środa, 29 maja 2013

Bring me to life - part II

Damon:

"Nie mogę pozwolić jej umrzeć , nie mogę do ciężkiej cholery " powtarzałem sobie w myślach i nie mogłem się otrząsnąć z głębokiego szoku.. Dlaczego ze wszystkich kobiet na świecie musiało się to nieszczęście ,ten wieczny pech musiał przypaść w udziale komuś takiemu jak Sara? Mojemu aniołowi? Choć nie byłem w stanie przekazać jej tego słowami patrząc w te kochane oczy ,bałem się o nią. Drżałem na każdym kroku ,bo mimo ,że ona była silną kobietą od niedawna łowcą i wampirem w jednej osobie ,po prostu moja żona grała przed tą cholerną Radą ,mniemając ,że jeśli zostanie jej przewodniczącą zmieni to co spieprzył jej ojciec ,a mój teść. Teraz patrzyłem na tę piękną kobietę , która siedziała wyciszona i skupiona jak nigdy. Zazwyczaj buzia jej się nie zamykała , a teraz milczała jak zaklęta. Jechaliśmy krętymi uliczkami ,a Sara patrzyła w niebo i nie odzywała się przez większą część drogi. Wybuchła gdzieś na środku głównego placu Florencji.
-Mam dość Damon. Mam już naprawdę dosyć. Westchnęła ,a chwilę później rozpłakała się tak jak chyba jeszcze nigdy. Bez zbędnych ceregieli zatrzymałem samochód  na poboczu i popatrzyłem w błękitne oczy Sary.
-Kochanie... szepnąłem biorąc ją w objęcia i mocno tuląc.
-Nie dam rady... Wyszeptała w końcu kiedy była w stanie wydobyć z siebie głos.
-Cśś.. zamruczałem kojąco gładząc jasne włosy żony. Czekałem cierpliwie ,aż uspokoi się jej oddech i  dopiero wtedy odważyłem się odezwać.
-Saro .. Nie jesteś z tym sama . Walczymy razem. Zapewniłem cicho , gorliwie. Uniosła podbródek i spojrzała na mnie zapłakanymi , zapuchniętymi oczami. Moja Kicia. Biedna. Sam miałem ochotę zadźgać Stephena za ten debilny wyskok z pojedynkiem , ale chwila , moment. Z tym kretyńskim pomysłem wyskoczył mój brat. To co? Przynajmniej będę miał pretekst , by się go pozbyć. Przysięgam jeśli Sarze coś się stanie....
-Nawet tak nie myśl... Mówi jak zawsze cicho i spokojnie , choć za dobrze ją znam  , by nie wiedzieć ,że skrywa w sobie strach i ból
-Gotowa? Pytam  ,a ona kiwa głową  ,więc biorę ją za rękę i prowadzę do okazałego marmurowego , szarego budynku o konstrukcji zamku , gdzie mieści się siedziba Rady.
******
Sara :
Ty i ja. Tylko my i nasz mały świat. Jest idealnie. Dlaczego , więc teraz ten sen nie mógł trwać wiecznie? Bo życie to nie sen. To taki mroczny raj.
Godzinę po przybyciu do miejsca w którym miał się rozegrać film zwany życiem stałam w sali ćwiczeń ubrana w strój do walki. Czarno-srebrny skórzany kostium. Z tyłu w pochwie błyszczał zestaw serafickich noży. W rękawie miałam jeszcze sztylet z anielską krwią . Na ciele miały się pojawić runy i tym
właśnie teraz zajmował się młodszy brat Jace'a , Alec.
-Boję się o Ciebie . Wyznał mi niespodziewanie Kto jak kto ,ale Alexander Lightwood był najodważniejszym z łowców jakich kiedykolwiek poznałam. Rzadko stwierdzał ,że się czegoś boi.
-Nie ma czego odpowiedział mu Damon kładąc mi dłonie na ramionach i całując w czubek głowy. Szpanował. Jak zawsze kiedy się bał , układał żarty albo pił whisky. Albo jedno i drugie.
-Gotowe. Oznajmił mój przyjaciel więc wstałam i wraz z mężem udałam się na miejsce bitwy.
Dziwnie się czułam. Nie było to spowodowane strachem. Ukochany wmusił we mnie kanapkę i miałam wrażenie , że się strułam.
*****
Damon
"And the rain is like my tears for you. Come on my angel ,please come back to me baby"
Pierwszy raz w życiu widziałem Sarę jako łowcę. Przypominała drapieżnika. Dziką panterę skradającą się pośród nocnych cieni. Czarny strój , maskował jej zgrabną figurę ,uwydatniając grację z jaką naturalnie się poruszała. Było późno. ,księżyc był w pełni ,zalewał swoim blaskiem las i twarz mojej żony. Zanim wyszła na polanę na której miały rozstrzygnąć się nasze losy ścisnęła moje dłonie szepcząc :
-Powiedz dzieciom ,że je kocham. Gdyby coś mi się stało , wiesz gdzie szukać testamentu. Gardło mi się ścisnęło. Miałem w nim ogromną gulę i nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa.
Kiwam tylko głową i tulę do siebie ukochaną , głaszcząc jej piękne , jasne włosy.
-Kocham Cię. Szepczę ,a ona unosi oczy , mówi to samo i całuje mnie namiętnie. Robi mi się niedobrze na samą myśl o tej walce, mam złe przeczucia.
Moja księżniczka patrzy jeszcze w moją stronę uśmiechając się krzepiąco. Wygląda tak niewinnie i pięknie.
W tym samym czasie zjawia się jej przeciwnik ,a moja krew zaczyna się gotować z wściekłości. Mężczyzna jest pewny siebie w lekkim , czerwonym stroju łowcy ,opiera się nonszalancko o drzewo.
-Bo się wzruszę. Mruczy kpiąco wywracając oczami.
Sara ignoruje ten komentarz i rzuca
-Zacznijmy w końcu.
Steve nie zaszczyca jej odpowiedzią.
Z jego dłoni wystrzeliwuje świetlisty tygrys , chyba ognisty. Sara nie pozostaje mu dłużna i z jej ręki wydobywa się piękna , błękitna pantera. Jej żywiołem jest woda.. Nie mówią ,ani słowa , tylko w oczach widać jakiekolwiek emocje. U niego czystą , niezmąconą nienawiść , u niej wiarę i determinację. Bez zbędnych wstępów zaczynają swój śmiertelny taniec: tygrys i pantera. Oboje , Sara i Stephen wymawiają zaklęcia w słowach , których znaczenia nie znam, widzę tylko efekt tych poczynań. "Zwierzęcy" pojedynek pada łupem rodziny Salvatore. Następnie do gry wkraczają serafickie noże i miecze. Moja Kicia nie miała sobie równych. Zauważam , jednak jej zmęczenie i osłabienie. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego ,że zaciskam dłonie i po ich wewnętrznej stronie zaczyna płynąć krew. Nie przejmuję się tym. W tej właśnie chwili Sara musi zaczerpnąć oddechu  , a ten padalec okrutnie się mści i wbija jej nóż prosto w serce. Teraz wszystko dzieje się jak w zwolnionym tempie. Sara osuwa się na ziemię ,ja wybiegam na środek polany i ujmuję jej jasną głowę , po czym ją całą przyciskam do piersi. Pierwszy raz w życiu płaczę i nie wstydzę się swoich łez. Klękam ,a śliczne , gasnące oczy Sary wpatrują się we mnie.
-Przepraszam , Damonie , najdroższy. Szepcze cichutko ,ale kładę jej palec na ustach.
-Nie , nie. Byłaś wspaniała . Odpowiadam łamiącym się głosem.
-Cśś nie płacz prosi cichutko. Kocham Cię.
Składam na ustach mojej Kici pocałunek i w tum momencie jej drobna postać zastyga w bezruchu.
Jestem wściekły. Całą swoją mocą uderzam w Stephena , krzycząc
-Zapłacisz mi za to , przysięgam.
W tym momencie na pole walki wpadają inni nasi sojusznicy. Łowcy i wampiry. Isabelle zastyga w szoku i zerka na nas obu z niedowierzaniem .
-Chcesz ją odzyskać? Zwraca się do mnie poza zasięgiem uszu Stephena.
-Nie musisz pytać odrzekłem jej zaskoczony.
-W takim razie szykuj się na misję Salvatore. Zarządza stanowczo
-Wyruszamy do miasta Aniołów.
***
Sara:
Jeśli kogoś kochasz , nie myślisz o sobie. Najważniejsza jest ta druga osoba. I to nawet za cenę własnego szczęścia.
-Gdzie ja jestem? Przechodzi mi przez myśl. ,kiedy mój mózg łapie odpowiednią częstotliwość Odwracam się na pięcie. Wszędzie widzę białe obłoki ,świeci słońce ,a , gdy spojrzę w dół moim oczom ukazują się gwiazdy. Zaczynam rozróżniać kształty i poszczególne osoby. Damon. Łkający , zdruzgotany. Co się stało?
Wysyłam mu myśl
-Nie płacz kochany , niedługo wrócę. Kocham Was.
-Tęsknisz za nimi , kochasz ich słyszę za sobą nagle męski głos.
Odrywam wzrok od tego co rozgrywa się na dole i napotykam spojrzenie zielonych oczu o kształcie migdałów . Mężczyzna ma srebrne włosy i przypomina nieco elfa. Ubrany jest w prostą białą tunikę przepasaną złotą szarfą
Domyślam się kim jest , a jego następne słowa tylko to potwierdzają.
-Jestem Twoim aniołem stróżem. Mam na imię Lifaen , wyjaśnia cicho , obdarzając mnie uśmiechem
-Chcesz tam wrócić? Pyta ,a ja od razu potakuję.
-Wrócisz odpowiednio wzmocniona zapowiada ,a ja czuję radość A teraz chodź. Z Damonem będziesz miała kontakt w snach i mentalnie. Z dziećmi tak samo. Wyciąga do mnie rękę ,a ja ujmuję ją z czcią i pozwalam się prowadzić

________________
Witam ponownie , po długiej przerwie wróciłam z nowym rozdziałem dedykując ten post wszystkim moim czytelnikom. ;* Zapraszam do komentowania. Do napisania , kochani. ;***

czwartek, 16 maja 2013

Informacja

Cóż nowa notka się tworzy a z powodu sesji piszę ją głównie wieczorami. Dla ciekawych zdradzę ,że nie zabijam Sary więc się z nią pomęczycie . Tymczasem mam zamiar posłuchać nowej płyty Jareda Leto i spółki. ;*
Do napisania ;)

piątek, 3 maja 2013

Bring me to life-part I

Sara :
Od felernego spotkania Rady minęły już trzy dni ,a ja nadal nie mogłam dojść do siebie. Czułam się dziwnie. Walczyłam od zawsze i taka sytuacja nie była mi obca. Walka była niejako wpisana w życie Nocnego łowcy. Nie raz odbierałam życie. Demonom ,łowcom wampirom. Wydawało mi się ,że już się na to uodporniłam.Cóż, nie mogłam się bardziej mylić. Dorosłe życie dostarczyło trudnych wyborów z których jeden był oczywisty-Damon. Kochałam go jak nikogo na świecie. On i dzieci były całym moim życiem. Nie wyobrażałam sobie by nagle mogło mnie przy nich zabraknąć. Chciałam zostać z mężem już na zawsze ,na wieczność. W końcu tak sobie przysięgaliśmy. Marzyłam ,że zobaczę jak dorastają moje pociechy z których byłam bardzo dumna. Mieliśmy z ukochanym tyle wspólnych planów ,marzeń. A teraz ,przez czyjeś pragnienie władzy i intrygi mogłam wcale tego nie doczekać. Jedyną rzeczą o którą byłam paradoksalnie spokojna były moje dzieci. Mój mąż był świetnym ojcem i wiedziałam ,że sobie poradzi z ich wychowaniem. Właściwie odkąd Stephen rzucił mi wyzwanie zaczęłam rozmyślać o rzeczach ,które dotąd wydawały mi się oczywiste. Czy gdyby coś mi się stało moje miejsce u boku Damona zajęłaby inna kobieta? Jaka by była? Czy Damon mówiłby do niej tak jak do mnie? Cholera. To myślenie mi chyba szkodziło. Zdałam sobie sprawę z tego ,że nadal byłam młoda ,chciałam cieszyć się życiem i być zwyczajnie szczęśliwa. To chyba nie było takie złe?
-Kiciu za dużo w Tobie pesymizmu usłyszałam cichy ,łagodny głos tuż przy prawym uchu ,a zaraz potem poczułam wargi Damona na swojej szyi Spojrzał mi w oczy przez ramię ,a ja jak zawsze poczułam miły ucisk w podbrzuszu. Zawsze tak się czułam ,gdy mąż był blisko. Zupełnie jak nastolatka. Od kilku dni oboje staraliśmy się spędzać ze sobą czas okazując sobie wzajemną czułość i miłość. Tak było i tym razem. Mój mężczyzna ujął delikatnie moją dłoń i okręcił krzesło na którym uprzednio siedziałam. Postawił mnie na miękkim ,białym dywanie i obdarzył czułym pocałunkiem.
-Kocham Cię Saro. Wyszeptał muskając nosem zagłębienie mojej szyi.
-A ja kocham Ciebie Damonie zamruczałam w odpowiedzi uśmiechając się do niego.
 Przez dłuższą chwilę nic nie mówiliśmy ,wtuleni w siebie i wsłuchani w bicie naszych serc.
 Dla mnie ta chwila mogła trwać bez końca. Wpadły nasze dwa szkraby. Właściwie zjawił się Marco za młodszą siostrą na rękach. Słodko razem wyglądali.
-Mamo... pójdziemy razem na spacer? Spytał cicho jakby się bał ,że nam przeszkodził w czymś ważnym. Uśmiechnęliśmy się oboje i spojrzeliśmy na siebie.
-Świetny pomysł odezwałam się klękając przy synku i patrząc mu w oczy. Jego ojciec stanął za mną i położył mi dłoń na ramieniu.
-Pójdę przebrać Sol zaoferował ,a ja kiwnęłam głową. Wzięłam swój płaszcz i pozwoliłam by mąż narzucił mi go na ramiona.
Marco tymczasem patrzył na mnie w skupieniu i zanim zdążyłam zareagować przytulił się do mnie mocno. Ucałowałam syna obejmując go ramionami i obdarzyłam go czułym uśmiechem
Damon wrócił chwilę później z córeczką ,patrzącą na nas ciekawie fiołkowymi oczkami. Moja mała księżniczka dorastała ,a ja z dnia na dzień widziałam jak jest niezwykła. I ja mam się poddać? No way -jak to Damon mówi.
-To co? Rodzina Salvatore podbija miasto? Unosi brew ,a Marco i ja wybuchamy śmiechem. Śmiejemy się opętańczo ,aż ciekną nam łzy ,a mój mąż gapi się na nas jak na wariatów. Śmiech bywa zaraźliwy i chwilę później naszą wesołość było słychać w całym domu.
****
-Marco bo zaraz upadniesz .Pokręciłam głową rozbawiona .
Mój syn wreszcie miał normalną zabawę i teraz ciągał nas po wszystkich możliwych karuzelach.
-Kiciu patrz tu. Damon macha do mnie ze strzelnicy na której wygrywa się pluszaki.
-Dziesięć odpowiadam tak dla żartu ,a on unosi brew i pyta
-To challange ,Kiciu? Zamiast odpowiadać puszczam oko.
Gdybym była mądra wiedziałabym ,że Damon coś kombinuje. Oznajmił mi bowiem ,że jeśli wygra pójdziemy na kolejkę górską. O jasny gwint.
Jakieś pół godziny minęło ,a ja wyglądam jak po chorobie morskiej.
Damon i nasz syn mają ze mnie niezły ubaw.
-Saro ,gdybym wiedział jak zareagujesz wezwałbym paparazzi i ambulans i byłabyś sławna jak Justin Bieber. Zadrwił ,zarabiając ode mnie sójkę w bok ,ale nadal krztusił się ze śmiechu.
Już miałam się odciąć ,ale ujrzałam samochód Stefana i już wiedziałam ,że jest z nami źle.
-Oho... Wracamy.... Mruknęłam zrezygnowana i spytałam szwagra
-Co tym razem? Spytał wkurzony Damon.
-Pojedynek przełożony... na teraz.
WTF? Zastanawialiśmy się oboje ,pędząc autostradą I -20
***
-To jest proste mówił piękny zielonooki mężczyzna o rozwichrzonej ciemnej fryzurze ,odziany w czerń.
-Obyś mnie nie zawiódł Dylanie. Odrzekł łowca ściskając mu dłoń.
-Mając ich dzieci będziemy mieli wszystko. Oświadczył z mściwą satysfakcją w głosie
_____________
Kochani witam  i przepraszam za długą przerwę. Sprawy rodzinne i sesja robią swoje.
Chciałam wam polecić pewnego bloga. Znajdzie tam mnóstwo porad i ciekawostek ,a oto adres : http://the-lejdiss-five.blogspot.com:
Pozdrawiam i do napisania ;****