-Mam dość Damon. Mam już naprawdę dosyć. Westchnęła ,a chwilę później rozpłakała się tak jak chyba jeszcze nigdy. Bez zbędnych ceregieli zatrzymałem samochód na poboczu i popatrzyłem w błękitne oczy Sary.
-Kochanie... szepnąłem biorąc ją w objęcia i mocno tuląc.
-Nie dam rady... Wyszeptała w końcu kiedy była w stanie wydobyć z siebie głos.
-Cśś.. zamruczałem kojąco gładząc jasne włosy żony. Czekałem cierpliwie ,aż uspokoi się jej oddech i dopiero wtedy odważyłem się odezwać.
-Saro .. Nie jesteś z tym sama . Walczymy razem. Zapewniłem cicho , gorliwie. Uniosła podbródek i spojrzała na mnie zapłakanymi , zapuchniętymi oczami. Moja Kicia. Biedna. Sam miałem ochotę zadźgać Stephena za ten debilny wyskok z pojedynkiem , ale chwila , moment. Z tym kretyńskim pomysłem wyskoczył mój brat. To co? Przynajmniej będę miał pretekst , by się go pozbyć. Przysięgam jeśli Sarze coś się stanie....
-Nawet tak nie myśl... Mówi jak zawsze cicho i spokojnie , choć za dobrze ją znam , by nie wiedzieć ,że skrywa w sobie strach i ból
-Gotowa? Pytam ,a ona kiwa głową ,więc biorę ją za rękę i prowadzę do okazałego marmurowego , szarego budynku o konstrukcji zamku , gdzie mieści się siedziba Rady.
******
Sara :
Ty i ja. Tylko my i nasz mały świat. Jest idealnie. Dlaczego , więc teraz ten sen nie mógł trwać wiecznie? Bo życie to nie sen. To taki mroczny raj.
Godzinę po przybyciu do miejsca w którym miał się rozegrać film zwany życiem stałam w sali ćwiczeń ubrana w strój do walki. Czarno-srebrny skórzany kostium. Z tyłu w pochwie błyszczał zestaw serafickich noży. W rękawie miałam jeszcze sztylet z anielską krwią . Na ciele miały się pojawić runy i tym
właśnie teraz zajmował się młodszy brat Jace'a , Alec.
-Boję się o Ciebie . Wyznał mi niespodziewanie Kto jak kto ,ale Alexander Lightwood był najodważniejszym z łowców jakich kiedykolwiek poznałam. Rzadko stwierdzał ,że się czegoś boi.
-Nie ma czego odpowiedział mu Damon kładąc mi dłonie na ramionach i całując w czubek głowy. Szpanował. Jak zawsze kiedy się bał , układał żarty albo pił whisky. Albo jedno i drugie.
-Gotowe. Oznajmił mój przyjaciel więc wstałam i wraz z mężem udałam się na miejsce bitwy.
Dziwnie się czułam. Nie było to spowodowane strachem. Ukochany wmusił we mnie kanapkę i miałam wrażenie , że się strułam.
*****
Damon
"And the rain is like my tears for you. Come on my angel ,please come back to me baby"
Pierwszy raz w życiu widziałem Sarę jako łowcę. Przypominała drapieżnika. Dziką panterę skradającą się pośród nocnych cieni. Czarny strój , maskował jej zgrabną figurę ,uwydatniając grację z jaką naturalnie się poruszała. Było późno. ,księżyc był w pełni ,zalewał swoim blaskiem las i twarz mojej żony. Zanim wyszła na polanę na której miały rozstrzygnąć się nasze losy ścisnęła moje dłonie szepcząc :
-Powiedz dzieciom ,że je kocham. Gdyby coś mi się stało , wiesz gdzie szukać testamentu. Gardło mi się ścisnęło. Miałem w nim ogromną gulę i nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa.
Kiwam tylko głową i tulę do siebie ukochaną , głaszcząc jej piękne , jasne włosy.
-Kocham Cię. Szepczę ,a ona unosi oczy , mówi to samo i całuje mnie namiętnie. Robi mi się niedobrze na samą myśl o tej walce, mam złe przeczucia.
Moja księżniczka patrzy jeszcze w moją stronę uśmiechając się krzepiąco. Wygląda tak niewinnie i pięknie.
W tym samym czasie zjawia się jej przeciwnik ,a moja krew zaczyna się gotować z wściekłości. Mężczyzna jest pewny siebie w lekkim , czerwonym stroju łowcy ,opiera się nonszalancko o drzewo.
-Bo się wzruszę. Mruczy kpiąco wywracając oczami.
Sara ignoruje ten komentarz i rzuca
-Zacznijmy w końcu.
Steve nie zaszczyca jej odpowiedzią.
Z jego dłoni wystrzeliwuje świetlisty tygrys , chyba ognisty. Sara nie pozostaje mu dłużna i z jej ręki wydobywa się piękna , błękitna pantera. Jej żywiołem jest woda.. Nie mówią ,ani słowa , tylko w oczach widać jakiekolwiek emocje. U niego czystą , niezmąconą nienawiść , u niej wiarę i determinację. Bez zbędnych wstępów zaczynają swój śmiertelny taniec: tygrys i pantera. Oboje , Sara i Stephen wymawiają zaklęcia w słowach , których znaczenia nie znam, widzę tylko efekt tych poczynań. "Zwierzęcy" pojedynek pada łupem rodziny Salvatore. Następnie do gry wkraczają serafickie noże i miecze. Moja Kicia nie miała sobie równych. Zauważam , jednak jej zmęczenie i osłabienie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego ,że zaciskam dłonie i po ich wewnętrznej stronie zaczyna płynąć krew. Nie przejmuję się tym. W tej właśnie chwili Sara musi zaczerpnąć oddechu , a ten padalec okrutnie się mści i wbija jej nóż prosto w serce. Teraz wszystko dzieje się jak w zwolnionym tempie. Sara osuwa się na ziemię ,ja wybiegam na środek polany i ujmuję jej jasną głowę , po czym ją całą przyciskam do piersi. Pierwszy raz w życiu płaczę i nie wstydzę się swoich łez. Klękam ,a śliczne , gasnące oczy Sary wpatrują się we mnie.
-Przepraszam , Damonie , najdroższy. Szepcze cichutko ,ale kładę jej palec na ustach.
-Nie , nie. Byłaś wspaniała . Odpowiadam łamiącym się głosem.
-Cśś nie płacz prosi cichutko. Kocham Cię.
Składam na ustach mojej Kici pocałunek i w tum momencie jej drobna postać zastyga w bezruchu.
Jestem wściekły. Całą swoją mocą uderzam w Stephena , krzycząc
-Zapłacisz mi za to , przysięgam.
W tym momencie na pole walki wpadają inni nasi sojusznicy. Łowcy i wampiry. Isabelle zastyga w szoku i zerka na nas obu z niedowierzaniem .
-Chcesz ją odzyskać? Zwraca się do mnie poza zasięgiem uszu Stephena.
-Nie musisz pytać odrzekłem jej zaskoczony.
-W takim razie szykuj się na misję Salvatore. Zarządza stanowczo
-Wyruszamy do miasta Aniołów.
***
Sara:
Jeśli kogoś kochasz , nie myślisz o sobie. Najważniejsza jest ta druga osoba. I to nawet za cenę własnego szczęścia.
-Gdzie ja jestem? Przechodzi mi przez myśl. ,kiedy mój mózg łapie odpowiednią częstotliwość Odwracam się na pięcie. Wszędzie widzę białe obłoki ,świeci słońce ,a , gdy spojrzę w dół moim oczom ukazują się gwiazdy. Zaczynam rozróżniać kształty i poszczególne osoby. Damon. Łkający , zdruzgotany. Co się stało?
Wysyłam mu myśl
-Nie płacz kochany , niedługo wrócę. Kocham Was.
-Tęsknisz za nimi , kochasz ich słyszę za sobą nagle męski głos.
Odrywam wzrok od tego co rozgrywa się na dole i napotykam spojrzenie zielonych oczu o kształcie migdałów . Mężczyzna ma srebrne włosy i przypomina nieco elfa. Ubrany jest w prostą białą tunikę przepasaną złotą szarfą
Domyślam się kim jest , a jego następne słowa tylko to potwierdzają.
-Jestem Twoim aniołem stróżem. Mam na imię Lifaen , wyjaśnia cicho , obdarzając mnie uśmiechem
-Chcesz tam wrócić? Pyta ,a ja od razu potakuję.
-Wrócisz odpowiednio wzmocniona zapowiada ,a ja czuję radość A teraz chodź. Z Damonem będziesz miała kontakt w snach i mentalnie. Z dziećmi tak samo. Wyciąga do mnie rękę ,a ja ujmuję ją z czcią i pozwalam się prowadzić
________________
Witam ponownie , po długiej przerwie wróciłam z nowym rozdziałem dedykując ten post wszystkim moim czytelnikom. ;* Zapraszam do komentowania. Do napisania , kochani. ;***