środa, 12 grudnia 2012

Będę walczyć do końca

"Zostań ,bo ta noc ,to ona płacze deszczem,
Tak jak ja ,a Ty przynosisz mi powietrze"

W szybkim tempie przemieszczaliśmy się samochodem Isabelle. Siedziałam ,a właściwie pół leżałam z głową na kolanach Damona. Mąż łagodnym ruchem gładził mnie po włosach,ale czułam napięcie jego mięśni i słyszałam ciche ,włoskie przekleństwa. Był wściekły ,ale nie chciał tej agresji wyładowywać  na mnie. Byłam mu za to wdzięczna ,ponieważ perfidny plan króla letniego dworu postawił nas oboje w sytuacji z której nie było żadnego ,dobrego rozwiązania. Wiedziałam jedno ,za bardzo kochałam Damona ,by po prostu się poddać. Musiałam zebrać wszystkie siły do tej walki. Byłam w końcu łowcą ,a łowcy nie wolno okazać słabości. Przymknęłam oczy ,próbując zasnąć i po prostu o niczym nie myśleć.
Tymczasem moja przyjaciółka wypowiadała na głos wszystko to co siedziało nam w głowach
-Co za pieprzony palant ,żeby się chociaż mścić na dorosłych ,którzy są w stanie się bronić ,ale dziecko... Czy on w ogóle ma sumienie? Jak tak można? Nie dociera do gościa ,że Sara nie będzie jego?
Psioczyła gwałtownie kręcąc kierownicą.
-Mnie zastanawia co innego.-/ Damon zabrał głos.
-Dlaczego u licha na gwałt potrzeba mu żony i to akurat mojej?
W jego oczach błyszczał szczery gniew.
-Nie mam pojęcia. Łowczyni mimo ,że patrzyła na drogę gwałtownie pokręciła głową.
-Gdzie teraz? Magnus? Spytała stojąc już na skrzyżowaniu . Zapaliły się czerwone światła. No cóż pewne ograniczenia dotyczą nawet łowców.
-Nie. Mój mąż  użył tonu tak stanowczego ,że nikt nie ośmieliłby się sprzeciwić
-Magnus jest zbyt oczywisty ,Keenan wie z kim trzymałam do tej pory. Wtrąciłam swoje trzy grosze
Mimo ,że do tej pory nie odzywałam się ani słowem mój umysł, tak wrażliwy po latach szkolenia zagwarantował ,że byłam świadoma toku rozmowy.
-Co mówiłaś Kiciu? Spytał cicho i popatrzył mi uważnie w oczy.
-Musimy przebłagać Klausa. Oświadczyłam lekkim tonem ,a przynajmniej starałam się ,żeby tak brzmiał.
-Czy Ciebie pogrzało do końca Saro? Przyjaciółka zamarła w pół słowa.
Może nie pogrzało ,ale to się chyba nazywa desperacja. Wszystko co mogło ocalić najbliższe mi osoby wchodziło w grę.
-Nie prześpię się z nim ,ale... jeśli będę musiała padnę na kolana. Oświadczyłam spokojnie
-W takim razie kierunek MF.  Zarządziliśmy zgodnie i Izz nie mając wyjścia uległa.
Kurczę dziwnie było tu znów wrócić. Ulice niby te same ,ale osoba ,która tu teraz wracała była całkowicie odmieniona. Wyjeżdżałam jako zdeterminowana ,niepewna ,pragnąca ocalić dwa wampiry dziewczyna ,która doskonale znała reguły swojego życia. Wracałam jako szczęśliwa ,choć przerażona żona Damona i matka jego dzieci. Ciekawiło mnie czy i on ma podobne odczucia ,ale nasza sytuacja nie pozwalała na sentymenty i wspomnienia.
Willa Pierwotnych mieściła się na obrzeżach miasta. Wzniesiona z czarnego obsydianu robiła ogromne wrażenie. Aż westchnęłam.
-Dawno tu nie byłem odezwał się Damon pomagając mi wysiąść.
Pokonaliśmy kilka stopni i stanęliśmy w drzwiach ,które otworzyły się tak szybko jakby ktoś zdawał sobie sprawę z naszego przybycia. Ale o dziwo nie otworzył nam sam Klaus ,a jego brat Kol.
-Damon? Spytał zdziwiony
-Nie święty Mikołaj. rzekł sarkastycznie wywracając oczami. ,a ja zamaskowałam uśmiech. Miło widzieć ,że mimo podbramkowej sytuacji ukochany nie tracił właściwego sobie poczucia humoru.
-A ta przeurocza dama to zapewne Sara. Mężczyzna uśmiechnął się po czym ujął moją dłoń muskając wargami jej wierzch.
-Dobra koniec włażenia w tyłki Kol. Jest Klaus? Panna Lightwood nie bawiła się w dyplomację. Wparowała do środka jak do siebie i bezceremonialnie wyminęła wampira.
-Ostra laska ,lubię takie. Zaśmiał się Damon i zarobił ode mnie kuksańca w żebra.
-Nik cokolwiek robisz przerwij. Ostrzegł go lojalnie brat ,a nasz znajomy podniósł wzrok znad jakichś papierów. Czułam się trochę jak w liceum kiedy po złym zachowaniu szło się na dyrektorski dywanik i zbierało opieprz. Nienawidziłam tego ,ale taka prawda.
-Damon bracie... Mikaelson wstał zza biurka i z szerokim uśmiechem uściskał mojego męża.
-Kopę lat... O jest i urocza panna Sara...
-Pani Sara poprawiłam z automatu. Patrzyłam mu w oczy
-Ciąża Ci służy Saro . Ciągnął takim tonem jakbym się w ogóle nie odezwała.
-Keenan zalazł wam za skórę i szukacie pomocy?
-Skąd wiesz? Pracujesz w FBI? Wyrwało mi się zanim pomyślałam ,że mówię to komuś kogo miałam zabić. Priorytety mi się chyba rypły...
-Mam swoje źródła kochanie odparł z cwaną miną kładąc mi ręce na ramionach
-Są trzy opcje... Zaczął w zamyśleniu.
-I w każdej z nich Wasza córka musi się urodzić już. Damon odbierzesz poród. Stwierdził takim tonem jakby to było dawno zaplanowane.
-Albo... zabijemy Ci syna Saro...
-Mowy nie ma. Odrzekliśmy twardo.
-Albo... zamienisz Sarę w wampira....
Taa chciałabyś przeszło mi przez głowę ,a mina męża świadczyła ,że myśli dokładnie o tym samym. Nie zgodzi się za żadne skarby tego świata. Zawsze uważał ,że bycie wampirem to przekleństwo
-Albo i to jest drastyczna opcja...  Umrzesz Saro. Umrzesz ,a potem Cię reanimujemy. Posłał mi lekki uśmiech .
-W ten sposób ocalicie całą rodzinę... Jasne możesz przystać na układ Pana K ale... nie jesteś taka.
-Gdzie haczyk? Rzuciłam podejrzliwe pytanie.
-O zapłacie pomówimy potem odrzekł Klaus machnąwszy ręką .
Osz się wpakowaliśmy... I co teraz zrobimy?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz