sobota, 5 stycznia 2013

Sone troubles ,Christmas and new life

Kiedy nie miałam żadnych innych zajęć siedziałam zazwyczaj przy biurku by w świetle nocnej lampki zapisywać swoje myśli. Większość dotyczyła rodziny. Zwłaszcza Damona. Jeden z wpisów brzmiał "Codziennie odkrywam go na nowo. Zaskakuje mnie co dnia ,każdym drobnym gestem. Nigdy nie przestanę go kochać. Serce już wybrało i nie zamierzałam tego zmienić. Dziś miałam jakoś wyjątkowo dobry nastrój być może przez święta. Śpiewałam coś i malowałam. Szkicowałam właściwie. Idealne rysy ,skórzana kurtka i uśmiech za który bym zabiła. 
-Kicia co Ty tam bazgrolisz? Spytał wchodząc i zaglądając mi przez ramię. 
-No wiesz co? Spytałam udając obrażoną. A właściwie to Cię wykorzystam
Uniosłam zabawnie brew
-Saro Ty erotomanko... Zaczął ale uciszyłam go pocałunkiem
-Artystycznie zaśmiałam się puszczając mu oczko.

Uśmiechnęłam się łobuzersko a Damon się zaśmiał
-A to nie on ją malował? Spytał cicho
-Czepiasz się wytknęłam mu
-Kładź się słonko  zarządziłam 
-No dawaj nie żartuję 
Zaśmiałam się i wskazałam mu miejsce na kanapie
Wywrócił oczami i spytał
-Masz zamiar mnie malować w negliżu? 
-A zgadnij usiadłam naprzeciwko.

-Saro... Saro... Szepnął całując mnie i grzecznie się ułożył. 
-Co? zapytałam z cwaniackim uśmiechem
-A jak wpadnie Stefan? Albo Kol?
-To się ciesz ,że to Ty się rozbierasz 
Odgryzłam się i zaczęłam nowe dzieło
-Poza tym co Ty masz do Kola?

Lubiłam się z nim droczyć i fakt ,że mieliśmy wreszcie czas dla siebie chyba nam sprzyjał ,bo ja miałam za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
-Kicia to powinno być tak ,że ja maluję Ciebie. Ja nie umiem leżeć sztywno .

Narzekał trochę a ja zgryzłam wargę ,żeby nie parsknąć śmiechem

-Nieprawda. Przyznaj się chcesz mnie zobaczyć nago. 

-Rose miała naszyjnik/ Zaznaczał jakby to coś zmieniało.



-Damon nie mów mi ,że się wstydzisz. Zaśmiałam się znowu i podeszłam by zająć miejsce obok niego. 
-Nie ,ale to Ty jesteś płeć piękna nie? Kiedyś byłaś modelką. Stwierdził z miną pięcioletniego dziecka. 

-Skąd Ty masz zdjęcia z mojej sesji? Spytałam zdumiona bo zanim się zorientowałam wstał i wyjął spory plik starych fotek.

-Namalowałbym Cę...


Kusił dość perfidnie a od jego głosu przeszły mnie ciarki

Już miałam odpowiedzieć ,ale nie przewidziałam jednej rzeczy, Wścibstwa pierwotnych. 
-Saro... ja nie wiedziałem ,że jesteś tak... perwersyjna... 
Kol stanął za mną i położył mi ręce na ramionach
-Nic do Ciebie nie dociera? Warknęłam patrząc na niego
-Nie życzę sobie Was tu ,a już na pewno nie dzisiaj. Spadaj. dorzuciłam gniewnie
-Bo? Spytał zaczepnie
-To. Odparłam słodko wywalając go za drzwi. 
-Ja już mam go... po kokardę... 
-Wracamy do malowania
-Nie nadaję się.... Jęknął mój mąż
-Tak? To patrz. Wcisnęłam mu szkicownik z portretami
-Saro kiedy Ty... zdążyłaś to namalować? Po głosie słyszałam ,że naprawdę go to ciekawi.
-Zgadnij. Odszepnęłam podsuwając mu pierwsze dzieło
-Malujesz je od... zaraz od... zerknął na datę
-24 lutego.


Nigdy nie pokazałam mężowi tego szkicownika. Nie dlatego ,że bałam się jego reakcji. Chciałam mu go pokazać później ,kiedy urodzi się córeczka. Miał to być obraz jego przemiany , Starałam się w każdym z rysunków pokazać jego charakter ,emocje. Damon patrzył i cicho zagadnął 
-Moja artystka ,powiesz mi skąd ten pomysł?

Skinęłam głową z uśmiechem

-Chciałam Ci pokazać ile widzę w Tobie. Jesteś moją życiową inspiracją.

Dodałam już szeptem ,by nie widział moich łez wzruszenia
Momentalnie znalazł się przy mnie i objął mnie ramieniem
-Kicia nie płacz ,bo Ci się tusz rozmaże stwierdził czym tylko mnie rozbawił i wywołał uśmiech na mojej twarzy.

-Cały Ty. szepnęłam wtulając głowę w jego ramię .

-Dobra dobra kładź się i nie marudź bo muszę córce pokazać jakiego typu faceta powinna szukać 

Zarządziłam puszczając mu oczko
-No jakiego? Zdradzaj mi tu Zażądał śmiejąc się 
-Jak poprosisz to pomyślę odrzekłam dyplomatycznie

-A żebyś wiedziała ,że poproszę uparł się i najpierw mnie pocałował a potem rzucił poduszką przez pokój, Uchyliłam się przed pacnięciem ,ale Stefan który akurat wszedł nie miał tyle szczęścia.

-Rzygam tęczą oznajmił. Wy się znowu migdalicie

-Zazdrość Cię zżera wypomniałam mu
Stefan popatrzył na mnie jakbym go spoliczkowała po czym przeszedł do sedna sprawy.
-Saro łowcy chcą Cię widzieć. 
No nie znowu to samo mam jakieś de ja vu cholera. Co się robi przyjemnie to ktoś przeszkadza

-No jeśli sądzą ,że przyjadę to są w błędzie. Rzuciłam obojętnym tonem

-Poprawka oni już tu są...

-Co?! Wydarłam się aż zadzwoniły szyby w oknach
-Damon... kochanie pójdziesz tam ze mną?

Mój ukochany wampir podniósł się z miejsca i chwycił mnie za rękę po czym zeszliśmy oboje na dół. Już teraz widziałam ,że sytuacja wymknęła mi się spod kontroli. Bo byli Loki ,Jonathan i... ojciec. Tak... Zaszczyt mnie kopnął pomyślałam z ironią chowając się za mężem

-Saro spokojnie zanim cokolwiek powiesz... posłuchaj uważnie

Isabelle. Głos rozsądku. 

-Chodzi o to Saro ,że on... wskazała Valentine'a 

-Nie pamięta nic co wydarzyło się od dnia gdy poznałaś Damona


Byłam w szoku. Myślałam ,że żartuje ale po jej minie wnioskowałam ,że niestety to nie jest kiepski sen ,albo "Moda na sukces" ,gdzie pełno takich cudów . Zmartwychwstania​ ,amnezje ,nagłe śmierci. Nuda ,nuda ,nuda. Ale halo ,to moje życie! 
-Damon kochanie powiedz mi ile im zapłaciłeś za tę szopkę? Zapytałam zrozpaczona. 

-Skarbie to... nie jest żart... chyba... Chcesz z nim pomówić sama?

-Nie. Ścisnęłam jego rękę
Weszliśmy do pokoju i zajęłam miejsce naprzeciwko świty ojca ściskając dłoń męża. Przymknęłam oczy wzięłam kilka głębokich wdechów i spytałam
-Dobra... jedna sprawa. Kto może to odwrócić? Bo wybaczcie ale ja nie zamierzam. 

Prawda. Prawda. Cholera.

-To Ci się nie spodoba. Loki. Jak zawsze niezawodny. 

-Keenan...

No nie! Znowu on? Ile można... ?

-Damon wiesz co? Chyba czas na plan B... Szepnęłam a w moim głosie było słychać napięcie
-Jak to zrobię to... będę mogła szukać odpowiedzi. Dodałam z nadzieją
No dobrze . M
oja obecna sytuacja wyglądała mniej więcej tak : Albo zmienię się w wampira i za jednym zamachem pozbędę się pana na K i ojciec odzyska pamięć ,albo utknę w martwym punkcie. Ja marzyłam już o świętach ,choince i córeczce ,ale jak zawsze nasze potrzeby zeszły na dalszy plan. 
-Damon kochanie... będzie trzeba porozmawiać z Marco ,wytłumaczyć mu to ,a potem z Klausem. Decydowałam niby na chłodno ,ale tak naprawdę miałam już dość. Chwilami rzuciłabym to wszystko ,zabrała męża i dzieci i wyjechała. Na jakieś zadupie z dala od łowców ,wampirów i tych innych dziwactw. Nawet nie chodziło o to ,że nie miałam siły. Marzyłam tylko o spokoju i miłości ,choć to ostatnie miałam każdego dnia. 

-Dobrze masz rację kiciu. Ukochany ujął moją dłoń i przytulił mnie do siebie. W tej chwili wpadł Stefan i od progu walnął 

-Mikaelson pyta kiedy realizujecie umowę. Wszyscy spojrzeli na nas ,a głos zabrała Isabelle

-Umowa z hybrydami?
Taa jasne cały Stefan . Bezpośredni ,ale brak mu czasem taktu. Nagle załapałam jak głupia jest ta sytuacja. Siedzisz przed radą łowców ,której członkostwo masz od urodzenia i musisz im oznajmić ,że teraz będziesz ich nowym celem . Super. 
-To długa historia... mruknęłam wymijająco 

-Faye mówi ,że wpadłaś w oko Kolowi. Stwierdził nagle Lokstar jakby nagle go olśniło

-Tak? To może skoro już wszystko wiecie to pozwolicie ,że spędzę wieczór z mężem? Warknęłam z ironią 

-Saro... Teraz to już był ojciec. 

-Córeczko pozwól sobie pomóc. Położył mi rękę na ramieniu a ja ze zdziwieniem zauważyłam ,że za tym tęskniłam

-Nie chcę pomocy. Chcę mieć wreszcie święty spokój. Oświadczyłam cicho 

-Saro ,a może oni mają rację? Szwagier też chciał wtrącić swoje trzy grosze

-Nie. Ja już podjęłam decyzję. Mam dosyć ,pasuję. Wyjeżdżamy jeszcze dziś. Cholera z tej złości aż ciekły mi łzy

Damon aż zaniemówił na chwilę. Jego silna ,pewna siebie kobieta po prostu już nie wytrzymała. Ta zawsze spokojna dziewczyna mówiąca tylko "Kochanie uważajcie na siebie " albo "Skarbie ubierz Marco ciepło ,bo się nabawi zapalenia płuc" po prostu się rozpłakała. Rozczarowałam go i zawiodłam. Cholera.
-Saro... Już ... nie płacz kochanie. Szepnął mi do ucha. 

-Ona ma rację. Przełóżmy tę rodzinną gadkę na kiedy indziej. Wziął mnie za rękę i po prostu udaliśmy się na górę. 

-Przepraszam Cię. Powiedziałam gdy tylko znaleźliśmy się w sypialni. 

Nie powiedział ani słowa ,po prostu mnie pocałował i przytulił. Kochany Damon. Zawsze wiedział czego potrzebuję ,niezależnie od tego jak było źle


O dziwo kiedy rzuciłam tę propozycję z wyjazdem nawet nie pomyślałam ,że ktokolwiek go zaaprobuje. Damon ,jednak był chyba równie zmęczony jak ja. Poza tym... od dawna coś planował . To było widać. Znikał częściej. Gadał ze Stefanem co już samo w sobie było jak święto państwowe. Miejsce w którym zamierzaliśmy spędzić owe szczególne święta stało się dla mnie jasne jakoś pół godziny po wyruszeniu z domu. 

Śpiewałam sobie nawet pod nosem ,co mój mąż o zgrozo- uwielbiał ,a ja zupełnie nie wiedziałam dlaczego. 

-Mamo a czy w Norwegii jest zimniej niż we Włoszech? Marco był cudowny z zadawaniem pytań. Zawsze mnie bawiło jak mój mąż usiłował go z czymś zaznajomić 

-Tak kochanie ,dlaczego pytasz? Popatrzyłam na obu panów 

-Bo tam się wybieramy zameldował mój syn a Damon syknął gniewnie 

-No i niespodziankę szlag trafił Zaklął cicho

-Damon nie przeklinaj przy dziecku poprosiłam i spytałam

-Serio tam jedziemy?

Zrezygnowany kiwnął głową a ja niemal rzuciłam mu się na szyję

-Jesteś najcudowniejszym​ mężem na świecie ogłosiłam składając siarczysty pocałunek na jego policzku

-Wow Sara... Ty na pewno jesteś trzeźwa? Spytał zerkając na mnie takim wzrokiem jak agent FBI. 
-Jestem w ciąży kotku to oznacza zero winka przez kilka miesięcy 

Zaśmiałam się. 

-Nie zapomniałem kruszyno Ty moja odrzekł i czule mnie pocałował . W tej samej chwili Marco rzucił 

-Wy się znowu migdalicie... 

Co? Spytałam w szoku

-No ... wujek Stefan tak mówi
23 gru 2012 22:22
Mały wzruszył ramionami
Stefan . A co on przepraszam jest wtajemniczony w moje życie uczuciowe? Pff dobre sobie. 
-Synku zaczęłam starając się mówić spokojnie

-Nie powtarzaj wszystkiego co mówi wujek ,dobrze? My się z tatą kochamy i lubimy to sobie okazywać. Wyjaśniłam z całym spokojem na jaki się zdobyłam. 

-To dlaczego wujek tak tego nie lubi? Dociekał wlepiając we mnie oczka

-Bo... bo nie bardzo lubi kiedy to robimy

-Ale czemu? Mówisz ,że to ważne Upierał się chłopczyk niecierpliwie podrygując nogami

-Wujek ma... ciężki okres. Palnęłam bez namysłu żeby tylko nie drążyć tematu

-Jak tak dalej pójdzie to... on wyciągnie od nas wszystko na temat prezentów

Zwrócił mi uwagę mąż i się zaśmiał

Miał rację ,ale na szczęście nasze dziecko nauczyło się taktu. Ja uważałam ,że to zasługa Damona ,On z kolei ,że moja. W domu zawsze było z tego powodu mnóstwo zabawnych sytuacji. Wojny na poduszki, łaskotki. Jasne ,byliśmy rodziną dość specyficzną ,ale miłością moglibyśmy oświetlić Nowy Jork. 
-Mamo... a macie już imię dla mojej siostry?

Ooo kolejna istotna sprawa. Ja optowałam za Liv Arianą a Damon właściwie uważał ,że jest ładne, bo ponoć "Kicia ma zawsze piękne imiona w zanadrzu

-Kochanie porozmawiamy o tym kiedy mała się urodzi 

Wykręciłam się dyplomatycznie 

-A kiedy to będzie? Znów pytanie

-W wigilię. Odpowiedziałam szczerze. Tak wizja się pojawiła
Silent night ,holly night... 

Wigilia ...
Do małej wioski w Norwegii dojechaliśmy koło południa. Jak dla mnie super ,bo miałam jeszcze czas na to by przygotować kolację. Damon znając mnie dobrze wyszedł z dobrego założenia ,że nie bardzo chcę by ktoś przeszkadzał w tym wszystkim. Część potraw była już gotowa. Dzięki Bogu za Isabelle i Aleca. Podgrzałam co powinnam ,po czym zabrałam się za pieczenie ciast. 

-Tato dlaczego mama nie pozwala nam teraz siedzieć w domu? Usłyszałam głos synka

-Bo robi tam specjalną kolację i musi pogadać ze świętym Mikołajem 

Odrzekł dyplomatyczne mój małżonek w tym momencie zaczął regularną bitwę na śnieżki. 

Pod choinką położyłam prezenty. Dla Damona było równie dużo jak dla Marco. Były tam skórzana kurtka,laptop w kolorze błękitu ponieważ stary się zepsuł. Nasze rodzinne zdjęcie. Ale najważniejsze były dwa. Wiersze pisane dla ukochanego mały kamień szlachetny w którym zamknęłam żywioł ognia. Ciekawe ,że wybrałam ogień ,ale zawsze z tym kojarzyłam Damona. Marco rzecz jasna dostał górę zabawek . Zdalnie sterowane samochody ,konsola ,słodycze . Będąc kompletne nie w temacie na tę część zakupów posłałam męża ,który chyba obrabował sklep. Moim osobistym wkładem była pleciona bransoletka ,podobna do tej jaką nosił sam Damon. Gdy wszystko było gotowe zapaliłam świece i światełka choinkowe po czym ubrana w ukochaną błękitną sukienkę z włosami puszczonymi swobodnie na plecy zawołałam rodzinkę. Obaj cali w śniegu ,czerwoni na twarzach ,ale zadowoleni wpadli do Salonu i po prostu ich zatkało.

-No panowie przebierać mi się obaj. Rzuciłam zaczepnie ,ale rodzinka już wiedziała ,że nie drę się jak wkurzona Sara ,a tylko się droczę. 
-Zadzieram kiecę i lecę zażartował Damon i pocałował mnie w policzek po czym istotnie wziął Marco na ręce i powędrowali na górę ,by po chwil wrócić w smokingach. Armani oczywiście. To było cholernie słodkie. 

-To co? Rozpakowujemy prezenty? Młody Salvatore przeszedł do konkretów ,a ja roześmiałam się cicho

-Kotku po kolacji. Tłumaczyłam Ci to już odpowiedziałam spokojnie. 

-No dobra... ustąpił niechętnie . Wzięłam opłatek i uśmiechnięta powiedziałam do męża

-Słonko Ty moje... Chciałam Ci życzyć żeby spełniły C się marzenia ,żebyś ze mną wytrzymał i żebyśmy byli szczęśliwi... 

Ucałowałam go namiętnie i po złożeniu życzeń synkowi zasiedliśmy do wieczerzy. Jedliśmy potrawy i norweskie i włoskie ,ale także polskie. 

-Mamo... mogę odpakować? Mały spojrzał mi w oczy błagalnie więc rozdałam torby z podarkami czekając na reakcję
-O rany ten Mikołaj jest chyba jak ten to... Rockefeler ogłosi Marco i od razu przystąpił do zabawy nowymi nabytkami. 
-Skarbie te są Twoje uśmiechnęłam się podsuwając mu właściwe opakowanie.

-Saro... Ne musiałaś... Zająknął się tuląc mnie mocno 

-Chciałam. Odparłam jeszcze bardziej uśmiechnięta jedząc łososia. 

Poczułam skurcz. Nagły gwałtowny

-Oho... Zdaje się ,że o jednym prezencie zapomnieliśmy ...

Puściłam oczko

-Fakt tym dla mamy . Mój synek zdaje się opacznie zrozumiał sytuację ,ale jego ojciec uśmiechnął się szelmowsko i wręczył mi ładne ,czarne pudełeczko przewiązane złotą wstążką . Zaciekawiona uchyliłam wieczko i zamarłam z wrażenia. Leżał tam najpiękniejszy amulet jaki widziałam w życiu. Złoty ,bogato inkrustowany ,a w środku lapis lazuli  ,napis po francusku Mon amour éternel. A do tego wspólne zdjęcie.
-Jest prześliczny . Zachwyciłam się szczerze tuląc go. I znowu skurcz. Kurde.
-Kochanie oddychaj głęboko szepnął Damon. 
-Moja dzielna dziewczynka uspokajał mnie łagodnie
-A teraz zacznij przeć ... poinstruował i faktycznie po jakimś czasie ,który wydawał się wiecznością szepnął 
-Widzę główkę ... Jeszcze chwilka.
Jak mówił tak się stało.. Po chwili usłyszałam dziecięcy płacz. Córeczka. Nasza księżniczka. 
Marco na polecenie taty przyniósł ręcznik ,a następnie wraz z nim podali mi małą.
Jak ma na imię? Spytał maluch.
-Sol  Angelica szepnęliśmy zgodnie. Marco głaskał jej rączkę  ,a Damon ucałował nas obie
I było tak idealnie...


1 komentarz:

  1. Kochana uwielbiam Bloga kocham zatrać się w twoich słowach potrafisz tak trafnie opisać emocje uczucia doznania .. czyta się to wszystko jednym tchem i marzy o takiej miłości takim życiu ... przepiękne ;*

    OdpowiedzUsuń