środa, 17 września 2014

Nie poddawaj się , uwierz w siebie

Damon :

Nie pamiętałem nawet jak Charlie znalazł się tuż przy moim boku stając w taki sposób , by mnie osłaniać z jednej strony. W oczach miałem niczym niezmąconą furię , która przyćmiewała umysł.
Jednym z widoków , który zapamiętam do końca swego długiego życia był Marco odurzony jakimś  narkotykiem , leżący bez życia na posadzce i torturowana Sol. Nie wiedziałem co jej zrobiono i nie chciałem tego dociekać. Gdy resztkami sił zarejestrowała moją obecność od razu krzyknęła :
-Nic im nie mów tatusiu! Wiedziony wściekłością rzuciłem się na barczystego faceta przytrzymującego moją małą księżniczkę i skręciłem mu kark. Kuzyn zajął się moim synem . Widać było , że jest przejęty , a poza tym zdążył dostrzec w chłopcu jego piękną matkę. Sarę.
Tyle , że Sary z nami nie było. Mimo wszystko bardzo wyraźnie odczułem ból trawiący moją żonę.
Mimo wszystko ta kobieta nie byłaby sobą , gdyby nam nie pomagała. Miała kogoś obok , choć nie dochodziłem tego z kim była. Uklęknąłem przy córeczce biorąc jej ciemną główkę na kolana.
-Przepraszam tatusiu , wychrypiała ledwie słyszalnym szeptem , a ja poczułem , że do oczu napływają mi gorące łzy.
-Cicho słonko , nie płacz . Jesteś bardzo dzielną dziewczynką. Przekonywałem ją łagodnie starając się nie płakać.
-Nic Ci nie będzie. Obiecałem jej i nie patrząc na to , co się może się stać , podsunąłem córce nadgarstek.
-Pij skarbie. To pomoże. Przynajmniej  taką miałem nadzieję. . Kuzyn chciał zrobić to samo z moim synem , jednak od razu go odtrąciłem.
-Chcesz zrobić z moich dzieci demony? Warknąłem wściekły.
Po wszystkim pozostała jedna żywa osoba. Biologiczny ojciec Sary. Patrzył na nas z taką miną jakby miał we władaniu cały świat.

Sara:
To co usłyszałam od Klausa Mikaelsona sprawiło , że o mało nie zemdlałam.
Opadłam na poduszki i po prostu się w niego wpatrywałam. Jak to możliwe , że niczego nie wyłapałam? Jak?
-To o to chodziło przez cały czas ,tak? Valentine nie jest moim ojcem , a matka kochała wampira tak jak ja i....
Pokręciłam gniewnie głową. Nigdy nie lubiłam tego uczucia kiedy świat mi się walił. A to był już co najmniej trzeci raz. Hybryda patrzyła mi  w oczy i po raz pierwszy w życiu widziałam w nich szczerość i troskę. Nawet nie zaprotestowałam,  gdy podczas walki mojego męża wspierał mnie mocą. Powiedziałabym nawet , że byłam mu za to szczerze wdzięczna.
-Kochaliśmy ją. Obaj. Ale ona... była odurzona. I no sama wiesz , co się stało.
Pomyślałam o mamie i pierwszy raz od bardzo wielu lat żałowałam , że jej przy mnie nie ma.
****

Dwie godziny później 

Sara :

-Damon kochanie!- Krzyknęłam biegnąc do drzwi i rzucając mu się na szyję.
-Co się stało? Spytałam wyraźnie przejęta. Mąż przytulił mnie i pocałował , a po chwili wszedł Charlie z maluchami.
-Połóżcie ich proszę , poradzimy sobie. Mimo iż drżałam o ich życie musiałam się skupić.
-Cholera... jak oni to przeżyli?  Spytałam samą siebie całkiem pewna . że nie powiedziałam tego na głos.
- Są silne. I trzeba wierzyć w naszą rodzinę. Szepnął Damon klęcząc obok i całując mnie w czoło nie wypuszczając z objęć.
-Nie bój się kochanie. Wszystko się ułoży. Stwierdził cicho. Nie bardzo wiedziałam , czy w to wierzył , czy starał się mnie uspokoić , jednak skłaniałam się ku tej drugiej możliwości.
Szczerze mówiąc nigdy nie miałam tak wiele zajęć jak teraz.
Pierwszy raz w życiu pojęłam ogrom obowiązków ciążących na moim ojcu- powinnam go nazywać Valentine. Przecież byłoby łatwiej , znienawidziłabym go równie mocno jak Stephena , wyłączyłabym uczucia i stała się zimną suką. Ale się nie dało i gdyby nie Damon czułabym się kompletnie niepotrzebna.
Chodziłam na zebrania , wiece , jakieś dziwne inicjowane nie wiadomo przez kogo i czułam się jakbym żyła w letargu , a jedyną rzeczą trzymającą mnie przy życiu były ramiona ukochanego kołyszące mnie łagodnie do snu , słowa , którymi otulał mnie jak jedwabiem , by odgrodzić mnie od całego świata i zła jakie on ze sobą niesie. I twarze dzieci , każdego dnia przypominające o tym o co walczę.
Miarka się przebrała tego dnia w którym Eric patrząc na mnie z wyrzutem w błękitnych oczach spytał :
-Nie zamierzasz tego zrobić , prawda?
-Czego? Zdziwiłam się zupełnie nie mogąc zrozumieć dlaczego jego ton jest twardy , tak twardy , że przypomina stal.
-Valentine chciał Cię widzieć. Ciebie , Damona i dzieciaki.
Musiałam zblednąć , bo nagle rysy mężczyzny złagodniały , a dłoń spoczęła na moim ramieniu.
-Charlie Ci nie powiedział? Pokręciłam głową przecząco , a wampir tylko mnie przytulił.
Drań. Wycedził Northman przez zaciśnięte zęby. Wiedziałam , że czeka mnie rozmowa.
Rozmowa o której wolałam nie myśleć , ale nie miałam wyjścia.
~~*~~
-Jak śmiesz? Warknęłam zamykając drzwi sypialni trzeciego z panów o nazwisku Salvatore przebywającego w  domu Klausa. Oczywiście , gdy tylko się rozniosło , że nasze dzieci zostały porwane Stefan przybiegł do willi Mikaelsonów wraz z Eleną i oczywiście teraz wszyscy się tu ulokowaliśmy.
Kuzyn Damona spojrzał na mnie spod uniesionych brwi niczego nie rozumiejąc.
 Reszta towarzystwa  wyczuwając moje wzburzenie przezornie opuściła pokój.
-O co Ci chodzi Cherrie? Charlie obserwował mnie swymi podobnymi do wiosennych liści oczyma.
-Nie nazywaj mnie w ten sposób. Powiedziałam chłodno nadal tak stojąc w drzwiach.
-Kto Ci dał prawo wtrącania się w życie mojej rodziny? Kto do cholery pozwala Ci mną rządzić?
Kipiałam goryczą i złością , ciągle się z czymś zmagałam , a w głębi serca chciałam tylko , by moi bliscy zaznali szczęścia i spokoju.
-Saro. Chłopak jednym susem przemierzył pokój i objął mnie mocno Usiłowałam się wyrwać , jednak skutecznie mi to uniemożliwił.
-Nie chciałem , by oni Cię krzywdzili. Dość już wycierpiałaś, kochanie.
-Nie odpowiedziałeś mi. Wypomniałam mu odsuwając jego dłoń , która dotykała moich włosów.
-Nie rozumiesz. Znaliśmy się wcześniej. To Ty byłaś moją miłością.
-Nie. Charlie , błagam nie mów nic więcej słyszysz? Nie chcę nic rozumieć. Kocham Damona i chcę się zobaczyć z ojcem. Oświadczyłam twardo i wyszłam mimo iż głowę rozsadzały mi setki pytań.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz