piątek, 16 listopada 2012

Osz jasna cholera

Sara:
Zdaje się ,że mój syn jest jeszcze bardziej niezwykły niż ja sama. To miało swoje zalety ,owszem Marco będzie w stanie lepiej się chronić ,ale była jedna zasadnicza wada. Jeżeli moja "cudowna" rodzinka się o tym dowie to leżymy.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Stefana ,który o dziwo znalazł się tuż za mną ,tak ,że gdy się odwróciłam mogłam go przytulić. Wyobraźnia podsuwała mi najróżniejsze obrazy i to niekoniecznie takie ,które chciałam oglądać.
-Akcja odwołana? Głos mojego szwagra był jak zawsze łagodny ,a ja po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego ,że Damon ,gdy chciał mnie uspokoić używał podobnego.
-Tak chyba... chyba tak. Odparłam powoli jakbym nie była do końca pewna swoich słów. Czułam ,że powoli cała ta sprawa zaczyna mnie przerastać. Szlag mnie trafiał na samą myśl o tym co się szykuje w tym cholernym Dallas. Ja po prostu byłam zmęczona. Tak zmęczona ,że chwilami chciałam po prostu położyć się do łóżka i już się nie obudzić. Wiem jak to brzmi w ustach kobiety takiej jak ja -mam wszystko o czym tylko marzyłam -kochającego męża ,syna i kolejnego potomka w drodze. Tak miałam wszystko ,choć tak naprawdę nigdy na to nie zasługiwałam. Więc dlaczego do ciężkiej cholery nie było mi dane spokojne życie ,które oboje zaplanowaliśmy?
-Dobra akcja odwołana ,ale ja muszę wiedzieć co tam zaszło. Oznajmiłam stanowczo patrząc na zgromadzone w pokoju towarzystwo.
-No jedno już wiemy -powiedziała w zamyśleniu Elena. Damon coś zrobił ,coś przez co naraził się Twojej rodzinie.
-Albo został w to wrobiony dodałam cicho ,a w moim głosie pobrzmiewała nutka nadziei.
-Co w takim razie proponujesz? Spytała moja kuzynka ,a ja zauważyłam ,że we mnie wierzyła. To było dziwne uczucie. Od zawsze ze sobą rywalizowałyśmy. Zaczynało się od tak prostych spraw jak uwaga mojego ojca ,a kończyło na moim mężu, Ale jak to w życiu bywa w sytuacji ekstremalnej pewne rzeczy tracą znaczenie.
-Zrobimy to co mówił  Damon pojedziemy do Dallas i  spróbujemy coś wyjaśnić.
Wstałam  i narzuciłam płaszcz na ramiona.
-Sara...  Stefan zatrzymał mnie w drzwiach kładąc mi ręce na ramionach
-Uważaj na siebie szepnął tak jakby wyznawał mi miłość. Skinęłam głową i już  kładłam dłoń na klamce ,gdy drzwi otworzyły się raptownie. Zderzyłam się z Isabelle Lightwood.
Moja przyjaciółka mimo ,że zawsze słynęła z niezwykłej urody teraz wyglądała koszmarnie. Czarny rozchełstany płaszcz ,włosy w nieładzie i tusz spływający po policzkach. Jednym słowem -tragedia.
Rzuciła mi się na szyję i zaczęła łkać spazmatycznie.
-Sa-- Saeaa ja... próbowałam ,ale on... Izzy chlipała mi w rękaw.
-Powoli ,powoli .
Podprowadziłam ją do kanapy i zmusiłam do zajęcia miejsca.
-Valentine on kompletnie oszalał... mówi ,że jeśli się nie zjawisz to skrzywdzi Marco... i... o kurde... Sara Ty jesteś w ciąży osz jasna cholera...
-To jest szantaż stwierdziła cicho panna Gilbert do tej pory jedynie przysłuchująca się rozmowie.
-Witaj w świecie łowców Eleno... skwitowała Isabelle dość oschłym tonem.
-Muszę się spotkać z Damonem... powiedziałam powoli. Wpakował się w jakieś bagno...
-Wpakuje się w jeszcze gorsze jeśli nie pojedziesz ze mną. Izzy pozostawała nieugięta.
-Jedź Saro ja to Damonowi jakoś wyjaśnię. Zaoferowała się Elena ,po raz drugi tego dnia mnie zaskakując.
-Chyba nie mam wyboru... Mruknęłam wstając niechętnie. Skierowałam się wraz z młodą panną Lightwood w stronę jej pikapa i zajęłam miejsce od strony pasażera.
-To kto chce mnie zabić? Spytałam niby wesoło.
-Tak z połowa rady... lekko licząc...
Wow ,hurra jestem wróg publiczny numer jeden jak ten no.. Dillinger
-Zajebiście po prostu odparłam sarkastycznie wywracając oczami.
Damon :

I gdzie tą moją kicię wcięło? Chyba nie poszła na zakupy, nie żebym miał jakieś wąty co do jej hobby ale akurat w tej chwili to nie był odpowiedni moment.
Westchnąłem w stylu " ach te kobiety" ale zaraz pocieszyłem się kieliszkiem whisky.
A może coś jej się stało, przemknęło mi przez myśl po kolejnych dwudziestu minutach lampienia się bez sensu w sufit. Chociaż... nie Sara jest twarda. Moja krew, nawet w tym stanie radzi sobie perfekcyjnie za co ją podziwiam.
Moja kochana kicia.
Uśmiechnąłem się na samą myśl o jej pięknych roziskrzonych oczach i uśmiechu.
Ale ja tu sobie gadu gadu a Sary nadal nie ma.
W końcu Dallas to nie Etiopia.
Chociaż patrząc z innej perspektywy...
Zerknąłem ponownie na zegarek.
Godzina... no nie to już zakrawa na sytuację z żartu z cyklu " a miało być 5 minut."

Cholera co jest Saro? Zastanawiałem się już mocno zaniepokojony. 
Wysłałem żonie wiadomość mentalną "Saro odezwij się. Daj znać ,że nic Ci nie jest."
W tym momencie drzwi się otworzyły. 
"Sara.." pomyślałem z ulgą. 
Ale to nie była Kicia. Ta miała kasztanowe włosy ,śniadą skórę i orzechowe oczy ,a ubrana była w kusą czarną sukienkę. Kim była? Co tu się dzieje?
------------------------------------------------
Póki co na razie tyle. Za fragment Damona dziękuję Alexowi . Słonko jesteś zajebisty i wiesz o tym ;***
Dziękuję też stałym czytelniczkom Oli i Karolinie ;***
W następnym poście dowiecie się kim jest nowa postać ,a także obiecuję kolejną dawkę wspomnień Sary
Pozdrawiam ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz