piątek, 17 sierpnia 2012

Akcja... Sara będzie moja...

W czasie ,gdy ja rozkoszowałam się ulotnymi chwilami szczęścia z moim małżonkiem w Nowej Zelandii planowano właśnie moją przyszłość. Zapytacie pewnie kto poza moim ojcem mógłby planować mi przyszłość i to jeszcze za moimi plecami. Niestety tym razem nie chodziło o moje własne racje ,ani nawet o łowców. Mimo ,że był sierpień ,czyli teoretycznie środek lata ludzie zgromadzeni w małym domku pośród sosen trzęśli się z zimna.
-Cholera Keenan uparłeś się na tę Norweżkę ,czy jak? Niska ,srebrnowłosa kobieta z zielonymi oczami świdrowała wzrokiem przystojnego , na oko dwudziestokilkuletniego szatyna o miodowych oczach ,ubranego w luźny t-shirt i bermudy.
Chłopak siedział w wiklinowym fotelu wsparty na białej poduszce i leniwie sączył białe wino.
-Już Ci to tłumaczyłem Deborah . Powtórzył po raz setny jakby już miał dość tej rozmowy i zdawał sobie sprawę z tego ,że jego rozmówczyni nie przyjmie jego argumentów
-Śniła mi się. To o niej mówiło proroctwo.. Złotowłosa jasnowidząca z dalekiej północy. Ty tego nie widzisz ,czy nie chcesz widzieć? Prychnął wstając i zaczynając ,krążyć po pokoju jak uwięziony lew.
-Nic o nie wiesz opanuj się. A jeśli ta dziewczyna wcale nie jest Norweżką?
-Trudno będę szukać po całej Skandynawii i po świecie jeśli będzie trzeba. Warknął  wściekły wychodząc z salonu i trzaskając drzwiami. Już postanowił . Wiedział ,że musi odnaleźć dziewczynę ze snu i przekonać ją do ożenku. Inaczej nastąpi Apokalipsa. On rozpaczliwie potrzebował swojej królowej ,a ,że był Wróżem ,żadna z dotychczas poznanych kobiet nie stawiała mu oporu.
Zdenerwowany pojechał na lotnisko zamówioną wcześniej taksówką i po jakimś czasie był już na pokładzie samolotu lecącego do stolicy Norwegii.
-To nie był dobry pomysł mój panie.Odezwał się męski głos tuż za plecami Keenana. Chłopak odwrócił głowę i niemal syknął z wściekłości. Tuż obok niego zmaterializował się Nail ,królewski doradca wyglądający jak o dwadzieścia lat młodszy Antonio Banderas ubrany cały na biało
-Dinia Cię nasłała?  warknął nawet nie patrząc na przyjaciela . Zawsze gdy coś sobie zaplanował włączał się w to ktoś kogo nie przewidywał.  Tym razem nie zamierzał ,jednak nikogo słuchać ,a jedynie wprowadzić w życie swój zamiar uszczęśliwienia królowej lata. Instytut znalazł dość szybko z dwóch względów . Po pierwsze jego sala obrad wyglądał ł jak stary kościół ,a po drugie jego wizja obfitowała w szczegóły ,podobnie jak moje. Skierował się więc w tamtą stronę. Od razu też po tym jak zapukał drzwi stanęły przed nim otworem. Stanęła w nich Mayryse Lightwood ,matka Isabelle Aleca.oraz przybrana matka Jace'a.
-Przepraszam ,a pan do kogo? Nocna łowczyni zlustrowała przybysza spojrzeniem.
-Do ...ojca Sary. Dokończył po chwili wahania.
Valentine siedział w salonie słuchając relacji Luigiego i kiwał głową.
-Przepraszam szukam Sary...
-Córka wyjechała do męża...
Wróż  wyglądał jakby miał zemdleć . 
-A gdzie konkretnie... potrzebuję się z nią spotkać jak najprędzej. wypalił z naciskiem i patrzył po obecnych.
Okazję wykorzystał Luigi. Jeżeli odbierzesz ją Damonowi to pomogę. Uśmiechnął się chytrze.

1 komentarz: