piątek, 8 sierpnia 2014

Jedna , wielka masakra w Toyes

Sara :
"Jesteś piosenką, której rytm wybija moje serce"
Ed Sheeran - All of stars 

23 sierpnia ok czwartej rano - Florencja , posiadłość Salvatore'ów 

Dziwnie się czułam , ponieważ leciałam samolotem po raz pierwszy od kilku lat. Odkąd zostałam dumną żoną Damona nasze podróże ograniczały się do przemieszczania się między Włochami a Hiszpanią. 
Strasznie żałowałam , ponieważ zarówno moja matka jak i ojciec pochodzili z innych krajów. 
Tata był z Wiednia , mama z okolic Bergen. W chwilach , gdy czułam nostalgię wspominałam , najczęściej oglądając zdjęcia. Dzieci siadały po obu stronach sofy lub na podłodze przy kominku i z właściwą sobie ciekawością patrzyły na kolejne fotografie i zadawały mnóstwo pytań. 
-Mamo? Jakiej drużynie kibicowałaś? Marco patrzył na imponujący stadion piłkarski jak w obrazek. 
Wiedziałam , że będzie z niego kibic. I to zapalony. Często słyszałam , iż sama się tak swego czasu zachowywałam. Miło było wiedzieć , że dziecko jest do Ciebie podobne. 
-W piłce nożnej? Zapytałam biorąc chłopca na kolana i głaszcząc jednocześnie ciemną główkę jego siostry. 
Pokiwał głową z zapałem patrząc mi w oczy. 
-Jeśli drużyny narodowe to Hiszpania , a klub z Barcelony. Odpowiedziałam z uśmiechem. 
-No wiesz? A Włosi to gorsi? Obruszył się ojciec moich pociech , który ze sportem miał tyle wspólnego co ja z medycyną. 
-Włoscy to siatkarze. Sprostowałam , trochę dlatego , żeby go udobruchać , a po drugie , naprawdę tak było. 
Teraz ledwie zwlokłam się z łóżka.  Nigdy nie należałam do rannych ptaszków i zdecydowanie wolałam poleżeć w miękkich poduszkach.  A trzeba dodać , że była czwarta rano.
Pocałowałam męża i niechętnie opuściłam ciepłe wyrko.
-Nie mieli jakiegoś późniejszego lotu? Narzekałam wkładając bluzę niemal po omacku.
-Oj Kicia nawet taka rozczochrana wyglądasz pięknie. Damon  roześmiał się ciepło.
-Tu się zgadzamy kuzynie. Charlie popatrzył na mnie z przekrzywioną głową wyglądając jak zaciekawiony ptak.
-Tylko... no... włożyłaś to na lewą stronę. Oświadczył spokojnie.  Kiedy się uśmiechał wyglądał tak młodo.   Podobało mi się to nastawienie , ale nigdy nie chciałam być z kimś innym. Poza mężem oczywiście.
-Mamo? Marco i Sol wparowali do pokoju , ale córka wsunęła się na kolana zaskoczonego ojca , a syn wtulił się we mnie.
-O co chodzi? Spytaliśmy nieco zbici z tropu. Charlie obserwował całą scenę tak jakby zapomniał po co przyszedł.
-Będziecie uważać? Zapytali , a my od razu zapewniliśmy , że owszem będziemy.
-Nie martwcie się , to tylko zwykłe spotkanie. Kompletna nuda. Oznajmiłam lekkim tonem , choć wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę , że może być niebezpiecznie. Ostatnia rzecz jaką chciałam wprowadzać w rodzinie to panika.
Uściskaliśmy nasze pociechy , w przelocie powiedziałam jeszcze Charliemu
-Dbaj o moje dzieci , proszę . Chłopak w milczeniu skinął głową i musieliśmy ruszać.
Tego samego dnia około 7 rano -Rzym , lotnisko 
Już wiedziałam dlaczego należało zjawić się na odprawie trzy godziny przed odlotem. Kolejki przy bramkach były wręcz koszmarne. Wszyscy dookoła zachowywali się tak głośno , że trudno było wytrzymać.
Damon jak to było do przewidzenia znalazł na to sposób. W słuchawkach na uszach całkowicie odciął się od hałasu i teraz najzwyczajniej w świecie rozwalał zombie w grze na telefonie. Zazdrościłam mu tego rozwiązania , ale sama o nim nie pomyślałam.
Na szczęście mąż zastosował jeszcze jeden bardzo przydatny dar jaki posiadały wampiry.
Chodziło bowiem o zauroczenie , swoistą hipnozę dzięki której śmiertelnicy jedli nam z ręki.
Mimo narzekań innych współpasażerów nie zamierzaliśmy się ograniczać , o ile nie rzucaliśmy się w oczy.
Kiedy tylko znaleźliśmy się na pokładzie odetchnęłam z ulgą. Oparłam głowę o ramię ukochanego i w kilka minut później już spałam.
*****
Rezydencja Morgensternów , Toyes - Francja

Damon :
Taki tłok widziałem tylko raz. W trakcie tej pierwszej narady. Zjawili się dosłownie wszyscy. Począwszy od Rafaela , mojego starego znajomego i przywódcy wampirów z Nowego Jorku Erica Northmana , przez co ważniejszych magów , a kończąc na moim teściu , ojcu Sary - Valentinie.
-Damon , Sara , dobrze , że już jesteście odezwał się Eric wyraźnie zdenerwowany. Wyglądał jak zawsze nienagannie. Ściął swoje blond włosy tak , że sięgały teraz nieco poniżej ramion. Bystre błękitne oczy rozglądały się czujnie dookoła , a uroku dodawał mu dwudniowy zarost. Zamiast garnituru włożył jednak prosty czarny podkoszulek uwydatniający muskulaturę i ciemne jeansy.
-Co się dzieje? Spytałem pół szeptem tak , by słyszała nas Sara , która właśnie weszła w pięknej błękitnej sukni , wyglądającej jak skrzydła motyla. Lekka zwiewna kreacja idealnie podkreślała zgrabną sylwetkę mojej żony. Całości stroju dopełniały szpilki w identycznym odcieniu i komplet diamentowej biżuterii.
Zamiast tradycyjnego warkocza pani Salvatore zdecydowała się na hiszpański kok. Wyglądała prześlicznie.
-Szykują jakąś armię żeby zaatakować demony Lucyfera. Wyjaśnił nam wywracając przy tym oczami , by dać nam do zrozumienia , co o tym pomyśle sądzi.
- È questa data quite're mente? Zapytałem po włosku , wywołując przy tym skrajne reakcje zgromadzonych.
Niektórzy jak Kicia ukryli uśmiech , kolejni zaczęli szeptać , a jeszcze inni spojrzeli na mnie z przyganą.
Grunt to nie zostać obojętnym , ale tak to jest jak się jest tak zajebistym jak ja.
Koniec końców zajęliśmy miejsca i zaczęła się debata. O dziwo Valentine poparł córkę , która stwierdziła , iż nie warto wszczynać z nimi otwartej wojny.
-Jeśli musicie w to angażować moją rodzinę - odezwałem się po chwili , gdy już  zdążyłem przetrawić informacje , które mi podali.
-To zróbmy to tak , żeby nikt nie łączył nas z tą sprawą. Zażądałem  wpatrując się w nich intensywnie.
-To dobra myśl. Ale nasze dzieci musi ktoś chronić , a ja nie chcę , by Charlie miał jakieś podejrzenia.
Sara nawet nie mrugnęła. Mogę z nim porozmawiać. Zaproponowała od razu.
-Mowy nie ma. Ostudziłem natychmiast jej zapał. Wszystko spowodowała rozmowa , z wczorajszego wieczora.
*************
- Serio, koleś - spojrzałem na mojego kuzyna wymownie.
- Pomogłeś mi, w jakimś tam sensie ocaliłeś Sarę i wielkie dzięki ci za to - poklepałem chłopaka po ramieniu, a następnie zacisnąłem pięść wokół jego szyi.
- Jestem ci wdzięczny i na tym poprzestańmy. Staram się, nie fundować członkom rodziny trwałych uszkodzeń, ale jak się nie odpieprzysz od mojej żony, to będę zmuszony złamać tą zasadę - użyłem najbardziej dobitnego tonu, wpatrując się intensywnie w oczy Charliego żeby wiedział, ze nie żartuję. - Łapiesz, stary? - uśmiechnąłem się lekko, na co chłopak pokiwał głową. Puściłem go i otrzepałem dłonią niewidzialny pyłem z jego kurki.
 - Dobry dzieciak.
Akurat wtedy weszła Sara.  Spoglądała na nas wyraźnie zaciekawiona.
-Kochanie? O czymś nie wiem? Cóż to za zebrania po nocy?
-Skarbie , dobrze wiesz , że już skończyłem z hazardem. Spojrzałem na nią poważnie po czym objąłem smukłą talię żony.
-Tłumaczę Charliemu , że igranie z ogniem prowadzi do poparzeń. Uśmiechnąłem się łobuzersko i musnąłem wargi żony.



*****
Wyrwałem się z zamyślenia. Sara spojrzała na mnie zastanawiając się jaką alternatywę zaproponuję.
-Powinniście pojechać z obstawą. Ja, Keenan i Sonia. Eric posłał nam takie spojrzenie , które miało dodać otuchy.
-Sonia tu jest? Oczy blondynki zapłonęły nadzieją.
-Tak . Ale zobaczycie się... Zaczął , ale przerwało nam gwałtowne wejście ludzi odzianych w czarne peleryny.
-No , no rodzina Salvatore prawie w komplecie. Kpiący głos wysokiego blondyna o stalowo- szarym spojrzeniu brzmiał tak jakby przebijał ludzi na wylot.
-Powiedz Saro... Jak się miewają Twoje dzieci? Zagadnął , co sprawiło , że oboje się podnieśliśmy.
W tym samym czasie Sara  wysłała Akkarinowi myśl prosząc by przeniosł Marco i Sol do Gildii oraz wezwał Charliego.
A potem rozgorzała jedna z tych bitew , które zostaną zapamiętane na zawsze

______________
Jak obiecałam nowy rozdział , kolejne po powrocie ;)
Pozdrawiam , Kama ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz