poniedziałek, 18 lutego 2013

Sojusz czy pułapka?

"Nie ma dobrej drogi do wojny. Jest tylko mniejsze zło ,które wybierają ci dobrzy ludzie"
Tak te słowa wypowiedziane kiedyś przez mojego mentora Dymitra kiedy jeszcze odbywałam szkolenie na nocnego łowcę. I teraz to była prawda. Muszę być teraz silna i walczyć o swoją rodzinę. Nie ważne jak daleko się będę musiała posunąć. Ciągle ściskałam dłoń Damona ,ale zamiast skierować się do wyjścia jak każdy normalny człowiek wspólnie z mężem podążyłam na górę do pokoju ,który kiedyś był sypialnią mojego ojca. Weszliśmy nawet nie próbując pukać. Jace albo mama bez wahania by mnie za to ochrzanili ,ale miałam gdzieś konwenanse. Zamknęłam za nami drzwi i podeszłam do dużego łóżka z czterema kolumienkami na którym leżał Valentine. Pościel była satynowa w kolorach purpury i złota. Królewsko jak zwykle. Okrążyłam pokój ,zapaliłam lampkę nocną i zbliżyłam się do miejsca w którym leżał Valentine. Szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałam czego się spodziewałam ,ale wyglądał jakby go ktoś torturował. Włosy srebrne ale rozrzucone po poduszce ,cienie pod oczami i zapadłe policzki. Jednym słowem wrak i cień dawnego króla. Wiem ,że nas skrzywdził nas oboje ,ale w pewnym momencie coś we mnie pękło. W gardle miałam gulę ,a nogi się pode mną uginały. Damon przytrzymał mnie i szepnął
-Saro już dobrze. Już dobrze.
Musiałam się opanować i powtórzyć to co zawsze mówił Magnus "Saro wybaczasz mężowi ,ale nie oprawcy"
Skupiłam się i zamknąwszy oczy spróbowałam odtworzyć fragmenty zdarzeń których brakowało w pamięci ojca. Korzystałam z umiejętności łowcy. Napotkałam jednak silny opór.
Otworzyłam oczy i pokręciłam głową.
-Nie dam rady nic z tym zrobić. Majstrował tu łowca i to dość zdolny. Stwierdziłam wstając.
-Wszystkich nie uszczęśliwisz kiciu ,a i tak zrobiłaś co mogłaś.Tłumaczył łagodnie i miał rację.
-Chodźmy już . Dodał cicho. Nie mając lepszego pomysłu ruszyłam za nim pogrążona w dość ponurych myślach. Nie lubiłam Faye ale w jednym miała rację. Zdradziłam łowców. A teraz musiałam zmierzyć się z nową rzeczywistością ,której nie znałam zbyt dobrze. A skoro tak potrzebowałam kogoś kto będzie godny zaufania. Erica znałam praktycznie od urodzenia a Damona kochałam nad życie. To na pewno było lepsze niż użeranie się z wróżkami. Łowcy z kolei mieli do mnie zbyt wiele żalu ,by pomóc. Odetchnęłam cicho i wspólnie z ukochanym opuściłam rodzinny dom.
-Wiem ,że za tym tęsknisz kochanie . Rzekł po długiej chwili milczenia jakby czytał mi w myślach. Położyłam mu głowę na ramieniu i uśmiechnęłam się.
-To przeszłość i nie bardzo mam ochotę do niej wracać. Stwierdziłam stanowczo.
-I dobrze odparł odetchnąwszy z ulgą ,patrząc mi w oczy i otwierając drzwi od strony pasażera.
-Wziąłeś moje ferrari. Powiedziałam żeby zmienić temat
-Tylko ono z tych Twoich czerwonych jakoś wygląda. Rzucił zaczepnie i zarobił za to sójkę w bok.
-Wcale nie mam tylko czerwonych samochodów odgryzłam się i dodałam
-Ja nie nazywam pojazdów . Ha punkt dla mnie ,bo pamiętałam o tym niebieskim wozie ,który ochrzcił bodajże Madleine czy jakoś podobnie ,a ja nie mogłam się przestać śmiać ,bo wyglądał przy tym jakby mu się dziecko urodziło.
-Okej kicia punkt dla Ciebie ustąpił mierzwiąc mi włosy i składając pocałunek na moich wargach.
****
Wchodząc do domu od razu poczułam się tak jakbym wróciła z miesięcznej delegacji. Z kuchni rozchodziła się woń jakieś włoskiej potrawy chyba ravioli. Wiedzeni zapachem skierowaliśmy kroki do obszernej kuchni. Czy wspominałam już ,że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć? No cóż tamtego dnia zaskoczyło i to bardzo. Otóż przy naszej drogiej jak sto diabłów kuchence stał i pichcił cholerne ravioli nie kto inny jak..
-Stefan?  Słowo wypowiedział Damon i zabrzmiało jak pytanie ,a nie stwierdzenie faktu.Młodszy Salvatore  posłał nam uśmiech jak z okładki jakiegoś magazynu.
-Co tu robisz? Głos mojego męża był ostry ,ale spokojny.
-Ładne maniery ofuknął Damona brat i skierował spojrzenie na mnie.
-Saro.. pozwól odezwał się szarmancko podając mi ranię
-Zaraz jest za dużo talerzy..
Mruknęłam nie bardzo wiedząc jak zareagować.
-Liczba nakryć się zgadza. Odezwał się aż nazbyt dobrze znany mi głos z brytyjskim akcentem
-Niklaus? Opadłam na krzesło a on nie spuszczał ze mnie wzroku
-Piękna z Ciebie wampirzyco panno Saro.. Rzekł z uznaniem
-A zatem czas by się zastanowić. Zawarłaś sojusz z wampirzą radą... Dobrze ,ale nadeszła pora by pomyśleć również o umowie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz