzieć ,gdy zjawił się Stefan
-Kto komu pomaga? Pyta przytulając swoją dziewczynę na powitanie. Sądziłam ,że mu wszystko wyjaśni ,ale panna Gilbert zaskoczyła wszystkich i odparła
-Wybacz ,ale mie Twój interes skarbie...

Nieoczekiwane wydarzenie

Rozdział 5
Zarówno czarownik jak i młody Lightwood popatrzyli na mnie tak jakbym im oznajmiła ,że moje włosy są naturalnie zielone ,a nocami zamieniam się w syrenę i uwodzę marynarzy. Bzdura kompletna ,ale oni patrzyli w taki sposób ,że czułam się speszona ,choć nadal pewna swojej decyzji.
-Szczęściarz z tego Twojego Damona mruknął w zamyśleniu czarownik drapiąc się po brodzie.
-Ale czy Ty jesteś pewna ,że on zrobiłby to samo ,gdyby chodziło o Ciebie? Zapytał unosząc brew delikatnie ku górze .
Miałam pewność . Niczego w życiu nie byłam tak pewna jak swojej miłości do Damona Salvatore. Jasne zdawałam sobie sprawę ,że są w przeszłości mojego męża rzeczy i zdarzenia o których wolałabym się nigdy nie dowiedzieć ,bo serce chciałoby ,żeby on już zawsze był taki jakim ja go poznałam i pokochałam. Ale przeszłość była przeszłością na którą nie miałam wpływu i nie chciałam tego rozgrzebywać. Co było to było ,a teraz i ja i Damon wiedzieliśmy jedno. Byliśmy w stanie poświęcić własne życie za drugą osobę. Na myśl ,że Damonowi coś groziło czułam palące łzy w oczach i furię.
-Nie osądzaj mnie ,ja nie zmienię zdania ,a Ty gadasz jak Stefan. Warknęłam zniesmaczona
-Przyjęłam Twoje warunki ,więc zaczynamy od jutra.
Skierowałam się ku drzwiom ,ponieważ nie miałam ochoty wysłuchiwać umoralniających gadek kogoś ,kogo podboje miłosne odbiły się echem po całym świecie...
Gdybym wiedziała w co wpakował się mój mąż zapewne zmieniłabym zdanie. . Na dworze panował mrok kiedy wracałam do domu...
(...)
W tym samym czasie Londyn około 19 30 restauracja portowa hotelu Waldorf Astoria
O tej porze restauracja pełna była ludzi. Była pora kolacji ,więc ładnie i przytulnie urządzone wnętrze ,które wypełniały pomarańczowi obite krzesła i kremowe stoły z kwiatami konwalii do w połączeniu z ciepłym światłem kandelabrów zachęcało do tego ,żeby tu wstąpić. Właśnie o takie miejsce chodziło. Tu trudniej było podsłuchać rozmowę. W głębi pomieszczenia przy stoliku pod oknem siedział Damon Salvatore. Jak zwykle cholernie seksownie. Był umówiony na dziewiętnastą ,co znaczyło ,że jego "przyjaciel" spóźniał się już przeszło pół godziny. Z głośników sączyła się cicho piosenka Dany Glover It is you. Wampira dopadły wspomnienia. Przed oczami stanęła mu twarz jego ślicznej żony. Jej uśmiech i roześmiane błękitne oczy...
Wampir ze znudzeniem obserwował ludzi tłoczących się w hotelowej restauracji. Czekanie na kogokolwiek strasznie go irytowało i teraz popijając szkocką whisky z lodem, obmyślał już plan zemsty na swoim znajomym. Choć i to nawet za wielkie słowo by określić relacje jakie go łączyły z kitsune . W chwilę później drzwi lokalu otworzyły się i do środka wszedł Schinchi. Z pozoru wyglądal jak zwykły nastolatek. Miał około metr osiemdziesiąt ,ubrany był w zwyczajny biały podkoszulek i czarne ,skórzane spodnie. Dopiero gdy się go zaczęło uważniej obserwować dostrzegało się szczegóły różniące go od ludzi. Atramentowe włosy i złote oczy w których kryły się złośliwe błyski.
-Spóźniłeś się. Syknął Damon już♦ i tak wściekły
-A co Ty sobie myślisz? Że jesteś jedynym ,który czegoś ode mnie chce? Złotowłosa jest piękna ,ale pohamuj się mój drogi. '
-Nie obchodzi mnie co myślisz. Masz ją chronić przed tą zgrają z Rady i tyle reszta to już moja sprawa. Oświadczył spokojnie
-Złotowłosa Sara jest urocza miło byłoby skorzystać ze sposobności i się zabawić. Uśmiechnął się paskudnie.
-Rusz ją ,a ukręcę Ci łeb. Odparł Damon łapiąc go za przód koszulki.
-Grozisz mi? Spytał kitsune patrząc mu w oczy.
-Nie. Ostrzegam . Padła odpowiedź.
Lisi demon zamyślił się chwilę ,po czym odezwał się cichym ,konspiracyjnym tonem
-Kochasz zabijanie ,a nam w Mystic Falls pewne rachunki do wyrównania. Zlikwidujesz naszych wrogów ,a porozmawiamy o Sarze.
-Wchodzę w to. oznajmił bez wahania Salvatore. Spotkamy się o północy przy drodze wylotowej z miasta. Dodał jeszcze i skierował się do wyjścia.
Może faktycznie się zmieniłem? Przemknęło mu przez głowę. Ostatecznie walczył przecież o zwyczajną śmiertelniczkę.
"Ona nigdy nie była zwyczajna"Odezwał się jakiś głos w jego głowie...
(...)
Po godzinie wróciłam do siebie i na swoje nieszczęście wpadłam na Stefana
-Gdzieś Ty do cholery była? Spytał znowu łapiąc mnie za rękę. Mam się Tobą opiekować do cholery.
-A co? Bawisz się w bodyguarda? Nie wyglądasz na Kevina Costnera.
Zauważyłam kąśliwie ,chcąc go minąć.
-Znowu szukałaś Damona. Rzucił obrażonym tonem. jakbym popełniła zbrodnię.
-Co Cię to obchodzi? Nie masz prawa mi... Urwałam w pół zdania usłyszawszy szelest ptasich skrzydeł. Sekundę później na parapecie okna siedział olbrzymi kruk patrząc na mnie wyczekująco.
Musisz udawać ,żeby się dowiedzieć czego chcą.
Wpuściłam go do środka ,a on zmienił postać stając się sobowtórem mojego męża.
-Kiciu moja droga... zaczął tuląc mnie na powitanie i muskając moje usta.
Mój szwagier miał minę z gatunku "What the fuck is going on? " ,ale szybko wypchnęłam go z pokoju.
Musimy wyjechać. Oznajmił mi ,a kiedy chciałam protestować położył mi palec na ustach
-Dla bezpieczeństwa Twojego i Marco...
Cholera i co teraz zrobić? Szybko zebrałam myśli i odparłam
-Nie mogę Damonie. Nie teraz. Starałam się być spokojna ,ale samo to ,że nazywałam go imieniem ukochanego wywoływało mój sprzeciw i powodowało ,że czułam się jakbym go zdradziła.
-Zostanę dziś z Tobą i przemyślisz sprawę kiciu. Powiedział łagodnie kładąc mnie na poduszkach i całując moją szyję .
Pod powiekami czułam palące łzy ,ale nie mogłam dać po sobie poznać ,że coś podejrzewam ,więc skupiłam się na i moim mężu ,który był gdzieś daleko…
Nagle poczułam ukąszenie i ból w szyi... Krzyknęłam szarpiąc się gwałtownie ,jednak moje szanse wcale nie były duże...  Cholera myśl  nakazałam sobie czując ,że za chwilę umrę...

Intrygi

Rozdział 4
Tego samego dnia ,nie mam pojęcia ,która była godzina ,chyba zbyt wiele emocji jak na jedną blondynkę.
Szczerze mówiąc wątpiłam ,że uda mi się nawiązać jakikolwiek kontakt z Damonem. Próbowałam kilka razy ,ale zawsze spotykało mnie rozczarowanie. Tym razem ,jednak było inaczej. Głos mojego ukochanego rozległ się w mojej głowie tak wyraźnie ,jakby był tuż obok mnie. Serce zaczęło gnać jak szalone ,nagle wypełniła mnie nadzieja.

-" Kicia, przestań myśleć o tym żeby mi pomóc, odszedłem bo nie miałem innego wyjścia, bo grozili tobie i Marco a wy jesteście dla mnie wszystkim, nie zaprzepaść tego i nie wchodź z nimi w żadne układy" przemówił do mnie głos ukochanego ,na który tak czekałam. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo za nim tęskniłam. Sam fakt ,że się do mnie odezwał ,był dla mnie dowodem. Dowodem na to ,że to w co od zawsze wierzyłam ,co od miesięcy było jedynym pewnym punktem mojego życia. Damon mnie kochał. Nie zostawił mnie z własnej woli ,a skoro tak to wiedziałam ,że nie spocznę póki nie dowiem się co się święci. Brnęłam po kolana w śniegu przeklinając szpetnie długość mojej sukienki i brak płaszcza. Kiedy wybiegałam z Instytutu ciepło dawała mi nagromadzona wściekłość ,która teraz wyparowała z mojego ciała przepuszczając zimno. Miałam jednak szczęście ,że na główną siedzibę łowców wybrano Bergen. Norwegię znałam można powiedzieć od podszewki. To tu się wychowałam i tu poznałam Miguela -mojego pierwszego męża. Zadziwiające ,że i on był wampirem. Może moim przeznaczeniem było żyć u boku nieśmiertelnych ,pociągających i mrocznych istot jakimi były? Nigdy się nad tym tak naprawdę nie zastanawiałam ,zresztą i teraz nie było na to czasu. W skupieniu parłam przez biały puch ,aż moim oczom ukazała się chata Magnusa. Magnus Bane,... O tym człowieku można było pisać książki. Był starszy nawet od Damona. Liczył sobie około tysiąca lat ,więc samo opisanie tego co go w życiu spotkało zajęłoby co najmniej tyle samo ,jeśli nie dłużej. Mimo zaawansowanego wieku trzymał się świetnie ,a zawdzięczał to szarej księdze ,czyli ,bodajże najstarszemu spisanegmu zbiorowi zaklęć ,pochodzącemu bodajże z czasów Ramzesa II ,albo kogoś w tym guście. Zapukałam modląc się ,by zastać czarownika w domu.. Odkąd go znałam miał bowiem irytujący zwyczaj przenoszenia swoje domostwo w różne miejsca od RPA po Antarktydę. Nie uzyskawszy odpowiedzi pchnęłam drzwi ,które ustąpiły zadziwiająco łatwo i weszłam do środka. Pierwszym co zobaczyłam i poczułam ,był duszący szary dym unoszący się kłębami z salonu. Idąc tym tropem dotarłam do właściciela owego przybytku. Magnus siedział w wiklinowym fotelu i klął siarczyście po francusku. Długie sięgające pasa szare włosy i broda tego samego koloru prawie zaścielały parkiet. Ubrany był tak jak zawsze czyli w ulubiony neonoworóżowy garnitur w stylu lat 80.
-Magnus? Odezwałam się nieśmiało ,kiedy wreszcie minął mi atak kaszlu.
-Sybillo gołąbeczko moja jak miło Cię widzieć. Rzekł zamykając mnie w niedzwiedzim uścisku.
-Sara poprawiłam odruchowo ,bo w życiu nie chciałabym nosić imienia Sybilla.
-Co tym razem nie wypaliło? Spytałam siadając na brązowym pufie.
-Zamiast rumu wyszły mu fajerwerki odezwał się Alexander ,przyrodni brat Jace'a ,którego wszyscy nazywali Alekiem. Chłopak był dość przystojny. Czarne kręcone włosy opadały od czasu do czasu na czoło.,oczy miały kolor niezapominajek. Miał na oko z metr dziewięćdziesiąt. Zawsze się wyróżniał. Dziś ubrany był w beżowy golf i przetarte jasne dżinsy.
-To ja mam pomysł ... znajdę najlepsze zaklęcie na wyczarowanie rumu ,ale pod jednym warunkiem... powiedziałam powoli i wyraxnie na co czarownik zastrzygł uszami
-Potrzebuję... powiedzmy ,że informacji... zaczęłam wolno. Wiedziałam od zawsze ,że Magnus wszędzie miał kontakty.
-Jakich informacji moja droga? Mag obrzucił mnie podejrzliwym spojrzeniem mętnych i przekrwionych niebieskich tęczówek
-Ktoś podszywa się pod mojego męża,a ja chcę wiedzieć dlaczego to robi... No i jest jeszcze jedna rzecz... Oznajmiłam cicho i urwałam.
-Saro? O czym Ty teraz mówisz? Alec wyraźnie się zaniepokoił. Zawsze się mną opiekował ,jeśli Jace akurat musiał wyjechać.
-Potrzebuję mocy . Muszę chronić Marco i Damona ,a sama nie dam rady. Oliwier też mi raczej nie pomoże. Ostatnia walka mnie wykończyła.
-Wiesz ,że to wymaga lepszej zapłaty niż beczka rumu...
Skinęłam głową i powiedziałam
-Nieważne zgodzę się na wszystko.To oni są najważniejsi.
-Zdajesz sobie sprawę ,że nie zadowolę się w takim przypadku rumem...
-Owszem ,wiem odrzekłam ,ale już podjęłam decyzję.
-Dobrze ,więc ... orzekł po chwili milczenia i pochylił się szepcząc mi swoje warunki prosto do ucha
(...)
Po wszystkim kiwnęłam głową i powiedziałam
-Masz moje słowo Magnusie...
Zdawałam sobie sprawę z tego ,że igram z ogniem ,ale nie mam wyjścia.

Plany

Rozdział 3
Nadal niedziela 21 lipca 2012 około 5 rano

Isabel weszła do mojego pokoju patrząc zaskoczona na wściekłego Stefana. Wyglądała jak zawsze pięknie jakby dopiero co wróciła z pokazu mody ,a nie wstała z łóżka. Ciemnozielony strój nocnego łowcy ,wysokie buty ,ciemne włosy związane z tyłu we francuski kok prezentowały się świetnie. Wokół przegubu lewej dłoni opleciony był bicz z elektrum ,skuteczna broń w walce z demonami . Odkąd pamiętałam Isabel nigdy się z nim nie rozstawała. Moja przyjaciółka miała jednak jedną zasadniczą wadę -wścibstwo. Potrafiła godzinami męczyć ludzi dopóki nie uzyskała cennej dla siebie informacji. Jace zawsze żartował ,że jest lepiej poinformowana niż E! znana na całym świecie amerykańska stacja telewizyjna zbierająca plotki z życia gwiazd show-biznesu. Nie miałam ochoty na zwierzenia musiałam poukładać to sobie w głowie i porządnie przemyśleć. To brzmiało absurdalnie "Wiesz co? Mojemu szwagrowi odbiło i zdał sobie nagle sprawę z tego ,że mnie kocha? " to miałam jej powiedzieć? Nie wydaje mi się ,że w to uwierzy.
-Później muszę ochłonąć powiedziałam widząc jej natarczywe spojrzenie. Ku mojemu zdziwieniu Izzy kiwnęła głową i przystąpiła do wybierania mi odpowiedniego stroju. Padło na błękitną dość odważną , błękitną sukienkę od Armaniego z wycięciem na plecach prezent sprawiony mi przez Damona na urodziny oraz złote sandałki od Gucciego. Zabawne ,że też nawet ciuchy mi o nim przypominały. Ale Damon twierdził ,że jego kicia musi pięknie wyglądać ,więc jako znający się na modzie rodowity Włoch lubił czasem kupić mi coś ładnego. Kiedy już włożyłam strój i rozczesałam włosy pozostawiając je rozpuszczone zeszłam wraz z Isabel po spiralnie skręconych schodach do obszernej jadalni w której zebrała się Rada. Zaskoczył mnie wybór tego miejsca zazwyczaj bowiem takie spotkania odbywały się w Sali Anioła mieszczącej się dwa piętra wyżej. To pomieszczenie jak i cały Instytut było urządzone bardzo gustownie, Beżowe ściany zdobiły miecze. Pośrodku mozaikowej posadzki stał ogromny stół z drewna wiśniowego ,a wokół niego pasujące kolorem i obite czerwonym aksamitem krzesła z wysokim oparciem. Zauważyłam ,że jest ich trzynaście ,co nie było normalne ponieważ Rada liczyła dwunastu członków .Ostatnie rozmowy ucichły tuż po naszym wejściu. Centralne miejsce przy stole zajmował mój ojciec Valentine. Wyglądał wręcz olśniewająco . Czarno-srebrny strój nocnego łowcy i czarna zapinana pod szyją peleryna dodawały powagi jego szlachetnym rysom i szarym oczom. Jasne włosy ,które po nim odziedziczyłam opadały falą na ramiona.
-Córeczko pięknie dziś wyglądasz zaczął z promiennym uśmiechem ,kiedy zajęłam miejsce obok Erica ,wampira wywodzącego się ze Szwecji ,przywódcy klanu z Chicago. Wiedziałam ,że powinnam zasiąść po prawej ręce ojca jako jego następczyni i dziedziczka ,jednak z rozmysłem złamałam tę zasadę.
-Nie pieprz i mów czego chcesz ,nie mam całego dnia. Powiedziałam ostro ,a wszystkie spojrzenia zwróciły się na mnie. Nigdy się tak do niego nie odezwałam ,zawsze słychać było w moim głosie strach i jakiś niechętny szacunek. Miałam wrażenie ,że po odejściu Damona zniknęła ta część mnie ,którą kochał. Ta dobra ,wrażliwa Sara. Teraz zamknęłam serce i stałam się zimna dla własnego bezpieczeństwa.
-Cięty język kochanie. odrzekł słodkim tonem nie spuszczając wzroku z mojej twarzy.
-Wydaj nam Damona i oddaj Marco na nasze wychowanie a wtedy dostaniesz to co Ci się należy zostaniesz dziedziczką rodu Morgensternów i będziesz miała decydujący głos w  Radzie.
Przez chwilę milczałam zastanawiając się czy mój ryzykowny pomysł wypali. Jeśli tak uzyskam wpływ na decyzje tak łowców jak i wampirów ,a ponadto chroniłabym ukochanego. Chyba warto zaryzykować. Przekazałam swój plan Ericowi za pomocą telepatii ,a ten popatrzył na mnie z błyskiem w oku i kiwnął głową. Skoro ja dałam się nabbrać na podstęp z fałszywym Damonem to dlaczego z nimi miałoby byź unaczej?
-Zgadzam się  powiedziałam poważnie patrząc po zebranych. Rozległy się szepty i pomruki zdziwienia. Uciszyłam je gestem i podniosłam głos tak ,by wszyscy mnie usłyszeli.
-Ale chcę gwarancji. Żądam spisania paktu i przysięgi krwi. Po tych słowach wstałam i skierowałam się ku drzwiom.
Nie uszłam daleko ,gdy za moimi plecami rozległy się kroki. Nie musiałam się odwracać ,by wiedzieć ,że to Stefan.
-Czyś Ty oszalała? Wysyczał zrównując się ze mną. Cała jego postawa emanowała furią ,którą ledwie powstrzymywał.
-Wiem co robię ,nie wtrącaj się odparłam ze stoickim spokojem nie przerywając marszu.
-Damon nigdy nie pozwoliłby na coś takiego! Wybuchnął wreszcie. Nigdy nie chciałby ,żeby...
Zatrzymałam się raptownie. Miałam ochotę go uderzyć.
-Nie waż się mi mówić co zrobiłby Damon!! W ogóle go nie znasz!- krzyknęłam i wybiegłam z budynku prosto w zamieć.  Byłam wściekła ,chciało mi się krzyczeć i płakać jednocześnie.
Próbowałam skontaktować się z Damonem mentalnie powtarzając w myślach "Damon kochanie daj mi znak ,że jesteś bezpieczny gdziekolwiek teraz jesteś"...
(...)
Tymczasem na obrzeżach Bergen w pewnej starej i zapomnianej przez Boga gospodzie o nazwie "Pod białym  kłem" spotkała się trójka wampirów. Jednym z nich był ten podszywający się wcześniej pod Damona ,który tak naprawdę miał na imię Luigi. Towarzyszyło mu dwoje pobratymców . Piękna rudowłosa kobieta o zielonych oczach imieniem Mojra i wysoki szatyn ,którego włosy od czasu do czasu przetykały blond refleksy  ,o zuelono-błękitnym spojrzeniu zwany Nathanielem.
-Jesteś pewien ,że Cię nie poznała? Odezwała się z przestrachem Mojra patrząc na Luigiego
-Nie poznała na pewno ,za bardzo się cieszyła spotkaniem z Damonem. Odrzekł spokojnie
-A więc wszystko zgodnie z planem podsumował Nathaniel. To dobrze nie potrzebujemy komplikacji . Musimy sprowadzić Sarę i Marco przed oblicze Keenana i Beiry tak szybko jak to tylko możliwe.
-Odwiedzę ją jeszcze dziś wieczorem... A tak swoją drogą ten Salvatore ma bardzo dobry gust  ,jeśli chodzi o kobiety... powiedział zamyślony Włoch uśmiechając się z mściwą satysfakcją....

Komplikacje

Rozdział 2
Niedziela 21 lipca 2012 Idris w pobliżu Bergen ,Norwegia
Siedziałam w ciepłym salonie Instytutu Nocnych łowców w Idrisie. Pokój był pomalowany na brzoskwiniowo ,w kominku trzaskał ogień, Zegar ścienny niedawno wybił drugą ,a ja nadal nie mogłam zasnąć. Oliwier zmyłby mi głowę i zapewne powiedział ,że o siebie nie dbam ,co zwłaszcza w moim stanie było ryzykowne. Nawet się do siebie uśmiechnęłam na tę myśl. To było zabawne. Jeśli do kobiety mówiło się w "Twoim stanie" miało się na myśli to ,że spodziewa się ona dziecka. Ja w tej chwili daleka byłam od myślenia o dzieciach i w ogóle o sprawach damsko -męskiej intymności zwłaszcza z kimś kto bie był moim mężem. Fakt ciągle go kochałam. Mimo ,że odszedł prawie dwa tygodnie temu ja nadal wierzyłam ,że wróci ,zatęskni i zrozumie. Głupio się łudziłam ,ale gdybym miała choć raz złotą rybkę bez wahania poprosiłabym ,by zwróciła mi Damona. Teraz jedyną osobą dla której żyłam był mój synek Marco Lars. Musiałam mu zapewnić dobrą przyszłość oraz pozycję należną mu z tytułu pochodzenia. Z dnia na dzień maluch był coraz bardziej podobny do ojca. Te same rysy twarzy i oczy człowiweka ,którego kochałam bez pamięci. Jedyną różnicą były włosy. Zamiast czarnych ,prostych jak u Damona buzię Marco okalały jasne loczki tak podobne do moich kiedy byłam mała. Dookoła panowała cisza. Zamknęłam oczy odtwarzając w pamięci spotkanie z "moim wampirem" Co mi umknęło? Zastanawiałam się przywołując w panięci jego twarz. I  nagle zrozumiałam. On miał szkła kontaktowe. Niebieskie. Na pozór nie do odróżnienia. Ale jego  tęczówki były czekoladowe. Jak mogłaś to przeoczyć?  Zganiłam się w myślach. Odpowiedź była prosta. Tak byłam szczęśliwa ,że jest ze mną ,że nie mogłam racjonalnie  rozumować.  W tym momencie dziedzic rodu Salvatore przypomniał mi o swoim istnieniu i potrzebie karmienia głośnym płaczem. Wstałam z obitej perkalem białej sofy i już miałam go wziąć na ręce ,gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich Stefan.
-Nie śpisz? Spytał mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów i stanowczo zbyt długo zatrzymując wzrok na mojej czarnej obszywanej koronką koszulce nocnej.
-Jakoś nie mogę zbyt wiele myślę . Odpowiedziałam cicho
-Dlaczego? Dlaczego go kochasz? Wyrzucił nagle ,a jego zielone oczy zapłonęły.
-Stefan co Ci jest? Spytałam niespokojnie ,bo to mi do niego nie pasowało.
-W czym jestem gorszy? Myślisz ,że nie będę dobrym ojcem dla Marco? Chwycił mnie za nadgarstek przypierając do ściany ,a następnie płynnym ruchem ujął mnie pod brodę i pocałował.
Przez chwilę nie mogłam się ruszyć ,ani wydobyć z siebie gołsu.
-Lepiej już idź wykrztusiłam w końcu. Stefan stał jeszcze chwilę patrząc mi w oczy i po chwili wyszedł minąwszy się w drzwiach z Isabel ,jedyną moją przyjaciółką wśród łowców.
-Saro rada czeka... Powiedziała szeptem i objęła mnie ,a ja poczułam ,że dygoczę na całym ciele...