środa, 3 października 2012

A miało być tak pięknie...


Od kiedy wyszłam za Damona byłam naprawdę szczęśliwa. Pierwszy raz w życiu nie martwiłam się o to czy jutro obudzę się u boku ukochanego ,bo wiedziałam ,że tak właśnie będzie. Lubiłam mu sprawić przyjemność najdrobniejszym nawet gestem. Promienie słońca wpadające przez okno sprawiły ,że otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do siebie. Po upojnej nocy trudno mi było ukryć swoje uczucia.
W świetnym nastroju wstałam z łóżka ,włożyłam puszysty biały szlafrok i powędrowałam najpierw do pokoiku mojego synka Marco ,a następnie do kuchni by przygotować śniadanie.
Nastawiłam cicho radio i zaczęłam przygotowywać francuskie tosty i jajecznicę z pomidorami.
Chwilę później poczułam ciepłe dłonie obejmujące mnie w pasie ,a zaraz potem w moim uchu rozległ się ciepły głos
-Cześć kiciu. Mąż ucałował mój policzek odgarniając mi włosy
-Witam panie hrabio.. odparłam zaczepnie.
-Wyspany? Spytałam cicho
-A no tu akurat nie bardzo... popatrzył na mnie z udawanym oburzeniem
-A to dlaczego? Drążyłam temat drocząc się z nim
-Powinna pani znać powody zamruczał uwodzicielsko odwracając mnie do siebie i składając na moich wargach namiętny pocałunek



-Chyba sobie coś przypominam. Zachichotałam i przytuliłam się do niego
-Zaraz będzie śniadanie dodałam z uśmiechem i zaczęłam rozstawiać talerze.
-Daj pomogę Ty sobie usiądź i zajmij się tym panem
Puścił mi oczko wskazując naszego synka
Posłuchałam i rzeczywiście przysiadłam na krześle karmiąc dziecko. Maluch utkwił oczy w Damonie i nagle powiedział pewnie jakby tylko czekał na okazję
-Tata...
Na chwilę mnie zatkało. Mąż także przerwał zajęcie odwracając się w naszą stronę
-No co? Spytałam śmiejąc się.
-Przecież... to nie ja się odezwałam... 
-Wiem ,ale... nasz syn właśnie wypowiedział pierwsze słowo... 
Głos  Damona lekko drżał zdradzając wzruszenie.
Wziął chłopca na kolana i ucałował jego czoło.
-Najwyższy czas oznajmiłam z uśmiechem i spytałam
-Co moi panowie powiedzą na wycieczkę? Zagadnęłam siadając do stołu i spoglądając na nich z błyskiem w oku
-Chcesz znowu zrobić zakupy? Spytał Damon unosząc brew
-Udam ,że tego nie słyszałam odparłam nakładając sobie porcję jajecznicy.
-Kotku czy ktoś Ci mówił ,że pysznie gotujesz? 
Już miałam odpowiedzieć ,gdy poczułam falę mdłości.  Zerwałam się z miejsca i w ekspresowym tempie znalazłam  się w łazience.
-Sara? Damon znalazł się pod drzwiami w chwilę później.
Oboje wiedzieliśmy co to oznacza....
****



-Sara zbieraj się już ,bo się spóźnimy... Ton mojej matki wyraźnie wskazywał na to ,że traci cierpliwość.
-Już idę! Rzuciłam i chwytając małą torebeczkę zbiegłam na dół.
Nienawidziłam zjazdów rodzinnych i pompy. A teraz? O zgrozo ,pakowałam się prosto w paszczę lwa.
No ,ale obowiązki to obowiązki. Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam do samochodu.
-Ta sukienka jest zdecydowanie za odważna. Rzuciła Lily zerkając na mnie we wstecznym lusterku
-Jest czarna? Jest. Więc pasuje do okazji. Skwitowałam i nie powiedziałam więcej ani słowa.
Byłam pogrążona w myślach. Apatyczna i nieobecna. Jak to się mogło stać? Jak? W głowie mi się to nie mieściło.
Wkrótce dotarłyśmy do miasteczka. Pogoda doskonale wpasowała się w mój nastrój. Lało jak z cebra




Mystic Fall's niewiele się zmieniło od czasu ,gdy odwiedziłam je ostatnim razem. Te same ulice ,sklepy i stare domy pamiętające wojnę secesyjną. Boże ,marzyłam ,żeby już wyjechać ,albo stać się niewidzialna. Tłum żałobników tylko pogorszył sprawę. Nie mogłam znieść oskarżycielskich​ spojrzeń ,złośliwych chichotów i nerwowych szeptów ,kiedy przechodziłam obok.
Spuściłam głowę starając się nie reagować. To było trudne ,zwłaszcza ,że za każdym razem widziałam jego twarz.. Twarz chłopaka ,który kiedyś był moim przyjacielem ,a podczas ostatniej rozmowy patrzył na mnie z taką nienawiścią w oczach ,że na samo wspomnienie przechodziły mnie ciarki. Zawsze mówiłam do niego Harry. Był podobny do młodszego z brytyjskich książąt .
-Co tu robisz? Z zamyślenia wyrwał mnie głos Eleny.
-To Twoja wina ,że zginął. Wyrzuciła z siebie jednym tchem
-Ach tak? Nikt mu nie kazał się we mnie zakochiwać i wstępować do kręgu.
Nie krzyczałam. Łzy i złość dawno mi przeszły . Teraz mówiłam tonem wypranym z wszelkich uczuć.
-To Ty mu powiedziałaś o artefakcie na Cape Cod.
-I co z tego? Nie wysłałam go tam. Odcięłam się i przeszłam przez cmentarną bramę.
-
-Nigdy Ci tego nie wybaczę. Jesteś łowcą ,powinnaś była go chronić. Elena zagrodziła mi drogę i popatrzyła w oczy i położyła ręce na biodrach
-Skończmy tę rozmowę. Z nas dwóch to Ty bardziej skrzywdziłaś Adama. Podle nim manipulowałaś i nie zaprzeczaj.




Na szczęście nie musiałam słuchać odpowiedzi kuzynki ,bo podeszli do nas rodzice Adama. Jego ojciec wyglądał jakby w ciągu ostatnich dni postarzał się o dziesięć lat. .
-Saro... jego głos również brzmiał jakby dochodził z zaświatów.
Z trudem powstrzymałam się od nerwowego drgnięcia. Nim jednak zdążyłam zareagować mężczyzna objął mnie mocno i zaczął płakać.
Byłam tak wstrząśnięta ,że mało nie zemdlałam.
-On tak wcale nie myślał... On Cię cenił.
Wychrypiał wreszcie kiedy się opanował.
Nie miałam pojęcia ,że Adam wspomniał ojcu o naszej ostatniej kłótni i o ile to było możliwe poczułam się jeszcze gorzej. .
-Przepraszam... wykrztusiłam kiedy wreszcie mnie puścił.
Musiałam się stamtąd wynieść i to jak najprędzej. Skoro to ja byłam odpowiedzialna za śmierć Adama nie powinno mnie tam w ogóle być.,
Szłam cmentarnymi alejkami ,mijając groby ,kiedy nagle usłyszałam przyciszone głosy.
Jeden z nich rozpoznałam natychmiast.
Elena. Drugi należał do jakieś ciemnowłosej ,ładnej dziewczyny ,której imienia nie znałam.
-Jesteś pewna ,że ona niczego nie podejrzewa?
Głos panny Gilbert brzmiał niepewnie.
-A jak myślisz ,głupia? Nie bez powodu przewodniczę kręgowi. Warknęła jej towarzyszka
-Dobra nie złość się Faye ,wolę się upewnić
-Spokojnie ona nawet nie podejrzewa ,że maczałam w tym palce.
-Sfałszowałaś list ...
Reszty nie musiałam słuchać. Domyśliłam się.
 Tak zaczął się mój konflikt z panną Gilbert ,który zaognił się jeszcze ,kiedy wyszłam za starszego z braci Salvatore.  Keenan doskonale o tym  wiedział i zamierzał niecnie wykorzystać...
-To ją zabije... mówili doradcy króla lata   kręcąc z niedowierzaniem głowami.
-To moja sprawa jak to rozegram uparł się chłopak spoglądając na nich władczo splatając ręce
-Póki co przygotujcie wszystko i sprowadźcie ją tu. dodał łagodniej
Ta nieprzyjemna misja przypadła w udziale Nailowi....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz