piątek, 29 sierpnia 2014

So you want me? Forget it , dude

Damon : 

When you love someone  , just remember that you have to be careful 

Boże , moja żona ciągle mnie zaskakuje. To znaczy niby opowiadała mi o tym  miejscu , o tym , że jest wybitną magiczką  - brr nie znoszę słowa magiczka , bo brzmi jakoś obciachowo , Sara zresztą też tego unikała , mówiąc , że tylko Gildia tak nazywa swoje adeptki. No wiecie równouprawnienie i te inne feministyczne bzdury. Ale miałem wrażenie , że oni są aż do przesady tradycjonaliistami.
Zastanawiałem się tylko , co do licha jest tak elitarnego w uczelni , która mnie z wyglądu przypominała Hogwart , tyle , że zamiast czarnego ,podobnego do nocnego nieba kamienia do budowy tego monumentalnego zamku użyto jakiegoś białego cuda i zdaje się , że to właśnie z jego powodu moja żona tak go lubiła. Cały budynek posiadał liczne wieżyczki i krużganki , wrażenie robił też taras ,, a także porastająca wszystko dookoła winorośl.
-No ładnie odpicowane , ale błagam , nie mów mi , że to wszystko ten cudowny Akkarin  -to słowo wymówiłem z wyraźnym sarkazmem , który moja blond  piękność niemal od razu wychwyciła, bo spojrzenie jej pięknych oczu mówiło " Ależ on jest niemożliwy. - , wiedziałem , jednak ,iż zazdrość , po kilku latach małżeństwa nadal ją bawi i jej się podoba.
Zresztą sama bywała zazdrosna , ale w żadnym razie nie było to nic szkodliwego.
Sara nawet czasem mówiła , że zazdrość jest czasem objawem lęku przed utratą bliskiej osoby.
Byłem w stanie zrozumieć jej argumenty , ponieważ sam bałem się ją stracić.
-A gdzie Ty miałaś pokój?  Spytałem patrząc w piękne oczy ukochanej.
-A to nie tu. Osobno jest akademik , za lasem. Ale jak było mi smutno to chodziłam na dach ,tam.
Wskazała porośnięty bluszczem dach Gildii , a ja uśmiechnąłem się na samą myśl o nastoletniej Sarze zaczytanej w magicznych księgach.
-Zaraz będzie przerwa. Ostrzegła sądząc nie wiadomo po czym , ale jej słowa się sprawdziły.
Wybiegający studenci przyglądali nam się wyraźnie zaciekawieni , ale nauczyciele szybko ostudzili zapał  wychowanków.
Zaniepokoiłem się nie dostrzegłszy naszych pociech.
-Sara? Ten sam starszy jegomość , którego uprzednio spotkałem , a którego Sara przedstawiła jako Rothena.
-Witaj Damonie. Zwrócił się do mnie oczywiście uprzejmie uścisnął mi przy tym dłoń.
-Coś się stało? Spytał z wyraźną troską w głosie. O dziwo , mimo , że go nie znałem lubiłem tego maga bardziej niż Magnusa.  Przynajmniej nie patrzył na mnie jak na karalucha.
-No...nasze dzieci miały tu być. Wyjaśniłem zastanawiając się co tu się do cholery wyprawia.
-I były. Przyznał Rothen spokojnie.
-Do wczoraj. Ale Sara wydała im rozkaz wyjazdu z mistrzem Garelem.
Spojrzałem na moją towarzyszkę , ta jednak wglądała na równie zszokowaną co ja , a imię obcego maga chyba niezbyt dobrze jej się kojarzyło.
-To na pewno nie była dyspozycja mojej żony. Oświadczyłem stanowczo.
-Ten Wasz mistrz  nie cieszy się jej uznaniem.
-Mam rację kochanie? Spytałem obejmując ją delikatnie.
-Nie ma się co teraz głowić nad tym czyje to było polecenie. To i tak nic nie zmienia.
Orzekłem mając nadzieję , że to zakończy dyskusję.
-Racja , trzeba ich odnaleźć. Sara wstała z miejsca nic sobie nie robiąc z faktu , że właśnie zjawiło się jakieś poselstwo.

Sara :
Coś się stało. To było pierwsza myśl , jaka przyszła mi do głowy. Nie wiem czy podpowiadała mi intuicja czy też coś innego , w każdym razie teraz moje przeczucia się potwierdzały.
Dlaczego ja zawsze muszę się w coś wpakować?
Zastanawiałam się kto mnie aż tak nienawidzi. Faye? Owszem , ale nie znosi dzieci.
Elena? Nie , nie aż tak perfidnie.
-Daj mi ten list. Chcę wyczuć wibrację.
Doskonale wiedziałam , że psychometria pozwoli mi namierzyć osoby zarówno zleceniodawcy jak i  wykonawcy , a jeśli się bardzo postaram intencje tej osoby wobec moich dzieci.
Nic rozsądniejszego nie przyszło mi do głowy , a wszelki upływ czasu działał na naszą niekorzyść/
-Kochanie drżysz. Zwrócił mi uwagę Damon , istotnie stwierdzając fakt. Bardzo się bałam i bezczynność w takiej sytuacji powodowała , iż miałam jakieś koszmarne wizje.
Akkarin miał pecha i akurat wszedł w zasięg mojego wzroku.
-Jak mogłeś do tego dopuścić? Jak? Wydarłam się zupełnie tracąc panowanie nad sobą. Szarpnęłam magiem tak mocno , że aż się zatoczył. Pamiętałam tylko jedną podobną sytuację jeszcze zanim zostałam żoną pana Salvatore. Mąż chcąc ściągnąć z siebie namiar , dzięki któremu na jego trop mogli wpaść łowcy polecił czarownikowi nazwiskiem Olivier Woods , by go zabił , a następnie wskrzesił. Zanim to jednak nastąpiło Damon wysłał mi SMS-a " Kiedy to przeczytasz mnie już pewnie nie będzie , ale musisz mi zaufać. Kocham Cę"
Mało dziada nie zadźgałam i to samo czułam teraz.
-Ej ,Saro Saro opanuj się.
-Jak mam się opanować w takiej sytuacji? Jak? Już niemal krzyczałam , a łzy spłynęły mi po twarzy.
-Kiciu... Cichutko już. Damy sobie radę.Jesteśmy Salvatore , pamiętasz? Przekonywał Damon tuląc mnie mocno.
-Cholera..już wiem... Sięgnęłam do kieszeni po korespondencję z samolotu.
-Jak? Co to za cudowne zmartwychwstania? Damom czytał przez ramię.
-Szlag by to....warknęłam zrywając się do biegu i wpadając na Charliego.
-Sara , Damon właśnie ruszam w pościg. Oświadczył cicho.
-Po co to robisz? Spytałam wojowniczo patrząc mu w oczy bez cienia strachu.
-Może to sprawi , że będziesz moja. Wyszeptał mi do ucha.
-Zapomnij koleś. Syknął Damon ciągnąc mnie do samochodu w chwili , gdy próbowałam zlokalizować dzieci.
Charlie uśmiechał się tajemniczo , co mnie odrobinę przerażało.

--------------------------
Nie jest idealnie , ale jest ;)
Pozdrawiam , Kama ;*

wtorek, 26 sierpnia 2014

Nowy post ;)

Witam serdecznie ;)
Do pisania Samony wrócę dziś wieczorem ponieważ wczoraj zadecydowałam o pisaniu nowego bloga pod nazwą wintersportslove.blogspot.com ;)
Pozdrawiam i zapraszam Kama ;*

sobota, 23 sierpnia 2014

Return of the hunter

Damon :
Until you fight you are a winner

Nie miałem pojęcia , że w Sarze drzemała taka złość. Taka determinacja , wzięta nie wiadomo skąd i dlaczego. Cięła po drodze wszystkich , którzy ją kiedykolwiek zranili. Wpadła w jakiś dziwny trans zupełnie niepomna na to czy sama ucierpi. Była uosobieniem furii , co pozostawało w sprzeczności z jej naturą.
-Damon za Tobą. Ostrzegła ,a ja odwróciłem się w momencie w którym topór jakiegoś wilkołaka powinien spaść mi na głowę i ostatecznie unicestwić.
-Dzięki skarbie. Odparłem uśmiechając się do niej cwaniacko i zachodząc w głowę jak dostrzegła zagrożenie w ferworze walki. Po prostu miała oczy dookoła głowy jak na prawdziwą wojowniczkę przystało. Jakby na potwierdzenie tych słów pierwsza łowczyni z rodu Salvatore poderżnęła gardło jakiemuś osiłkowi , który już wyciągał łapy , by się do niej dobrać. Niedoczekanie. Szło nam całkiem nieźle do momentu , gdy Sara usłyszała krzyk ojca. Nie zważając na nic rzuciła się w stronę Valentine'a z taką prędkością , że tworzyła rozmazaną plamę światła i wzięła jego głowę na kolana. Patrząc na jej zachowanie zaczynałem rozumieć na czym polega bezwarunkowa miłość. Dziewczyna , która zaznała tak ogromnego bólu potrafiła o tym zapomnieć w imię więzów rodzinnych.
-Nie umieraj , proszę , otwórz oczy. Błagała Sara , podczas , gdy łzy obficie skapywały na ubranie mężczyzny. Poczułem jakąś dziwną gulę w gardle i zapragnąłem przytulić ukochaną , jednak nie było na to czasu. Wszystko działo się w tak zawrotnym tempie , iż nie byłem w stanie rozróżnić sojusznika od wroga.
-Damon jeśli zaraz się stąd nie zmyjemy , to skończymy jako przystawka. Usłyszałem głos Erica tuż przy moim uchu.
Podniosłem się niemal natychmiast i zmusiłem żonę , by pobiegła za mną. Spojrzała smutnym , udręczonym wzrokiem jakby chciała powiedzieć " I Ty to robisz? "
Na szczęście wpadł Charlie. Nie miałem pojęcia jak się tu znalazł , jednak tym razem byłem mu wdzięczny.
Podejrzewałem , że była to sprawka owych powiązań z Luckiem , jak w rodzinie nazywaliśmy króla piekieł.
-Zajmij się nim. Rzuciłem do kuzyna , który uniósł brwi w zdziwieniu.
-To jej ojciec. Dodałem tonem , który świadczył o tym , że więcej się nie dowie.
Wybiegłem z sali razem z małżonką , która oparła się o drzwi zaryglowane uprzednio zaklęciem.
-Przepraszam kochanie. Musiałem myśleć o Tobie. Wyjaśniłem cicho patrząc nagląco w tęczówki blondynki , mające jak zawsze idealny odcień lapis -lazuli. Byłem egoistą , Sara dobrze o tym wiedziała. Teraz zamiast odpowiedzieć mocno mnie przytuliła.
-Żeby tylko nic mu się nie stało. Mruknęła półgębkiem nadal będąc myślami gdzie indziej.
*****
Tymczasem Charlie odkrył kolejny element układanki , który mógł być dla nas kartą przetargową w ewentualnych negocjacjach z łowcami.
-Zostaw Sarę i Damona ,, a ona nie pozna prawdy o Dylanie. Warknął przedstawiciel rodu Salvatore do mojego teścia.
-Jeśli chcesz jej pomóc , to wyciągnij ile możesz ze Stephena. Ten facet jest winien jej cierpienia. Pozwól mi tylko się z nią zobaczyć , kiedy już będzie po wszystkim. Poprosił Morgenstern uważnie obserwując twarz klęczącego przy nim młodego bruneta.
-Może później. Teraz ona ma ważniejsze sprawy. Oświadczył spokojnie i zostawił rannego pod opieką Isabelle.
Sara:

"Są bowiem w życiu rzeczy , o które warto walczyć. Do samego końca"
Nawet nie pamiętałam kiedy znalazłam się w samolocie do Nowej Zelandii. Normalny człowiek zapytałby po co poleciałam na drugi koniec globu. Ja jednak miałam swój jasno wyznaczony cel. Przed rozpoczęciem misji wyznaczonej nam przez Erica musiałam się dowiedzieć , co się dzieje z naszymi dziećmi , a te zarówno według moich wizji , jak i informacji pewnych osób przebywały w Gildii magów. Po tym wszystkim czułam przede wszystkim skrajne wyczerpanie , ale nie mogłam sobie pozwolić na sen. Musieliśmy chronić Marco i Sol. Może i byli niezwykli , wciąż jednak pozostawali dziećmi. Oboje z ukochanym byliśmy gotowi oddać życie za ich bezpieczeństwo.
-Masz coś? Mąż spojrzał z nadzieją ściskając moje palce. Jeśli o to chodziło mój mąż był wspaniałym ojcem , zwłaszcza od czasu mojego powrotu. Wszyscy dookoła mówili mi , że dobrze trafiłam , choć nie zawsze tak było.
-Są z Rothenem. Spokojnie. Opiekował się mną do czasu , aż Akkarin się o mnie upomniał.
-Nie podoba mi się ten koleś. -skwitował chłodno mój wampir bawiąc się kosmykiem moich włosów.
Zawsze to robił , gdy się denerwował. Mówił , że to pomaga mu jasno myśleć.
-Skarbie... on jest specyficzny. Ale dobrze go mieć po naszej stronie. Odrzekłam łagodnie głaszcząc policzek ukochanego.
Chwilę później wychwyciłam maleńkie poruszenie na krańcach naszych umysłów. Czułam , że to świadomość naszych pociech , lecz jeszcze przez moment sondowałam otoczenie , by nabrać pewności , że nikt niepożądany nie usłyszy naszej mentalnej wymiany zdań.
-Marco? Wysłałam na wszelki wypadek. Ostrożności nigdy za wiele , zwłaszcza w naszym świecie.
-Mama? Padło nieco wystraszone pytanie z drugiej strony.
-Tak słonko , Sol jest z Tobą?
-Jest , a tata z Tobą? Widzieliśmy co się stało na waszym zebraniu. Akkarin mówi , że zginęło mnóstwo osób.
Cały Marco. Martwił się o nas ,nawet jeśli zdawał sobie sprawę z naszych mocy.
-Nic nam nie jest. Charlie też jest cały i zdrowy/ - Zapewniłam , co wyraźnie uspokoiło chłopca. \
Następnie zaczęły się opowieści z Gildii. Córka z dumą w głosie oznajmiła , że ma mentora , lecz w momencie gdy padło zakazane imię na A Damon zesztywniał.
-O nie , nie dam mu małej. Po moim trupie. Syknął rozwścieczony. Zawsze , gdy używał takiego tonu , wiedziałam , że naprawdę się wkurzył.
-On jest świetnym magiem. Nikt jej tam nie tknie , póki jest jego uczennicą. To dla niej bardzo dobrze.
Chyba mi nie uwierzył , nie powiedział już jednak ani słowa na ten temat. Wziął za to szklankę whisky z tacy podstawionej mu przez stewarda.  Chłopak gapił się na mnie jakbym była miss świata i to również nie wpłynęło zbyt korzystnie na humor mojego małżonka. Po minucie czy dwóch jego cierpliwość się wyczerpała  i warknął obcesowo
-Słuchaj stary , ja wiem , że mam ładną żonę , popatrzyłeś , a teraz spadaj.
-Pani Salvatore , prawda? Zwrócił się do mnie zupełnie ignorując tę złośliwą uwagę.
-To zależy , kto pyta. Odparłam dyplomatycznie tuląc się do Damona.
Musiał to wziąć za potwierdzenie swoich przypuszczeń , ponieważ wręczył mi karteczkę ze słowami:
-Z pozdrowieniami od Sebastiana. Uśmiechnął się obleśnie oblizując wargi i zniknął w pomieszczeniu dla personelu.
Spojrzałam w oczy Damona i ujrzałam w nich takie samo przerażenie jakie miałam w swoich.
-Cholera... Więc jednak... a ja myślałam , że to plotki. Mruknęłam nadal będąc w głębokim szoku.
-Nieważne jak. Musimy się jak najszybciej znaleźć w tej Twojej Gildii.
-I pamiętaj , cokolwiek się stanie .. Kocham Cię. Zanim zdążyłam odpowiedzieć zamknął mi usta namiętnym , pełnym żaru pocałunkiem , a samolot w tym czasie wylądował na nowozelandzkiej ziemi.
Chwyciłam dłoń mojego mężczyzny z nadzieją m że nasze problemy się wkrótce skończą , chowając nieszczęsny liścik w kieszeni zupełnie jakbym chciała zapomnieć o jego istnieniu i tym co może oznaczać dla mojej rodziny.
Jedno było pewne - łowca powrócił do gry.

----------------
Witam kochani. Wróciłam już z wakacji , a wraz ze mną nowy rozdział. Mam nadzieję , że się spodoba. Wkrótce pojawią się kolejne;*
Pozdrawiam , Kama ;*

piątek, 8 sierpnia 2014

Jedna , wielka masakra w Toyes

Sara :
"Jesteś piosenką, której rytm wybija moje serce"
Ed Sheeran - All of stars 

23 sierpnia ok czwartej rano - Florencja , posiadłość Salvatore'ów 

Dziwnie się czułam , ponieważ leciałam samolotem po raz pierwszy od kilku lat. Odkąd zostałam dumną żoną Damona nasze podróże ograniczały się do przemieszczania się między Włochami a Hiszpanią. 
Strasznie żałowałam , ponieważ zarówno moja matka jak i ojciec pochodzili z innych krajów. 
Tata był z Wiednia , mama z okolic Bergen. W chwilach , gdy czułam nostalgię wspominałam , najczęściej oglądając zdjęcia. Dzieci siadały po obu stronach sofy lub na podłodze przy kominku i z właściwą sobie ciekawością patrzyły na kolejne fotografie i zadawały mnóstwo pytań. 
-Mamo? Jakiej drużynie kibicowałaś? Marco patrzył na imponujący stadion piłkarski jak w obrazek. 
Wiedziałam , że będzie z niego kibic. I to zapalony. Często słyszałam , iż sama się tak swego czasu zachowywałam. Miło było wiedzieć , że dziecko jest do Ciebie podobne. 
-W piłce nożnej? Zapytałam biorąc chłopca na kolana i głaszcząc jednocześnie ciemną główkę jego siostry. 
Pokiwał głową z zapałem patrząc mi w oczy. 
-Jeśli drużyny narodowe to Hiszpania , a klub z Barcelony. Odpowiedziałam z uśmiechem. 
-No wiesz? A Włosi to gorsi? Obruszył się ojciec moich pociech , który ze sportem miał tyle wspólnego co ja z medycyną. 
-Włoscy to siatkarze. Sprostowałam , trochę dlatego , żeby go udobruchać , a po drugie , naprawdę tak było. 
Teraz ledwie zwlokłam się z łóżka.  Nigdy nie należałam do rannych ptaszków i zdecydowanie wolałam poleżeć w miękkich poduszkach.  A trzeba dodać , że była czwarta rano.
Pocałowałam męża i niechętnie opuściłam ciepłe wyrko.
-Nie mieli jakiegoś późniejszego lotu? Narzekałam wkładając bluzę niemal po omacku.
-Oj Kicia nawet taka rozczochrana wyglądasz pięknie. Damon  roześmiał się ciepło.
-Tu się zgadzamy kuzynie. Charlie popatrzył na mnie z przekrzywioną głową wyglądając jak zaciekawiony ptak.
-Tylko... no... włożyłaś to na lewą stronę. Oświadczył spokojnie.  Kiedy się uśmiechał wyglądał tak młodo.   Podobało mi się to nastawienie , ale nigdy nie chciałam być z kimś innym. Poza mężem oczywiście.
-Mamo? Marco i Sol wparowali do pokoju , ale córka wsunęła się na kolana zaskoczonego ojca , a syn wtulił się we mnie.
-O co chodzi? Spytaliśmy nieco zbici z tropu. Charlie obserwował całą scenę tak jakby zapomniał po co przyszedł.
-Będziecie uważać? Zapytali , a my od razu zapewniliśmy , że owszem będziemy.
-Nie martwcie się , to tylko zwykłe spotkanie. Kompletna nuda. Oznajmiłam lekkim tonem , choć wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę , że może być niebezpiecznie. Ostatnia rzecz jaką chciałam wprowadzać w rodzinie to panika.
Uściskaliśmy nasze pociechy , w przelocie powiedziałam jeszcze Charliemu
-Dbaj o moje dzieci , proszę . Chłopak w milczeniu skinął głową i musieliśmy ruszać.
Tego samego dnia około 7 rano -Rzym , lotnisko 
Już wiedziałam dlaczego należało zjawić się na odprawie trzy godziny przed odlotem. Kolejki przy bramkach były wręcz koszmarne. Wszyscy dookoła zachowywali się tak głośno , że trudno było wytrzymać.
Damon jak to było do przewidzenia znalazł na to sposób. W słuchawkach na uszach całkowicie odciął się od hałasu i teraz najzwyczajniej w świecie rozwalał zombie w grze na telefonie. Zazdrościłam mu tego rozwiązania , ale sama o nim nie pomyślałam.
Na szczęście mąż zastosował jeszcze jeden bardzo przydatny dar jaki posiadały wampiry.
Chodziło bowiem o zauroczenie , swoistą hipnozę dzięki której śmiertelnicy jedli nam z ręki.
Mimo narzekań innych współpasażerów nie zamierzaliśmy się ograniczać , o ile nie rzucaliśmy się w oczy.
Kiedy tylko znaleźliśmy się na pokładzie odetchnęłam z ulgą. Oparłam głowę o ramię ukochanego i w kilka minut później już spałam.
*****
Rezydencja Morgensternów , Toyes - Francja

Damon :
Taki tłok widziałem tylko raz. W trakcie tej pierwszej narady. Zjawili się dosłownie wszyscy. Począwszy od Rafaela , mojego starego znajomego i przywódcy wampirów z Nowego Jorku Erica Northmana , przez co ważniejszych magów , a kończąc na moim teściu , ojcu Sary - Valentinie.
-Damon , Sara , dobrze , że już jesteście odezwał się Eric wyraźnie zdenerwowany. Wyglądał jak zawsze nienagannie. Ściął swoje blond włosy tak , że sięgały teraz nieco poniżej ramion. Bystre błękitne oczy rozglądały się czujnie dookoła , a uroku dodawał mu dwudniowy zarost. Zamiast garnituru włożył jednak prosty czarny podkoszulek uwydatniający muskulaturę i ciemne jeansy.
-Co się dzieje? Spytałem pół szeptem tak , by słyszała nas Sara , która właśnie weszła w pięknej błękitnej sukni , wyglądającej jak skrzydła motyla. Lekka zwiewna kreacja idealnie podkreślała zgrabną sylwetkę mojej żony. Całości stroju dopełniały szpilki w identycznym odcieniu i komplet diamentowej biżuterii.
Zamiast tradycyjnego warkocza pani Salvatore zdecydowała się na hiszpański kok. Wyglądała prześlicznie.
-Szykują jakąś armię żeby zaatakować demony Lucyfera. Wyjaśnił nam wywracając przy tym oczami , by dać nam do zrozumienia , co o tym pomyśle sądzi.
- È questa data quite're mente? Zapytałem po włosku , wywołując przy tym skrajne reakcje zgromadzonych.
Niektórzy jak Kicia ukryli uśmiech , kolejni zaczęli szeptać , a jeszcze inni spojrzeli na mnie z przyganą.
Grunt to nie zostać obojętnym , ale tak to jest jak się jest tak zajebistym jak ja.
Koniec końców zajęliśmy miejsca i zaczęła się debata. O dziwo Valentine poparł córkę , która stwierdziła , iż nie warto wszczynać z nimi otwartej wojny.
-Jeśli musicie w to angażować moją rodzinę - odezwałem się po chwili , gdy już  zdążyłem przetrawić informacje , które mi podali.
-To zróbmy to tak , żeby nikt nie łączył nas z tą sprawą. Zażądałem  wpatrując się w nich intensywnie.
-To dobra myśl. Ale nasze dzieci musi ktoś chronić , a ja nie chcę , by Charlie miał jakieś podejrzenia.
Sara nawet nie mrugnęła. Mogę z nim porozmawiać. Zaproponowała od razu.
-Mowy nie ma. Ostudziłem natychmiast jej zapał. Wszystko spowodowała rozmowa , z wczorajszego wieczora.
*************
- Serio, koleś - spojrzałem na mojego kuzyna wymownie.
- Pomogłeś mi, w jakimś tam sensie ocaliłeś Sarę i wielkie dzięki ci za to - poklepałem chłopaka po ramieniu, a następnie zacisnąłem pięść wokół jego szyi.
- Jestem ci wdzięczny i na tym poprzestańmy. Staram się, nie fundować członkom rodziny trwałych uszkodzeń, ale jak się nie odpieprzysz od mojej żony, to będę zmuszony złamać tą zasadę - użyłem najbardziej dobitnego tonu, wpatrując się intensywnie w oczy Charliego żeby wiedział, ze nie żartuję. - Łapiesz, stary? - uśmiechnąłem się lekko, na co chłopak pokiwał głową. Puściłem go i otrzepałem dłonią niewidzialny pyłem z jego kurki.
 - Dobry dzieciak.
Akurat wtedy weszła Sara.  Spoglądała na nas wyraźnie zaciekawiona.
-Kochanie? O czymś nie wiem? Cóż to za zebrania po nocy?
-Skarbie , dobrze wiesz , że już skończyłem z hazardem. Spojrzałem na nią poważnie po czym objąłem smukłą talię żony.
-Tłumaczę Charliemu , że igranie z ogniem prowadzi do poparzeń. Uśmiechnąłem się łobuzersko i musnąłem wargi żony.



*****
Wyrwałem się z zamyślenia. Sara spojrzała na mnie zastanawiając się jaką alternatywę zaproponuję.
-Powinniście pojechać z obstawą. Ja, Keenan i Sonia. Eric posłał nam takie spojrzenie , które miało dodać otuchy.
-Sonia tu jest? Oczy blondynki zapłonęły nadzieją.
-Tak . Ale zobaczycie się... Zaczął , ale przerwało nam gwałtowne wejście ludzi odzianych w czarne peleryny.
-No , no rodzina Salvatore prawie w komplecie. Kpiący głos wysokiego blondyna o stalowo- szarym spojrzeniu brzmiał tak jakby przebijał ludzi na wylot.
-Powiedz Saro... Jak się miewają Twoje dzieci? Zagadnął , co sprawiło , że oboje się podnieśliśmy.
W tym samym czasie Sara  wysłała Akkarinowi myśl prosząc by przeniosł Marco i Sol do Gildii oraz wezwał Charliego.
A potem rozgorzała jedna z tych bitew , które zostaną zapamiętane na zawsze

______________
Jak obiecałam nowy rozdział , kolejne po powrocie ;)
Pozdrawiam , Kama ;*

czwartek, 7 sierpnia 2014

Małe ogłoszenie

Nowa notka już się tworzy , dodam ją do soboty , bo potem jadę na dziesięć dni do Łeby ;)
Pozdrawiam ;*

piątek, 1 sierpnia 2014

I'm just a human

Damon :
Patrząc na te wydarzenia z perspektywy czasu , widzę co chciała budować Sara.. Marzyła o tym , by przestać wreszcie wszystkich zbawiać. Wszystkim pomagać. Chciała zabrać mnie i dzieci , by potem skryć się w bezpiecznym miejscu z dala od tego wszystkiego. Ona , tak cudowna żona , matka , a przede wszystkim kobieta powoli z dnia na dzień zaczynała zdawać sobie sprawę z tego , że nie jest w stanie wszystkiego zmienić. Wyglądała na szczęśliwą , gdy ujrzała tych magów. Zrozumiała , że nie jest z tym sama.
Nasz dom w Norwegii był tak naprawdę jej. Opowiedziała mi jego historię w takim dniu jak dziś.
Za oknem prószył śnieg, skrząc się w świetle gwiazd. Sara sama urządziła to wnętrze. Dominującymi kolorami były błękit i biel. Lubiłem tę przestrzeń. By ją ocieplić żona wybrała puchate kapy w kolorze ciepłego brązu. Błękitne ściany ozdabiały dwa obrazy. Jeden przedstawiał jakąś łąkę.
Zastanawiałem się czy to jakieś autentyczne miejsce. Drugi zdecydowanie bardziej hipnotyczny był widokiem zorzy polarnej. Uchwycono ją w taki sposób , że widoczne były wszystkie , pojedyncze wiązki świetlne. Od bieli , przez żółć i łagodny róż , aż do seledynowej zieleni. W tle migotały gwiazdy.
Meble również były białe , ale dzięki kwiatom - chyba orchideom , w kilku kolorach - oraz zdobnemu kominkowi było tu miło i przytulnie.  Na łóżku siedziały dwa piękne , pluszowe misie , które moja żona dostała jeszcze w dzieciństwie.
O dziwo nie skorzystałem z propozycji Charliego , by pójść odreagować dzisiejszy stres w jednym z popularnych klubów. Uznał , że jestem pantoflarzem i zabrał ze sobą Faye.
Cóż , cały ten przyjazd kuzyna , był o tyle korzystny , że uparta łowczyni dała mi spokój. Siedziałem spokojnie w wiklinowym , bujanym fotelu czytając książkę , kiedy w drzwiach ukazała się jasna głowa mojej kobiety.
-Tu jesteś uśmiechnęła się wchodząc , a do mnie po raz kolejny dotarło jaką mam piękną żonę.
-Pomyślałam , że możesz mieć ochotę na whisky. To był ciężki dzień. Kontynuowała podając mi szklankę wypełnioną bursztynowym trunkiem. Zanim ją przyjąłem pociągnąłem blondynkę na swoje kolana. Patrzyła na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami rozbawiona i szczęśliwa.
-Jestem z Ciebie dumny , Saro. Puściłem do niej oczko , a w odpowiedzi zostałem nagrodzony czułym całusem.
-Tak? A z jakiego powodu? Spytała zaczepnie gładząc mnie po ramieniu.
-Dałaś im porządny wycisk zaśmiałem się nawijając na palec pasmo jej włosów i okręcając je leniwym ruchem.
-E tam i tak im odpuściłam/ Sara machnęła lekceważąco drobną dłonią.
-A to znaczy , że już nie chcesz nagrody? Zagaiłem niby od niechcenia . Tęczówki mojej ukochanej rozbłysły ciekawością.
-A jaką przewidujesz? Zapytała z zadziornym uśmiechem na ustach.
-A taką... odparłem zaczynając muskanie łabędziej szyi dziewczyny. Zamruczała jak zadowolony kociak delikatnie odchylając głowę.
-Mmm , podoba mi się. Osądziła rozmarzonym głosem , zabierając się do rozpinania mojej koszuli , ale powstrzymałem ją gestem.
-O nie , najpierw ja. Zastrzegłem przytrzymując jej dłoń i całując subtelnie palce żony.
Posłuchała , a ja niespiesznie całowałem jej dekolt. Objąłem plecy blondynki w taki sposób , że ściśle do mnie przylegała , a następnie powiodłem ręką wzdłuż jej kręgosłupa. Powróciłem do jej warg , spragnionych pieszczot i skubnąłem zębami dolną. Sara przez cały ten czas uważnie obserwowała moje poczynania. Pozwoliłem , by nasze języki spotkały się w namiętnym pocałunku , po chwili zaś ściągnąłem bluzkę Sary. Mimo wszystko jej dłonie nadal wędrowały po moim ciele wykonując coś w rodzaju masażu. Zawędrowałem w okolice piersi swojej partnerki i zacząłem badać je dotykiem , mimo iż nadal były ukryte w białym koronkowym staniku. Widać było , że sprawiało jej to przyjemność , gdyż położyła na nich moje dłonie i uśmiechnęła się uwodzicielsko. Tak byłem tym zajęty , że nie zauważyłem momentu w którym odsunęła pasek moich spodni , które następnie rozpięła i przesunąwszy dłonie wzdłuż moich ud pozbyła się tego elementu mojej garderoby. Nie tracąc czasu muskała wargami skórę moich ramion otwierając drzwi do raju w którym byliśmy tylko we dwoje. Podniosłem się z fotela i nie przestając całować ukochanej Sary położyłem ją na łóżku. Zsunąłem stanik , a następnie zacząłem całować i lizać jej piersi , stymulując dłońmi sutki.
Dziewczyna przymknęła powieki wzdychając i pomrukując. Wiedziałem , że bardzo to lubiła. Delikatnie masowałem jej brzuch zbliżając się do kobiecości. Żona uniosła biodra tak , abym zdjął jej jednocześnie spodnie i bieliznę. Uczyniłem to z przyjemnością zanurzając głowę między udami Sary. Lizałem , ssałem i całowałem jej czuły punkt wsłuchany w przyspieszony oddech wydobywający się z jej gardła.
-Jesteś już wilgotna kochanie. Zauważyłem z satysfakcją wsuwając palce do jej pochwy.
-Tylko dla Ciebie. Wiesz co lubię. Szepnęła nieco zachrypniętym głosem. Trwaliśmy tak przez kilka minut , jednak mój anioł nie byłby sobą , gdyby się nie odwdzięczył. Czułem jej usta dosłownie wszędzie. Od szyi przez tors , brzuch ramiona i nogi , aż do członka , gdzie zatrzymały się na dłużej. Język Sary wykonywał obroty. Najpierw delikatne , głębokie ,  tak bym poczuł je całym sobą. Po chwili nieco przyspieszył , a ja wydałem z siebie pomruk zadowolenia.
-Moja dziewczynka chyba jest niegrzeczna. Zażartowałem , a ona zrobiła niewinną minkę.
-Oskarża mnie pan o coś panie Salvatore? Sara wyraźnie się ze mną droczyła.
-Ależ skąd... Już miała dokończyć , ale wszedłem w nią płynnym ruchem. Zaczerpnęła oddechu wydając z siebie jęk zaskoczenia i rozkoszy jednocześnie. Wsunęła dłoń w moje włosy namiętnie całując moje wargi i poruszając biodrami. całowała namiętnie , zachłannie. Pogłębiałem jej pieszczoty szepcząc
-Mia bella , Kiciu... Kocham Cię szepnąłem jej do ucha i poczułem jak przez jej ciało przeszedł dreszcz.
-I ja kocham Ciebie , pamiętaj. Odszepnęła z uśmiechem.
Nasze ciała idealnie do siebie pasowały , połączone w tańcu. Oboje zaznaliśmy spełnienia.
Było niesamowicie , nierealnie wręcz wspaniale. Nie pragnąłem żadnej innej kobiety. Tylko ona się dla mnie liczyła. Nigdy jej nie oddam. Była cudowna i co ważniejsze tylko moja.
Po wszystkim leżeliśmy z Sarą wtuleni w siebie.
-Co powiesz... na kolejnego dziedzica rodu? Zagadnąłem ją , gdy tak patrzyła mi w oczy.
-Chciałbyś? Zdziwiła się głaszcząc mój policzek.
-Jasne , przecież jesteśmy włoską rodziną. Puściłem Kici oczko a ona mocniej mnie objęła.
-No to.. chyba już zaczęliśmy starania , prawda? zaśmiała się pięknie.
-Prawda. Zgodziłem się całując ją we włosy.

Sara: 

Świat między wierszami
największy ukrył skarb
M. Rodowicz " Łatwopalni"

Rozmowy z magami nigdy nie należały do łatwych. Głównie dlatego , że uwielbiali mówić lakonicznie i zagadkowo, Trochę mnie to denerwowało , ale z drugiej strony... gdybym była członkinią Gildii też nie chciałabym ujawnić zbyt wielu szczegółów. Kiedy Akkarin zabrał nas na bok popatrzył mi głęboko w oczy.
-Ile wie Twój mąż? Zwrócił się z pytaniem na razie ignorując obecność Damona.
-Wszystko. Nie widziałam sensu , by coś przed nim ukrywać. Odrzekłam zgodnie z prawdą. Dowiedziawszy się o przybyciu członków elitarnego zgromadzenia wyjaśniłam ukochanemu jak i kiedy tam trafiłam. Zrobiłam to z dwóch powodów. Jednym była rzecz jasna miłość , drugą chęć uniknięcia niedomówień. Mało prawdopodobne , że ktoś spoza Gildii zrozumiałby te ich zawiłe formułki , a ja nie zamierzałam bawić się ani w zgadywankę , ani też wcielać się w rolę tłumaczki. To było po prostu niewygodne i zbędne w sytuacji , gdy ufałam Damonowi bezgranicznie.
-Usiądźmy. Zaproponowałam doskonale zdając sobie sprawę z faktu , że Wielki Mistrz doznał właśnie największego szoku w życiu. Nikt , absolutnie nikt nie znał tajników naszego stowarzyszenia.
-Sara czyś Ty zwariowała? Warknął na mnie tak jakby miał zamiar mnie uderzyć.
To spowodowało , że Damon wstał od razu.
-Zostaw moją żonę w spokoju. Zażądał takim tonem , że większość osób , by się wystraszyła.
-Mieliśmy rozmawiać o morderstwach , a o dzieciach i ich przyszłości  porozmawiam z mężem sama.
Nalegałam  chyba skutecznie , bo mój dawny mentor zamilkł.
-Charlie , to główny podejrzany w sprawie. Oświadczył tak jakbyśmy o tym nie wiedzieli.
-Nie ma żadnych dowodów , że to on. Odezwałam się nieoczekiwanie dla samej siebie.
-Ufasz demonom? Odbił pałeczkę nasz rozmówca.
Pokręciłam głową przecząco.
-Tego nie powiedziałam, uważam tylko , że ktoś kto przyczynił się do uratowania mi życia nie może być zły do szpilu kości. Mój wampir zerknął na mnie z wdzięcznością , kiedy podeszłam do okna.
-Musimy zobaczyć obrażenia ofiar. Dzięki temu określimy chociaż gatunek tego , co ich zabiło. Myślałam na głos przechadzając się po pomieszczeniu.
-Podobno Wasz syn ma zdolności w tym względzie. Mężczyzna w czerni nawet nie podniósł głosu.
-Mowy nie ma. Marco jest za młody , Sol tym bardziej. Nie zgadzam się.
-Ja też nie.  Poparł mnie mąż przy okazji obejmując moje ramiona.
-Dzieci w to nie mieszany , póki nie będą nowicjuszami w Gildii.
-Przecież wiecie oboje , że będziecie musieli wyjechać.
Zmarszczyłam czoło usiłując się skupić i jednocześnie bębniąc palcami w okienny parapet.
-Ja zostanę z dziećmi. Usłyszeliśmy nagle gdzieś z korytarza. Charlie oparł się nonszalancko o framugę drzwi i wyglądał jakby zarejestrował całą tę wymianę zdań.
Damon spojrzał na swego krewnego tak jakby ten odezwał się po mandaryńsku.
-Ty? Ty zawsze imprezujesz. Prychnął starszy Salvatore.
-Ja też planowałem założyć rodzinę. Zresztą i tak mam interes do Sary  więc...
Spoglądałam na przemian na obu zachodząc w głowę o czym oni u diabła mówili.
Akkarin obserwował moje reakcje , jakby w oczekiwaniu na to , co zrobię. Zazwyczaj zawsze musiałam dołożyć swoje trzy grosze do każdej konwersacji , a teraz milczałam jak zaklęta.
-Tak czy tak , porozmawiamy później. Saro... dziękuję za bycie moim adwokatem. Rzekł na koniec  Charlie z tym swoim ironicznym uśmiechem , który tak często widywałam na co dzień.

************
Tego samego dnia , wieczór. 
Chyba nie muszę mówić jak się czuje kobieta , która kocha się z najcudowniejszym facetem na świecie? To są te chwile w których człowiek wierzy , że poprzednie decyzje były słuszne.
Leżałam całując go z czułością , ciesząc się jego smakiem , bliskością.
-Kochanie? Ty mówisz poważnie? Spytałam kiedy wspomniał o powiększaniu familii Salvatore.
-Sądzisz , że żartowałbym w takiej kwestii? Obruszył się , wpatrując się w moje tęczówki..
-Nie śmiałabym zaśmiałam się skubiąc jego wargę i szepcząc
-Kocham Cię mon cher , Damon. Oznajmiłam mu jeszcze i niedługo potem zapadłam w sen.
****
W tym samym czasie Charlie wrócił z imprezy i stanął pod drzwiami naszej sypialni.
-No no szczęśliwa rodzinka. Ciekawe jak długo. Uśmiechnął się zadziornie obejmując Faye ramieniem.
-No widzę , ktoś tu nie przepada za Sarą. Skwitowała całując chłopaka. On się jedynie uśmiechnął i nie padło już ani jedno słowo.