wtorek, 6 listopada 2012

Póki nas śmierć nie rozłączy

Sara :

Wiecie co jest gorsze niż fakt ,że nie ma przy Was ukochanej  osoby? Zazdrosny nie wiadomo o co szwagier patrzący na Ciebie z taką miną jakbyś mu oznajmiła ,że jesteś z nim w ciąży. Stefan wytrzymał mordercze spojrzenia jakimi zgodnie obdarzyłyśmy go z Eleną ,a potem moja kuzynka się odezwała. Spodziewałam się krzyku i steku przekleństw. Ona jednak zachowała stoicki spokój ,podobnie jak ja wcześniej. W gruncie rzeczy nie przyznałabym się do tego głośno ,ale miałyśmy z panną Gilbert naprawdę dużo wspólnego.
-Dlaczego? Spojrzała w oczy młodszego z braci Salvatore z goryczą i odsunęła się nieco od drzwi ,bo wciąż staliśmy w przedpokoju.
Pytanie przez chwilę wisiało w powietrzu ,a ciszę jaka po nim zapadła można było kroić nożem. Właściwie to nawet zaczęłam Elenie współczuć. Gdybym ja nakryła Damona na podobnym postępku też nie chciałabym przyjąć do wiadomości żadnych racjonalnych argumentów ,ale w tym momencie wolałam się zamknąć ,bo sama żądałam jakichś wyjaśnień.
-Nie wiem co się stało... Saro... -zwrócił się do mnie patrząc mi w oczy. W jego głosie można było dosłyszeć jakąś błagalną nutę. W oczach miał też coś czego nigdy wcześniej nie widziałam-panikę. Jakby szukał u mnie wsparcia.
-Dobra wiecie co? Wy sobie pogadajcie ,a ja się zajmę synem powiedziałam spokojnie mijając ich i rzucając przez ramię
-Nie stójcie tak w przedpokoju to nie dworzec autobusowy...
Nagle poczułam okropny ból głowy i musiałam przytrzymać się ściany ,by nie upaść. Obrazy przesuwały się przed  moimi oczami jak w kalejdoskopie. Damon. Łowcy. Alicante . O. Mój. Boże. O cholera ,o psia jego mać.
Wróciłam do pokoju blada jak trup ,prawie się zataczając.
-Jezu Sara co jest? Mój szwagier zerwał się na równe nogi i natychmiast wziął na ręce.
-Damon... oni... oni mają Damona...
Zanim się zorientowałam z moich oczu popłynęły łzy. Szlag by to. Pomyślałam zaciskając dłonie w pięści. Płakałam ,aż dotarło do mnie ,że po pierwsze płaczę w ramionach chłopaka swojej kuzynki ,który przed chwilą mnie pocałował ,a po drugie płaczem nie ocalę męża.
-Przepraszam zdołałam wreszcie wykrztusić odsuwając się od Stefana i ocierając oczy.
-Sara szczegóły. Chłopak doszedł do siebie ,ujął moje dłonie i popatrzył mi w oczy. Opadłam na kanapę w salonie przymykając oczy i starając się skupić. Tak. Musiałam się dowiedzieć gdzie do cholery zabrali mi męża i co planowali ,bo bez tego niczego nie osiągnę. Jedno wiedziałam na pewno -jak dopadnę swojego brata to zabiję i to z premedytacją. Cholera, Gorzej nie będzie... jeśli Rada chce coś na mnie wymusić to nie mogła wpaść na lepszy pomysł.
-Co robimy? Spytała Elena patrząc to na mnie to na swojego chłopaka.
-My? Uniosłam sceptycznie brew przypatrując jej się uważnie,
-A co myślałaś ,że pojedziesz tam sama? Odgryzła mi się odpowiadając pytaniem na pytanie
-Nie potrzebuję niańki warknęłam gniewnie wstając i zakładając płaszcz.
-Jaki mamy plan?
-Chwilowo planu brak ,idziemy do Magnusa...
-Gdzie? Elena straciła rezon jakby sam fakt pójścia do mojego znajomego mógł narazić ją na śmiertelne niebezpieczeństwo.
-Uratować Damona wyjaśniłam zniecierpliwiona wywracając oczami.
-Nie wiem jak Ty ,ale ja nie zamierzam pakować się łowcom na salony bez żadnego zabezpieczenia Dodałam uśmiechając się złośliwie.

Damon
" Wkurwienie w mojej sytuacji to mało powiedziane.
Jakiś wróżko - świr wrabia mnie w morderstwo kochanki porypanego Keenana, a później nasyła na mnie jej braciszka.
Chwila czy ja go przypadkiem nie zabiłem?
 Zerknąłem na dzieciaka podejrzliwie.
Nie to jeszcze jakiś inny, a może...?
 Cholera wszyscy ci łowcy wyglądają tak samo, zero stylu, zero klasy.
I jak tu się dziwić, że Sara wolała mnie?
- Po pierwsze - złamałem rękę kolesiowi który mnie trzymał - Nie gnieć mi marynarki - skrzywiłem się z dezaprobatą i w sekundę później skręciłem mu kark - Po drugie - spojrzałem na Jonathana - Zapominasz, że nie jestem jakimś tam sobie zwykłym krwiopijcą - uśmiechnąłem się łobuzersko - Pogódź się z tym stary, z Damonem Salvatore nikt nie wygra - puściłem do niego oczko i z pomocą moich super nadnaturalnych mocy przybrałem postać kruka.
Ta mina ... Niezapomniana.
Żałowałem, ze nie mam aparatu no ale trudno się mówi.
 Wzniosłem się na odpowiednią wysokość i z gracją omijając drewniane pociski, wyleciałem przez okno."
Teraz trzeba było powiadomić Sarę. Jeśli ona się narazi ,coś jej się stanie....
Nie nie mogę o tym myśleć. Skupiłem się i  wysłałem mentalny sygnał żonie. Oby tylko nie było za późno...
Sara :
-Mamo... Do pokoju wszedł mój syn Marco. Jego zdolności zaczęły się powoli ujawniać i teraz w jego błękitnych oczach pojawiła się powaga. 
Ukucnęłam przy nim.
-Co się stało Słonko? Spytałam cicho kładąc mu dłonie na ramionach
-Tata mówi ,że nie możesz jechać na Radę macie się spotkać w Dallas...
"Dallas...  czemu tam? Co zaszło wcześniej skoro...
-Marco skarbie...
-Tacie nic nie jest. Uspokoił mnie i popatrzył mi w oczy ,a ja mocno go objęłam. 
Z moich oczu płynęły łzy. Tym razem szczęścia i ulgi.
--------------------------------------------
Kochani i jest nowy post. Za fragment Damona dziękuję Alexowi mojemu ulubionemu panu Salvatore ;* Następnym krokiem będzie akcja Dallas  ii nieoczekiwane odkrycia ;)
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz