środa, 22 sierpnia 2012

Dla kici ;**

 Za część Damona dziękuję Alexowi  osobie dzięki ,której codziennie się uśmiecham i dzięki której istnieje ten blog ;****

Popatrzyłem na Sarę jakby spadła z księżyca. W takich okolicznościach ona miała jeszcze czas szukać dla mnie rocznicowego prezentu.
Co za kobieta.
- Gdzieżbym śmiał tak pomyśleć mi bambina - mruknąłem z łobuzerskim uśmiechem i niechętnie wypuściłem żonę z objęć.
Tak cholernie za nią tęskniłem, że przez te ulotne chwile chciałem mieć ją tylko dla siebie.
W sumie to byłem tak samolubny, że nie puścił  bym jej nawet do łazienki.
Ale teraz w drodze wyjątku pozwoliłem by opuściła ciepłe łóżko.
Dlaczego to zrobiłem? Odpowiedź jest prosta. Kocham dostawać prezenty.
Gdy tylko Sara wróciła z pudełkiem w obszar mojego zasięgu, chwyciłem ją w talii i wciągnąłem pod kołdrę.
- Widzę, że jednak spodziewałaś się mojej wizyty - szepnąłem jej do ucha uwodzicielskim tonem i lekko przygryzłem jego płatek. Otworzyłem pudełko i zaraz sięgnąłem po perfumy spryskując nimi i siebie i Sarę. Wkładając sygnet pomyślałem, że chyba jestem jakiś staroświecki bo zazwyczaj to facet kupuje kobiecie biżuterię ale z Sarą zdążyłem przywyknąć do niezwykłych prezentów.
- Ale jak mam coś wymyślić? - zapytałem słysząc jej słowa - Przecież właśnie jestem tam gdzie chce. W łóżku ze swoją żoną. - uśmiechnąłem się cwaniacko i musnąłem jej wargi zaczepnie - Jednak skoro nalegasz... - przymknąłem powieki i wyobraziłem sobie najwspanialsze miejsce na całej ziemi.
Piaszczysta plaża, szum morza, cudownie błękitne niebo, mały biały domek z mnóstwem róż w które kiedyś wpadł Stefan skacząc z dachu, ogród z widokiem na gaj oliwny.
Jednym słowem nasz dom we Włoszech który kupiłem tuż przed narodzinami Marco i który był naszym azylem do czasu aż wzywani obowiązkami musieliśmy go  opuścić.

Co do osoby... oczywiście wybrałem naszego synka. Młodego panicza Salvatore i błękitnych tęczówkach i jasno złotych włosach.
- I jak się podoba? - zapytałem otwierając oczy i spoglądając na Sarę z lekkim uśmiechem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz