sobota, 23 sierpnia 2014

Return of the hunter

Damon :
Until you fight you are a winner

Nie miałem pojęcia , że w Sarze drzemała taka złość. Taka determinacja , wzięta nie wiadomo skąd i dlaczego. Cięła po drodze wszystkich , którzy ją kiedykolwiek zranili. Wpadła w jakiś dziwny trans zupełnie niepomna na to czy sama ucierpi. Była uosobieniem furii , co pozostawało w sprzeczności z jej naturą.
-Damon za Tobą. Ostrzegła ,a ja odwróciłem się w momencie w którym topór jakiegoś wilkołaka powinien spaść mi na głowę i ostatecznie unicestwić.
-Dzięki skarbie. Odparłem uśmiechając się do niej cwaniacko i zachodząc w głowę jak dostrzegła zagrożenie w ferworze walki. Po prostu miała oczy dookoła głowy jak na prawdziwą wojowniczkę przystało. Jakby na potwierdzenie tych słów pierwsza łowczyni z rodu Salvatore poderżnęła gardło jakiemuś osiłkowi , który już wyciągał łapy , by się do niej dobrać. Niedoczekanie. Szło nam całkiem nieźle do momentu , gdy Sara usłyszała krzyk ojca. Nie zważając na nic rzuciła się w stronę Valentine'a z taką prędkością , że tworzyła rozmazaną plamę światła i wzięła jego głowę na kolana. Patrząc na jej zachowanie zaczynałem rozumieć na czym polega bezwarunkowa miłość. Dziewczyna , która zaznała tak ogromnego bólu potrafiła o tym zapomnieć w imię więzów rodzinnych.
-Nie umieraj , proszę , otwórz oczy. Błagała Sara , podczas , gdy łzy obficie skapywały na ubranie mężczyzny. Poczułem jakąś dziwną gulę w gardle i zapragnąłem przytulić ukochaną , jednak nie było na to czasu. Wszystko działo się w tak zawrotnym tempie , iż nie byłem w stanie rozróżnić sojusznika od wroga.
-Damon jeśli zaraz się stąd nie zmyjemy , to skończymy jako przystawka. Usłyszałem głos Erica tuż przy moim uchu.
Podniosłem się niemal natychmiast i zmusiłem żonę , by pobiegła za mną. Spojrzała smutnym , udręczonym wzrokiem jakby chciała powiedzieć " I Ty to robisz? "
Na szczęście wpadł Charlie. Nie miałem pojęcia jak się tu znalazł , jednak tym razem byłem mu wdzięczny.
Podejrzewałem , że była to sprawka owych powiązań z Luckiem , jak w rodzinie nazywaliśmy króla piekieł.
-Zajmij się nim. Rzuciłem do kuzyna , który uniósł brwi w zdziwieniu.
-To jej ojciec. Dodałem tonem , który świadczył o tym , że więcej się nie dowie.
Wybiegłem z sali razem z małżonką , która oparła się o drzwi zaryglowane uprzednio zaklęciem.
-Przepraszam kochanie. Musiałem myśleć o Tobie. Wyjaśniłem cicho patrząc nagląco w tęczówki blondynki , mające jak zawsze idealny odcień lapis -lazuli. Byłem egoistą , Sara dobrze o tym wiedziała. Teraz zamiast odpowiedzieć mocno mnie przytuliła.
-Żeby tylko nic mu się nie stało. Mruknęła półgębkiem nadal będąc myślami gdzie indziej.
*****
Tymczasem Charlie odkrył kolejny element układanki , który mógł być dla nas kartą przetargową w ewentualnych negocjacjach z łowcami.
-Zostaw Sarę i Damona ,, a ona nie pozna prawdy o Dylanie. Warknął przedstawiciel rodu Salvatore do mojego teścia.
-Jeśli chcesz jej pomóc , to wyciągnij ile możesz ze Stephena. Ten facet jest winien jej cierpienia. Pozwól mi tylko się z nią zobaczyć , kiedy już będzie po wszystkim. Poprosił Morgenstern uważnie obserwując twarz klęczącego przy nim młodego bruneta.
-Może później. Teraz ona ma ważniejsze sprawy. Oświadczył spokojnie i zostawił rannego pod opieką Isabelle.
Sara:

"Są bowiem w życiu rzeczy , o które warto walczyć. Do samego końca"
Nawet nie pamiętałam kiedy znalazłam się w samolocie do Nowej Zelandii. Normalny człowiek zapytałby po co poleciałam na drugi koniec globu. Ja jednak miałam swój jasno wyznaczony cel. Przed rozpoczęciem misji wyznaczonej nam przez Erica musiałam się dowiedzieć , co się dzieje z naszymi dziećmi , a te zarówno według moich wizji , jak i informacji pewnych osób przebywały w Gildii magów. Po tym wszystkim czułam przede wszystkim skrajne wyczerpanie , ale nie mogłam sobie pozwolić na sen. Musieliśmy chronić Marco i Sol. Może i byli niezwykli , wciąż jednak pozostawali dziećmi. Oboje z ukochanym byliśmy gotowi oddać życie za ich bezpieczeństwo.
-Masz coś? Mąż spojrzał z nadzieją ściskając moje palce. Jeśli o to chodziło mój mąż był wspaniałym ojcem , zwłaszcza od czasu mojego powrotu. Wszyscy dookoła mówili mi , że dobrze trafiłam , choć nie zawsze tak było.
-Są z Rothenem. Spokojnie. Opiekował się mną do czasu , aż Akkarin się o mnie upomniał.
-Nie podoba mi się ten koleś. -skwitował chłodno mój wampir bawiąc się kosmykiem moich włosów.
Zawsze to robił , gdy się denerwował. Mówił , że to pomaga mu jasno myśleć.
-Skarbie... on jest specyficzny. Ale dobrze go mieć po naszej stronie. Odrzekłam łagodnie głaszcząc policzek ukochanego.
Chwilę później wychwyciłam maleńkie poruszenie na krańcach naszych umysłów. Czułam , że to świadomość naszych pociech , lecz jeszcze przez moment sondowałam otoczenie , by nabrać pewności , że nikt niepożądany nie usłyszy naszej mentalnej wymiany zdań.
-Marco? Wysłałam na wszelki wypadek. Ostrożności nigdy za wiele , zwłaszcza w naszym świecie.
-Mama? Padło nieco wystraszone pytanie z drugiej strony.
-Tak słonko , Sol jest z Tobą?
-Jest , a tata z Tobą? Widzieliśmy co się stało na waszym zebraniu. Akkarin mówi , że zginęło mnóstwo osób.
Cały Marco. Martwił się o nas ,nawet jeśli zdawał sobie sprawę z naszych mocy.
-Nic nam nie jest. Charlie też jest cały i zdrowy/ - Zapewniłam , co wyraźnie uspokoiło chłopca. \
Następnie zaczęły się opowieści z Gildii. Córka z dumą w głosie oznajmiła , że ma mentora , lecz w momencie gdy padło zakazane imię na A Damon zesztywniał.
-O nie , nie dam mu małej. Po moim trupie. Syknął rozwścieczony. Zawsze , gdy używał takiego tonu , wiedziałam , że naprawdę się wkurzył.
-On jest świetnym magiem. Nikt jej tam nie tknie , póki jest jego uczennicą. To dla niej bardzo dobrze.
Chyba mi nie uwierzył , nie powiedział już jednak ani słowa na ten temat. Wziął za to szklankę whisky z tacy podstawionej mu przez stewarda.  Chłopak gapił się na mnie jakbym była miss świata i to również nie wpłynęło zbyt korzystnie na humor mojego małżonka. Po minucie czy dwóch jego cierpliwość się wyczerpała  i warknął obcesowo
-Słuchaj stary , ja wiem , że mam ładną żonę , popatrzyłeś , a teraz spadaj.
-Pani Salvatore , prawda? Zwrócił się do mnie zupełnie ignorując tę złośliwą uwagę.
-To zależy , kto pyta. Odparłam dyplomatycznie tuląc się do Damona.
Musiał to wziąć za potwierdzenie swoich przypuszczeń , ponieważ wręczył mi karteczkę ze słowami:
-Z pozdrowieniami od Sebastiana. Uśmiechnął się obleśnie oblizując wargi i zniknął w pomieszczeniu dla personelu.
Spojrzałam w oczy Damona i ujrzałam w nich takie samo przerażenie jakie miałam w swoich.
-Cholera... Więc jednak... a ja myślałam , że to plotki. Mruknęłam nadal będąc w głębokim szoku.
-Nieważne jak. Musimy się jak najszybciej znaleźć w tej Twojej Gildii.
-I pamiętaj , cokolwiek się stanie .. Kocham Cię. Zanim zdążyłam odpowiedzieć zamknął mi usta namiętnym , pełnym żaru pocałunkiem , a samolot w tym czasie wylądował na nowozelandzkiej ziemi.
Chwyciłam dłoń mojego mężczyzny z nadzieją m że nasze problemy się wkrótce skończą , chowając nieszczęsny liścik w kieszeni zupełnie jakbym chciała zapomnieć o jego istnieniu i tym co może oznaczać dla mojej rodziny.
Jedno było pewne - łowca powrócił do gry.

----------------
Witam kochani. Wróciłam już z wakacji , a wraz ze mną nowy rozdział. Mam nadzieję , że się spodoba. Wkrótce pojawią się kolejne;*
Pozdrawiam , Kama ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz