piątek, 29 sierpnia 2014

So you want me? Forget it , dude

Damon : 

When you love someone  , just remember that you have to be careful 

Boże , moja żona ciągle mnie zaskakuje. To znaczy niby opowiadała mi o tym  miejscu , o tym , że jest wybitną magiczką  - brr nie znoszę słowa magiczka , bo brzmi jakoś obciachowo , Sara zresztą też tego unikała , mówiąc , że tylko Gildia tak nazywa swoje adeptki. No wiecie równouprawnienie i te inne feministyczne bzdury. Ale miałem wrażenie , że oni są aż do przesady tradycjonaliistami.
Zastanawiałem się tylko , co do licha jest tak elitarnego w uczelni , która mnie z wyglądu przypominała Hogwart , tyle , że zamiast czarnego ,podobnego do nocnego nieba kamienia do budowy tego monumentalnego zamku użyto jakiegoś białego cuda i zdaje się , że to właśnie z jego powodu moja żona tak go lubiła. Cały budynek posiadał liczne wieżyczki i krużganki , wrażenie robił też taras ,, a także porastająca wszystko dookoła winorośl.
-No ładnie odpicowane , ale błagam , nie mów mi , że to wszystko ten cudowny Akkarin  -to słowo wymówiłem z wyraźnym sarkazmem , który moja blond  piękność niemal od razu wychwyciła, bo spojrzenie jej pięknych oczu mówiło " Ależ on jest niemożliwy. - , wiedziałem , jednak ,iż zazdrość , po kilku latach małżeństwa nadal ją bawi i jej się podoba.
Zresztą sama bywała zazdrosna , ale w żadnym razie nie było to nic szkodliwego.
Sara nawet czasem mówiła , że zazdrość jest czasem objawem lęku przed utratą bliskiej osoby.
Byłem w stanie zrozumieć jej argumenty , ponieważ sam bałem się ją stracić.
-A gdzie Ty miałaś pokój?  Spytałem patrząc w piękne oczy ukochanej.
-A to nie tu. Osobno jest akademik , za lasem. Ale jak było mi smutno to chodziłam na dach ,tam.
Wskazała porośnięty bluszczem dach Gildii , a ja uśmiechnąłem się na samą myśl o nastoletniej Sarze zaczytanej w magicznych księgach.
-Zaraz będzie przerwa. Ostrzegła sądząc nie wiadomo po czym , ale jej słowa się sprawdziły.
Wybiegający studenci przyglądali nam się wyraźnie zaciekawieni , ale nauczyciele szybko ostudzili zapał  wychowanków.
Zaniepokoiłem się nie dostrzegłszy naszych pociech.
-Sara? Ten sam starszy jegomość , którego uprzednio spotkałem , a którego Sara przedstawiła jako Rothena.
-Witaj Damonie. Zwrócił się do mnie oczywiście uprzejmie uścisnął mi przy tym dłoń.
-Coś się stało? Spytał z wyraźną troską w głosie. O dziwo , mimo , że go nie znałem lubiłem tego maga bardziej niż Magnusa.  Przynajmniej nie patrzył na mnie jak na karalucha.
-No...nasze dzieci miały tu być. Wyjaśniłem zastanawiając się co tu się do cholery wyprawia.
-I były. Przyznał Rothen spokojnie.
-Do wczoraj. Ale Sara wydała im rozkaz wyjazdu z mistrzem Garelem.
Spojrzałem na moją towarzyszkę , ta jednak wglądała na równie zszokowaną co ja , a imię obcego maga chyba niezbyt dobrze jej się kojarzyło.
-To na pewno nie była dyspozycja mojej żony. Oświadczyłem stanowczo.
-Ten Wasz mistrz  nie cieszy się jej uznaniem.
-Mam rację kochanie? Spytałem obejmując ją delikatnie.
-Nie ma się co teraz głowić nad tym czyje to było polecenie. To i tak nic nie zmienia.
Orzekłem mając nadzieję , że to zakończy dyskusję.
-Racja , trzeba ich odnaleźć. Sara wstała z miejsca nic sobie nie robiąc z faktu , że właśnie zjawiło się jakieś poselstwo.

Sara :
Coś się stało. To było pierwsza myśl , jaka przyszła mi do głowy. Nie wiem czy podpowiadała mi intuicja czy też coś innego , w każdym razie teraz moje przeczucia się potwierdzały.
Dlaczego ja zawsze muszę się w coś wpakować?
Zastanawiałam się kto mnie aż tak nienawidzi. Faye? Owszem , ale nie znosi dzieci.
Elena? Nie , nie aż tak perfidnie.
-Daj mi ten list. Chcę wyczuć wibrację.
Doskonale wiedziałam , że psychometria pozwoli mi namierzyć osoby zarówno zleceniodawcy jak i  wykonawcy , a jeśli się bardzo postaram intencje tej osoby wobec moich dzieci.
Nic rozsądniejszego nie przyszło mi do głowy , a wszelki upływ czasu działał na naszą niekorzyść/
-Kochanie drżysz. Zwrócił mi uwagę Damon , istotnie stwierdzając fakt. Bardzo się bałam i bezczynność w takiej sytuacji powodowała , iż miałam jakieś koszmarne wizje.
Akkarin miał pecha i akurat wszedł w zasięg mojego wzroku.
-Jak mogłeś do tego dopuścić? Jak? Wydarłam się zupełnie tracąc panowanie nad sobą. Szarpnęłam magiem tak mocno , że aż się zatoczył. Pamiętałam tylko jedną podobną sytuację jeszcze zanim zostałam żoną pana Salvatore. Mąż chcąc ściągnąć z siebie namiar , dzięki któremu na jego trop mogli wpaść łowcy polecił czarownikowi nazwiskiem Olivier Woods , by go zabił , a następnie wskrzesił. Zanim to jednak nastąpiło Damon wysłał mi SMS-a " Kiedy to przeczytasz mnie już pewnie nie będzie , ale musisz mi zaufać. Kocham Cę"
Mało dziada nie zadźgałam i to samo czułam teraz.
-Ej ,Saro Saro opanuj się.
-Jak mam się opanować w takiej sytuacji? Jak? Już niemal krzyczałam , a łzy spłynęły mi po twarzy.
-Kiciu... Cichutko już. Damy sobie radę.Jesteśmy Salvatore , pamiętasz? Przekonywał Damon tuląc mnie mocno.
-Cholera..już wiem... Sięgnęłam do kieszeni po korespondencję z samolotu.
-Jak? Co to za cudowne zmartwychwstania? Damom czytał przez ramię.
-Szlag by to....warknęłam zrywając się do biegu i wpadając na Charliego.
-Sara , Damon właśnie ruszam w pościg. Oświadczył cicho.
-Po co to robisz? Spytałam wojowniczo patrząc mu w oczy bez cienia strachu.
-Może to sprawi , że będziesz moja. Wyszeptał mi do ucha.
-Zapomnij koleś. Syknął Damon ciągnąc mnie do samochodu w chwili , gdy próbowałam zlokalizować dzieci.
Charlie uśmiechał się tajemniczo , co mnie odrobinę przerażało.

--------------------------
Nie jest idealnie , ale jest ;)
Pozdrawiam , Kama ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz